Madonna właśnie skończyła sześćdziesiątkę i jak twierdzi, przestała należeć do grona czołowych skandalistek. Jeżeli jednak ktokolwiek sądzi, że teraz będzie stateczną, grzeczną panią, powinien stanowczo zrewidować swą opinię. Od trzech lat mieszka w Lizbonie, co jak sama przyznaje ma kolosalny wpływ na jej życie i zapatrywania, poza tym bardzo ceni sobie współpracę z tamtejszymi muzykami. Trudno z perspektywy Portugalii przeoczyć zmiany w światowej muzyce pop, w której coraz mocniejszą pozycję ma muzyka świata, a na „Madame X” echa fado, brzmień latynoskich, afrykańskich czy hinduskich są wyraźne. Być może wielbiciele gwiazdy poczują się zawiedzeni, ale z ducha poprzednich krążków nie zostało wiele. Należy zacząć od tego, że Madonna śpiewa po angielsku, hiszpańsku i portugalsku, co wobec wspomnianej już idei muzyki świata jest logiczne. Odnowiona po latach artystyczna przyjaźń z francuskim producentem i kompozytorem, Mirwaisem Ahmadzai, zaowocowała także większością wspólnie napisanych na krążek utworów. We wszystkich pozostałych także jest współautorką. Biorąc pod uwagę, że miała również decydujący głos w sprawach produkcji krążka, wydaje się, że całość zrealizowano pod jej dyktando. Album jest nierówny, a jego idea przewodnia mało czytelna. Wygląda na to, że Madonna miała niezwykle ambitne pomysły, ale chciała za dużo powiedzieć i w rezultacie niewiele udało jej się przekazać. Brak „wspólnego mianownika” i czytelnego pomysłu na całość bywa męczący, podobnie jak mnożenie różnych stylistyk. W tej sytuacji może lepiej oceniać poszczególne propozycje? Najbardziej niezrozumiałym dla mnie utworem jest „Dark Ballet”, wyraźnie rozpadający się na trzy części, gdzie nagle, nie wiadomo dlaczego, słychać słynny fragment „Dziadka do orzechów” Czajkowskiego. Jak to logicznie powiązać? Jednak kilka pozycji klei się do ucha, jak choćby „God Control”, generalnie sprawdza się również połączenie latino z elektroniką Mirwaisa. Swae Lee i Quavo, amerykańscy raperzy i piosenkarze, również wnieśli sporo ożywienia do utworów „Crave” i „Future”, a w „Medellin” błysnął kolumbijski wokalista Maluma. Czternasty album studyjny powstawał w ciągu osiemnastu miesięcy w kilku studiach nagraniowych różnych krajów. Fani Madonny nie zawiedli, bo krążek natychmiast wskoczył na pierwsze miejsca list przebojów, więc najwyraźniej moje spostrzeżenia nie są podzielane przez wszystkich…
Tekst: Marcin Andrzejewski
Recenzja ukazała się w numerze 8/2019 miesięcznika Muzyk.
Strona internetowa artystki: www.madonna.com