Jak sam twierdzi, postanowił zostać profesjonalnym muzykiem po obejrzeniu występu The Beatles w amerykańskiej telewizji. Była to słuszna decyzja, ponieważ dziś Steven Van Zandt, jest muzykiem, autorem piosenek i ich wykonawcą, do tego aranżerem oraz producentem muzycznym (również na Broadwayu), a wielu znawców tematu uważa go za jedną z największych osobistości amerykańskiej sceny rockowej. No tak, grywał na gitarze i mandolinie, a nawet okazjonalnie śpiewał w grupie E Street Band, swojego wielkiego przyjaciela Bruce’a Springsteena. Oprócz tego, ogromną popularność przyniosły mu role aktorskie w serialach telewizyjnych, ze słynną „Rodziną Soprano” na czele. Własne albumy nagrywa pod pseudonimami, „Summer of Sorcery” jest dziesiątym, w którym podpisuje się jako Little Steven. Na godzinnym krążku tym razem pomieścił dwanaście, wyłącznie własnych utworów. Jak łatwo wywnioskować, nie tylko śpiewa, ale też całość zaaranżował i jest głównym gitarzystą. To naprawdę niezwykły facet! Emanuje energią, którą śmiało mógłby obdzielić kilku innych i sprawia wrażenie od pierwszego do ostatniego dźwięku twórczo zakręconego. Już przedtem obiecywał, że w porównaniu do poprzednich, ten album nie będzie się odwoływał do polityki, ani żadnych osobistych odniesień. Na pierwszy planie miała być muzyka i fikcja literacka. Słowa dotrzymał. Oczywiście proszę nie zrozumieć, że teksty, prezentowane zresztą w broszurce albumu, są jakimś dodanym do melodii „bla bla”. Chodzi tylko o to, by tym razem nie doszukiwać się w nich ukrytych znaczeń. Pragnął również, żeby to był najbardziej elektryczny krążek w jego karierze, i ten pomysł także w pełni zrealizował. Co utwór, to kolejna niespodzianka, Steven nieustannie wędruje między różnymi stylami. Najwięcej jest rocka, ale są też rytmy latynoskie, taneczne, ballady. To nie jest piosenkarz obdarzony zjawiskowo pięknym głosem, kto takiego szuka trafił pod zły adres, ale ma w sobie taką moc i prawdę, jak mało kto, może tylko Bruce, jego mentor, przyjaciel i wzór. Ładnie kontrastują z nim ciepło śpiewające panie w chórkach. Wszyscy muzycy z zespołu stanowią najściślejszą ekstraligę amerykańską, grali w wielu legendarnych formacjach, co słychać w każdej sekundzie nagrań. A jednak Steven udowadnia, że idealnie panuje na całym towarzystwem i pozostaje najważniejszy. Stanowczo namawiam Państwa do przesłuchania tego świetnego albumu, ze wszech stron warto!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Recenzja ukazała się w numerze 9/2019 miesięcznika Muzyk.
Strona internetowa artysty: www.littlesteven.com