Joan Baez – z pewnością najbardziej utytułowana gwiazda muzyki folk – straszy, że właśnie ten, wydany przed chwilą album i powodowana nim światowa trasa koncertowa, są jej ostatnimi poczynaniami zawodowymi. Trudno mi sobie wyobrazić świat piosenki zaangażowanej bez niej. Dokładnie rok temu jej przyjaciel, Jackson Brown, wprowadzał ją do Rock and Roll Hall of Fame, bilety na wspomnianą trasę sprzedają się świetnie, ma zaledwie 77 lat i sama zapewnia, że czuje się dobrze, więc trudno zrozumieć motywy takiej decyzji. Najnowszy album jest jej pierwszym studyjnym krążkiem od dekady, wśród dziesięciu piosenek nie ma tym razem ani jednej autorskiej propozycji. Skorzystała z utworów między innymi Toma Waitsa, Josha Rittera, Mary Chapin Carpenter, Zoe Mulford i Joe Henry’ego. Ten ostatni, zdobywca trzech Grammy, jest także producentem całości. Joan Baez nigdy nie śpiewała o niczym, tu także wybrała pieśni na tematy zawsze obecne na jej krążkach. Na przykład „I Wish the War Were All Over” opowiada o bezsensie i nieszczęściach każdej wojny. Z kolei „The President Sang Amazing Grace” Mulford przypomina tragedię w Charleston w 2015 roku, gdy mężczyzna wszedł do kościoła podczas nabożeństwa i zaczął bez powodu strzelać do wiernych. Jak to się dzieje, pyta Joan, że ktokolwiek może wejść do szkoły, bądź domu modlitwy i mordować niewinnych? „The Great Correction” to przypowieść o pokoju i koniecznej uczciwości wobec własnych poglądów. „Silver Blade” jest historią zgwałconej, odartej z czci kobiety i prawie do zemsty. Są tu też utwory, które podejmują wątki bardziej osobiste, związane z czekającym każdego przemijaniem i odchodzeniem. W „Last Leaf” Waitsa Baez zapewnia „Jestem ostatnim liściem na drzewie, jesień zabrała resztę z nich, ale mnie nie zabierze. Będę tu całą wieczność”. O pogodzeniu się z nieuchronnym mówi też „Another World”. Joan ma do pomocy malutki zespół, jakiś fortepian i wyciszoną perkusję, praktycznie krążek opiera się na jej głosie i gitarze. Oczywiście z jej przepięknego, boskiego sopranu, wywołującego ciarki na grzbiecie słuchaczy niewiele zostało, ale nadal ma ciepłe, bogate, urokliwe wibrato i umiejętność absolutnie bezbłędnej, zawsze trafiającej w punkt interpretacji. No cóż, tytuł królowej folku zobowiązuje. „Cokolwiek się stanie, patrząc w przyszłość jestem dumna z nowego albumu”, powiedziała podczas premiery albumu. Mnie ta wypowiedź nie dziwi ani trochę!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artystki: www.joanbaez.com
Recenzja ukazała się w numerze 5/2018 miesięcznika Muzyk.