Ten album nie ma tytułu jako takiego, oznaczony jest wyłącznie nazwiskami obecnych na nim muzyków. Domyślam się, że pierwsze może niewiele mówić większości z Państwa, natomiast drugie powinno być znane chociażby części naszych Czytelników. Chris Thile jest genialnym mandolinistą, uważanym za najlepszego na świecie. Zaczął naukę gry w wieku pięciu lat, a gdy miał trzynaście, wygrywał liczne konkursy i wysłano go na kursy mistrzowskie. Rozporządzając niebywałą techniką, często grywa na tym instrumencie… najtrudniejsze koncerty skrzypcowe albo wielką literaturę pianistyczną. Americana? Czemu nie, podobnie jak bluegrass i folk. Żebym nie zapomniał, Chris także śpiewa. Z kolei Brad Mehldau jest rewelacyjnym pianistą jazzowym, zwłaszcza improwizatorem. Obaj panowie spotkali się na wspólnych koncertach już w 2011 roku, występowali razem także dwa lata później. Szybko zorientowali się, że tematy zaczerpnięte z folku czy bluegrassu, proponowane przez nich w fuzji z jazzem, nie tylko świetnie brzmią, ale też przyjmowane są przez publiczność entuzjastycznie. W końcówce 2015 roku muzycy koncertowali w słynnej nowojorskiej sali Bovery Ballroom, nabitej do ostatniego miejsca. Następnego dnia pojechali do Avatar Studios i przez trzy dni nagrali dwupłytowy album, który ukazał się w styczniu tego roku. Są na nim covery, choćby „Don’t Think Twice, It’s All Right” Dylana, „Marcie” Joni Mitchell, „Independence Day” Elliota Smitha, jak również oryginalny utwór Irlandczyka, Ruaidri Dáll Ó Catháina „Tabhair dom do Lámh”, z przełomu XVI i XVII wieku. Obok klasyków pojawiły się też utwory samych wykonawców. To połączenie różnych form muzycznych okazało się niezwykle interesujące, choć na pewno bardziej zbliżone do jazzu niż folku. Niemal każda fraza jest zaskoczeniem. Fortepian pod palcami Brada brzmi momentami całkiem potężnie, a w połączeniu z bądź co bądź mikrym na tym tle dźwiękiem mandoliny Chrisa i jego wysokim głosem, przechodzącym czasem w falset, brzmi wręcz frapująco. Tak interesującej, innej niż wszystkie dotychczasowe interpretacji nieśmiertelnego klasyka Dylana, chyba nigdy nie słyszałem. Żałuję, że panowie nie zdecydowali się na zaproponowanie wyłącznie znanych utworów, wówczas ich konfrontacja z istniejącymi wersjami byłaby jeszcze ciekawsza. Z całą pewnością ten świetny album nie będzie zbyt popularny, bo jest na to zwyczajnie zbyt trudny, ale do jego wysłuchania gorąco zachęcam!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strony internetowe artystów: www.facebook.com/ChrisThile/ i www.bradmehldau.com/
Recenzja ukazała się w numerze 8/2017 miesięcznika Muzyk.