Lao Che ciągle są wierni nagrywaniu płyt koncepcyjnych, jednorodnych tematycznie. To w świecie pośpiesznie tworzonych, plastikowych albumów, gdzie każdy utwór jest od sasa do lasa, niestety coraz rzadsza wartość. Oczywiście winię tu nie tyle twórców, co przede wszystkim odbiorców, którzy kupują pliki z jedną, dwoma piosenkami. Wiedząc o tych nawykach, rzeczywiście gubi się sens pisania całościowych krążków. Po co, skoro i tak zdecydowanej większości starcza jedno nagranie? W wypadku Lao Che absolutnie trzeba przesłuchać, najlepiej wielokrotnie, całość tego albumu, wówczas łatwiej prześledzić dokładnie zamysł autora, Huberta Dobaczewskiego, bo ma on rzeczywiście sporo do powiedzenia. To ważkie uwagi na temat stanu naszej polskiej świadomości, narodowych obaw i fobii, częstego przerostu ambicji, różnych słabości z jakimi się jako społeczeństwo borykamy. Przy okazji przedstawia kapitalny wykaz naszych odwiecznych przywar, pobrzękiwania szabelką, manii wielkości, kompleksów i typowego, kompletnego braku odpowiedzialności za słowa, decyzje i czyny. Bardzo istotny jest język, w którym na równych prawach i w zbliżonych proporcjach przemieszany jest uliczny żargon, slang, zwroty literackie, a nawet wysublimowane kody kulturowe. Właśnie takim się posługujemy, wystarczy posłuchać rodaków na przystanku, w pociągu czy w telewizji. Dzięki takim zabiegom teksty tych jedenastu utworów brzmią normalnie i prawdziwie, a przy okazji gorzko. Optymizmu w nich jak na lekarstwo. Od strony muzycznej album nie zaskakuje, Lao Che zawsze proponuje właściwy dobór charakteru melodii do tekstu. W składzie zespołu znalazł się cenny nabytek, grający na saksofonie barytonowym, klawiszach i flecie Karol Gola. Pozostali członkowie grupy jak zwykle również nie zawodzą, to bardzo solidni instrumentaliści. Producentami są Piotr „Emade” Waglewski i Filip „Wieża” Różański, którzy zadbali o zróżnicowanie każdej propozycji i dobre tempo całości. Za najciekawsze utwory uważam „Baśń z tysiąca i jednej nocki”, inkrustowaną motywami orientalnymi, oraz udziwnione tango „Polak, Rusek i Niemiec”. Zgadzam się z opinią, że większość aranżacji nawiązuje do lat 80., choć to z pewnością „twórcze rozwinięcie tematu”. Skłamałbym twierdząc, że ten album jest dla mnie bez skazy, ale tekstową, muzyczną i wykonawczą inwencją ogromnie się wyróżnia na tle innych, tegorocznych krążków wydanych w Polsce.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa zespołu: laoche.art.pl
Recenzja ukazała się w numerze 5/2018 miesięcznika Muzyk.