Okazuje się, że naprawdę można mieć wciąż dużo do powiedzenia, mając za sobą kilkudziesięcioletni staż pracy artystycznej, a obecność na rynku od 1969 roku wcale nie musi stanowić powodu do odcinania kuponów. Od swych początków w Birmingham do dziś, oczywiście zmieniali swój skład, sposób grania, ale heavy metal w ich wykonaniu nie stracił ani na ostrości, ani atrakcyjności dla kolejnych pokoleń fanów. To nie pomyłka, na ich koncerty przychodzą często dziadkowie z dziećmi i wnukami! Osiemnasty studyjny krążek Judas Priest nie zawodzi. Być może nie stanowi ich największego osiągnięcia artystycznego, ale ten krążek wystawia im bardzo dobre świadectwo nieprzeciętnych zawodowych umiejętności. Wokalista zespołu, Rob Halford, oraz gitarzyści, Richie Faulkner i Glenn Tipton, napisali czternaście ciekawych i zróżnicowanych utworów, akurat takich, jakich można było po nich oczekiwać. Są wśród nich szybkie i mocno metalowe, ale także zdecydowanie łagodniejsze. Najwyraźniej grupa nie miała zamiaru poszukiwania kompletnie nowych rozwiązań i wyważania otwartych drzwi, bo i po co? Brzmienie jest i tak wystarczająco nowoczesne, w dodatku zrealizowane przy dość powściągliwym korzystaniu z elektroniki. Tak denerwującego walenia w struny, ani łomotania w bębny, tu po prostu się nie uświadczy. Owszem, bardzo efektownych riffów i solówek jak na grupę heavy metalową nie brakuje, ale są one wynikiem dokładnie przemyślanej koncepcji, a nie poddawaniu uszu słuchaczy eksperymentom wytrzymałościowym. Jestem przekonany, że osiągnięty rezultat artystyczny jest w znacznym stopniu zasługą producentów. Tom Allom pracował z grupą w latach 1979-1988 i przy „Firepower” w pewnym sensie strzegł reguł gatunku. Drugi, Andy Sneap, z racji wieku i własnych doświadczeń, ma o wiele nowocześniejsze spojrzenie na heavy metal. Ta dwoistość widzenia wyszła na dobre. Poza tym Judas Priest jest kwintetem złożonym z bardzo dobrych instrumentalistów, na dodatek panów mających czasy niepotrzebnych burz i naporów zdecydowanie za sobą, słusznie więc udowadniają, że teraz liczy się dla nich przede wszystkim muzyka i to, co chcą za jej pomocą przekazać. Po prostu weszli razem do jednego studia i nagrali świetny materiał. Co ciekawe, dzięki Sneapowi pokazali wyraźnie, choćby w „Children of the Sun”, że absolutnie nie stronią od nowych trendów obowiązujących w tym gatunku i potrafią je zaadoptować do swoich celów. W recenzjach znów mówi się o Judas Priest w kategoriach „bogów metalu”. Nawet dla mnie, człowieka, który nigdy nie był zaprzysięgłym zwolennikiem metalu, to bardzo ciekawy krążek!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa zespołu: judaspriest.com
Recenzja ukazała się w numerze 5/2018 miesięcznika Muzyk.