Dla wielu polskich perkusistów – głównie tych, którzy przygodę z muzyką rozpoczynali w „czasach słusznie minionych” – Polmuz jest niemal synonimem pierwszego zestawu, a nazwa ta przywołuje u nich wspomnienia i pewną nutkę nostalgii. Nic w tym dziwnego, skoro na tej marce wychowało się wielu rodzimych muzyków. Historia marki Polmuz rozpoczęła się w latach 60. XX wieku, a zakończyła w latach 90. Po kilku dekadach pozostawania w niebycie, za sprawą ekipy sklepu perkusyjnego DrumStore z Gdyni, Polmuz wraca na rynek instrumentów muzycznych, a oferta obejmować będzie nie tylko bębny i zestawy perkusyjne, ale także inne produkty. O powrocie tej polskiej marki perkusyjnej rozmawiamy z Tomasze Stukanem – właścicielem sklepu DrumStore i aktualnym posiadaczem praw do znaku towarowego Polmuz.
Przypomnij nam proszę historię marki Polmuz. To chyba jednocześnie historia początków polskiego big bitu?
Tomasz Stukan: Hej. Toż historia Polmuza jest starsza nawet od węgla. Z tego co pamiętam instrumenty Polmuz produkowano od lat 60. XX wieku w Warszawie na Grochowskiej aż do 1992 r. kiedy to zakończono wytwarzanie tychże „zacnych” instrumentów. Dodam iż w tamtych czasach były to jedyne dostępne zestawy perkusyjne, dzięki istnieniu Polmuza możliwe było w ogóle założenie zespołów. Zachodnie marki raz że nie dostępne wtedy w Polsce, dwa iż kosztowały roczną pensję przeciętnego obywatela. I tu dochodzimy do wspomnianego big bitu. Polmuz pojawiał się wtedy w większości zespołów bo innego wyjścia nie było. Teraz, w 2019 roku, zaczyna się nowa karta w historii marki.
Jakość wyrobów Polmuz za czasów komuny pozostawiała wiele do życzenia – nie bałeś się, że bardzo ciężko będzie zmienić to postrzeganie marki?
Tomasz Stukan: Oj nie, z mojej strony jak i większości perkusistów 30+, Polmuz to sentyment oraz wspomnienia pierwszego zestawu perkusyjnego. Natomiast jakość nowego Polmuza na pewno się obroni, gdy ktoś zetknie się z naszymi wyrobami od razu rozróżni „starego” Polmuza od tego nowego.
Jesteś perkusistą, prawda? To by tłumaczyło tę bardziej sentymentalną niż komercyjną decyzję o wskrzeszeniu marki… 🙂
Tomasz Stukan: Tak, potrafię coś zachałturzyć na bębnach :), również co może nie wszyscy wiedzą jestem inżynierem i architektem. Stworzenie i zaprojektowanie swojej linii instrumentów od zawsze było moim marzeniem. To coś, do czego mógłbym wykorzystać te lata spędzone na Politechnice i nauka nie poszłaby na marne. Na pewno sentyment odgrywa tu kluczową rolę, choć teraz też wyżywam się i spełniam się zarazem. Plus, uważam iż na Polskim rynku brakowało Naszej marki z marketingiem na odpowiednim poziomie, profesjonalną stroną www, zdjęciami, filmikami, endorserami itd., czyli czymś co na co dzień robimy w DrumStore. Czemu mamy kupować wszystko od Niemca? 🙂 Jest więc i nieco komercji w tym wszystkim.
Co jeszcze skłoniło cię do reanimacji/reaktywacji marki Polmuz? Mimo wszystko rozpoznawalny już na starcie brand…?
Tomasz Stukan: Myślę iż ustanowienie nowego brandu byłoby trudne, a Polmuz napatoczył się jakby sam. Wszyscy go znają, plus to mój pierwszy instrument do którego mam mega sentyment. W roku 1997 znalazłem bowiem w piwnicy takie niebieskie i uwaga kompletne bębny. To był od dawna zapomniany zestaw mojego kuzyna, który kupił go za pieniądze mojej mamy i spłacał w lekcjach udzielonych mi na pianinie – pokręcona historia. I tak zaczęła się miłość do bębnów. I dlatego powstał DrumStore, bez „polmuzyka” na pewno by tego nie było.
Do kogo należała nazwa Polmuz? Udało się kupić ją bez problemu?
Tomasz Stukan: Znak towarowy należał do pewnego człowieka z Piotrkowa – można to było sprawdzić w wyszukiwarce znaków towarowych Urzędu Patentowego. Zadzwoniłem do niego, okazało się iż sam chciał coś z tą marką zrobić ale nie miał czasu. Podał jednak wtedy zaporową cenę wykupu i zrezygnowałem z zakupu. Zapisałem sobie jednak w kajeciku aby spróbować za rok. Po roku Piotrkowianin był bardziej skłonny do negocjacji, przekonałem go iż nie ma co blokować mi wskrzeszenia Polmuza i zgodził się odsprzedać ową intratną markę za godziwą stawkę.
Czy są jakieś rozwiązania techniczne, które stosowane były w niegdyś produktach Polmuz, a które zdecydowałeś się dzisiaj zachować, kontynuować?
