Jeszcze w drugiej połowie XX wieku dzieła twórców muzyki barokowej wykonywano na instrumentarium współczesnym, zaawansowanym technologicznie, wyrafinowanym barwowo i przysposobionym do przyjętej temperacji wysokości dźwięków. Takiej, jakiej oczekujemy. Tak było do czasu, gdy nagle pojawiło się paru wizjonerów, którzy poczęli głosić tezy o błędnym interpretowaniu kompozycji dawnych. Ich zdaniem, należało natychmiast zweryfikować dotychczasowe przeświadczenia w tym względzie, a przede wszystkim zaniechać wykorzystywania w ich odtwarzaniu narzędzi pochodzących z XIX i XX stulecia. Byli na tyle w tych poglądach przekonywający, że bardzo szybko krytycy muzyczni zaczęli nagminnie wybrzydzać brzmienie orkiestr symfonicznych, grających, np. spuściznę Jana Sebastiana Bacha czy Fryderyka Haendla.
Co było tak atrakcyjnego w argumentacji filozofów dawnej muzyki, że teoretycy diametralnie zmienili swoje dotychczasowe poglądy na temat wykonań utworów dawnych? Otóż, wydaje się, że powodów był aż cały dekalog:
• Po pierwsze, nikt nie mógł zakwestionować osądu, iż barokowe instrumentarium miało inną barwę i inne możliwości interpretacyjne. A co za tym idzie, wymagało też innych technik gry.
• Po drugie, kompozycje twórców barokowych pisane były właśnie na takie instrumentarium.
• Po trzecie, ówczesne orkiestry nie miały obszernych składów wykonawczych (a zatem dublowanie głosów było fanaberią).
• Po czwarte, instrumenty z epoki zaintrygują słuchaczy inną jakością akustyczną znanych im dzieł.
• Po piąte, fachowcy od budowy i napraw instrumentów uzyskają nowe możliwości zarobkowe, i to bez żadnych kolejnych wynalazków racjonalizatorskich (należy tylko rozebrać artefakty i je powielić).
• Po szóste, nowe koncepcje (a właściwie zamierzchłe) pozwolą jakby na powrót odkrywać wartości muzyczne zapomniane w toku cywilizacyjnych przemian.
• Po siódme, pojawia się olbrzymia szansa ponownego nagrywania spuścizny pozbawionej praw autorskich (a więc darmowej) i to jeszcze w glorii odkrywania faktycznej prawdy w nich zawartej.
• Po ósme, nowe – a raczej stare – zamysły torują drogę do sławy ich głosicielom.
• Po dziewiąte, niezależnie od dalszych losów objawień i tak będą się toczyły debaty na ich temat.
• Po dziesiąte, świat muzyczny zyskuje konkretne preteksty do wyrażania dowolnych opinii wobec natchnionych oracji ich oratorów.
Początkowo, pomysł wprowadzenia w życie wyspekulowanych idei wywołał szereg kontrowersji. Okazało się, że wypożyczone z muzeów, albo ze strychów babć, stare instrumenty nie tylko, że nie stroiły, ale też swoją krzykliwą barwą i prymitywnym brzmieniem doprowadzały niemal do płaczu i agresji odbiorców. Wizjonerzy powrotu do zamierzchłych czasów nie wzięli bowiem pod uwagę faktu, że dopiero pod koniec Baroku ustalono parametry temperacji obowiązującej odtąd w muzyce zachodnio-środkowo-europejskiej. Trzeba więc było przekonstruować instrumenty z epoki tak, aby stroiły zgodnie z wymogami XX wieku i były zarazem spolegliwe na wirtuozerię wymaganą w tych czasach. Krótko mówiąc, trzeba było zbudować całkiem nowe instrumenty, posiadające równocześnie wygląd i pewne atrybuty dźwiękowe starych. W konsekwencji powrót do instrumentów z epoki polegał na skonstruowaniu współczesnych, produkowanych jedynie na wzór minionych. Tym samym oczekiwaną temperację oraz techniczne możliwości podporządkowano dzisiejszym wzorcom.
Muzyka barokowa wykonywana na „instrumentach z epoki” odbiega akustycznymi i wyrazowymi parametrami od granej na współczesnych instrumentach. Jest bardziej archaiczna, mniej nasycona alikwotami i jakby prostsza w przesłaniu. Dodatkowo małe obsady orkiestr ją wykonujące powodują, że nie posiada ona takich cech monumentalnych, jak ma to miejsce w przypadku orkiestr filharmonicznych. Wszystko to razem powoduje, że dawne utwory grane na starych instrumentach brzmią inaczej, intrygująco, ciekawie i lepiej oddają realia muzyczne ówczesnych epok. Dla wszystkich tych, którzy pragną większego zróżnicowania w prezentacjach muzyki klasycznej, dają na pewno wiele satysfakcji. Instrumenty z epoki spełniają dobrze swoje funkcje, mają zagorzałych wielbicieli i dają dużo radości swoim fanom. Jednak dla miłośników maksymalnego bogactwa tonów harmonicznych oraz maksymalnego niuansowania barwą, artykulacją i dynamiką nie zastąpią instrumentarium współczesnego. I niech tak pozostanie. Ku pożytkowi wszystkich, którzy jeszcze słuchają wartościowej muzyki.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 2/2014 miesięcznika Muzyk.
zdjęcie: Viola da Braccio [Metropolitan Museum of Art] (CC0 1.0)