Tomasz Stukan: Niestety mam prawa jedynie do znaku towarowego i nazwy, a nie do rozwiązań technicznych więc nie mogę ich kopiować.
Co dzisiaj konkretnie nawiązuje do tej marki oprócz samego logotypu? Wiem, że jednym z niewielu elementów godnych pochwały były efektowne okleiny beczek. Jak to wygląda we współczesnych produktach Polmuz?
Tomasz Stukan: Nowy Polmuz to nowoczesne bębny. Na samym wstępie mamy przepiękną okleinę White Swirl, cudowny lakier BIG Sparkle, przepiękne inlaye, stripy i paski, nie ma prawa być nudy. Żadnych smutnych zestawów, przepych i szaleństwo. Postawiliśmy również na przepiękne tube lugi.
Powiedz co zawiera oferta Polmuz? Beczki, talerze, hardware, akcesoria, cajony…?
Tomasz Stukan: Trafiłeś w 10. Ale na tym się nie kończy za chwilę będą słuchawki, planujemy też przeszkadzjki, instrumenty etniczne itd.
Co z naciągami? Kiedyś w Polmuzach były montowane mocno średnie Dowhań…
Tomasz Stukan: Aktualnie będą firmowe naciągi Polmuz produkowane na Tajwanie. Sprzęt fajnej jakości i jeszcze lepszy cenowo. Za dopłatą można będzie wymienić je na firmowe Remo czy Evans.
Wybacz, ale muszę zadać to pytanie: jak jest z jakością nowych Polmuzów w porównaniu do oferty obecnej na rynku? A stosunek ich jakości do ceny?
Tomasz Stukan: Chcę aby na Polmuza było stać każdego, dlatego ceny zestawów z półki PRO zaczną się od 3500 PLN za shell set i ok. 3000 PLN za serię ekonomiczną z osprzętem. O jakość dba już wujek Tomek. Polmuza produkujemy jedynie w sprawdzonych fabrykach na całym świecie, z którymi współpracujemy od lat. Znam ich produkty, wiem na co ich stać. Projekty Polmuza są tak zaplanowane, aby wyciągnąć co najlepsze z tych fabryk. W produkcji są również polskie cajony i werble, a to dopiero początek.
W jakiego odbiorcę celujesz z produktami Polmuz? Dla początkujących, czy również dla zawodowców?
Tomasz Stukan: Jak powiedział mój dobry znajomy „pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz”. Dlatego celuję na początek w wysoką półkę. Pod koniec roku również będą tańsze zestawy. Latem, gdy perkusje będą już gotowe planuję wernisaż, na który już teraz zapraszam, myślę iż to będzie coś, czego jeszcze w Polskich instrumentach nie było.
Jakie widzisz atuty tej marki na tle produktów dostępnych obecnie na rynku?
Tomasz Stukan: Najważniejszy jest stosunek jakości do ceny, który w Polmuzie jest wręcz genialny. Nie musi zarobić tu wielka korporacja z wielkimi kosztami, tak jak jest u zachodnich producentów, więc możliwa jest konkurencyjna cena. Natomiast dzięki kontaktom zdobywanym przez lata możemy wyprodukować instrumenty tam, gdzie wytwarzają je również najwięksi producenci. Wiem, iż ta wizja może się nie spodobać wielu osobom. Ale tak wygląda teraz biznes. Większość marek zleca produkcję kilku manufakturom na Tajwanie i w Chinach, i tak wychodzi iż większość sprzętu z którego korzystacie pochodzi z jednej fabryki ma tylko inny napis i logo. Nasza manufaktura na Tajwanie ma nieziemską jakość. Dają możliwość zaprojektowania najdrobniejszego detalu. Codziennie ustalamy szczegóły i dopieszczamy projekt. Przeciętny bębniarz nawet się nie zastanawia nad tym, ale zestaw to 1000 parametrów, na które możemy mieć wpływ. Diabeł tkwi w szczegółach i taki ma być Polmuz.
W końcu będzie można powiedzieć o polskiej perkusji „dobre bo polskie”?
Tomasz Stukan: O TAK!!! To mi się marzy, niech w końcu Polacy zaczną kupować polskie produkty. Kupując poza granicami Polski mimowolnie pompujemy pieniążki za granicę. Nie mówię iż kupowanie w EU jest złe, ale jeśli można kupić coś fajnego w PL to czemu nie? Ktoś może zapytać – dlaczego zatem nie ma produkcji w Polsce? Niestety nie mamy takiej technologi, aby wyprodukować tanio instrumenty. Polskie bębny kosztowałyby 10000, nie stać nas na nie.
Jednak proporcja jest taka iż na każde 100 zł Polmuza jedynie 20 zł trafia na Tajwan, a pozostałe 80 zł zostaje w Polsce. Kupując zachodnie marki na 100 zł jedynie 10 zł zostanie w kraju. Podatek również nie trafia do naszego fiskusa. Ojej nieco zapędziłem się 🙂 Koniec zanudzania trzeba pograć na bębnach…
Rozmawiał: Maciej Warda
Wywiad ukazał się w numerze 7/2019 miesięcznika Muzyk.
Strona internetowa: polmuzdrums.com