W XXI wieku smooth-jazz (pol. łagodny jazz) niewątpliwie prezentuje muzykę pozbawioną bezkompromisowej energii, ale też elementów jazzowych jest w niej tyle, co kot napłakał. Przeważnie nic. Jednak na początku – a dotyczy to lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych minionego stulecia – w okresie kształtowania się tej estetyki dźwiękowej, nazywanej wówczas jazz-rockiem, było zupełnie inaczej. Wtedy to muzycy improwizujący, a zwłaszcza współpracujący z Milesem Daviesem, próbowali łączyć atrybuty jazzu z pewnymi rozwiązaniami stworzonymi przez rockmanów. Prawdę mówiąc, dotyczyło to tylko sfery rytmicznej, a ściślej precyzując, podstawowej pulsacji, która jazzmanom wychowanym na be-bopie wydawała się być bardzo atrakcyjną. I to mimo, że w konwencjach rockowych mniej było finezji. A jednak, budowana w nich warstwa rytmiczna stanowiła porażającą siłę.
Pierwsze eksperymenty kojarzenia składników jazzu z rockiem stanowiły swoisty ewenement. Powstawały kompozycje o cechach zbliżonych do konwencji free-jazzowych (określanych też w Polsce trzecionurtowymi), negujących dotychczasowe tonalne i artykulacyjne uwarunkowania w muzyce, w których podstawę pulsacyjną stanowiły konstrukcje rytmiczne zapożyczone z rocka. Jednak te ostatnie, artykułowane przez jazzmanów, nie były nimi w pełni. Stanowiły raczej adaptację odmiennych idei na gruncie wyrosłym z zupełnie innych źródeł. Dzięki temu zaistniała w muzyce, nieznana dotąd konwencja stylistyczna, tzw. fusion (synonim jazz-rocka).
Po pewnym czasie, kiedy znudziło się muzykom wykonywać utwory o przebiegach nieokreślonych żadnymi barierami czasowymi i formalnymi, kiedy jedynym aktem twórczym kompozytora było wymyślenie riffu basowego i ewentualnie motywu melodycznego i kiedy to perkusista uparcie bębnił swoje nie przejmując się zbytnio tym, co działo się wokół niego, zauważono, że można jednak i w tej stylistyce uwzględnić wszelkie elementy tradycji muzycznej i wypowiadać się podobnie, jak to czyniono w każdym innym nurcie dźwiękowym. Wrócono zatem do rozbudowanej akordyki, zaczęto aranżować grę sekcji rytmicznej i wyznaczano z powrotem ogólne ramy utworów. Okazało się wkrótce, że ta nowa koncepcja kojarzenia jazzu z rytmami pochodzenia rockowego zaczęła wzbudzać duże zainteresowanie wśród słuchaczy. I to nie tylko w kręgach fanów jazzowych. Fusion stało się modne. Wytwórnie fonograficzne oferowały odbiorcom znaczące nakłady płyt, a ich oferta znajdowała się nawet na półkach zarezerwowanych dotąd dla gatunków popularnych.
Początkowo komercjalizacja jazz-rocka przyniosła dużo dobrego w rozwoju muzyki nieklasycznej. Obok atrybutów be-bopu i wyrazistych pulsacji o nieswingowym rodowodzie pojawiły się odniesienia funkowe, rhythm and bluesowe, soulowe, gospelowe, a nawet etniczne. Tę twórczość zaczęto nazywać już smooth-jazzem. Ale nadal, mimo tylu różnych źródeł jej odwołań, podstawowy składnik estetyki jazzowej, wyrafinowana improwizacja, stanowiła ciągle bardzo istotny element interpretacji. Dopiero później, gdy coraz częściej obok form instrumentalnych, komponowano piosenki, solówki zaczęły ulegać skrótom i uproszczeniom. Ten proces trwał na tyle konsekwentnie, że jego końcowym wynikiem stało się zastąpienie idiomu jazzowego w improwizacjach, estetyką popową.
Współczesny smooth-jazz stanowi kierunek muzyki popularnej o szerokim rodowodzie stylistycznym. Stanowiące go kompozycje odwołują się do wszelkich istniejących nurtów dźwiękowych i stylizują je zgodnie z przyjętymi regułami. Najczęściej różni go od nich ogólny wyraz muzyczny. A ten jest zawsze uśredniony emocjonalnie i wyciszony w ekspresji. Trzeba dodać, iż Zrealizowany perfekcyjnie pod każdym względem. Zaaranżowany w najdrobniejszych detalach oraz przemyślany szczegółowo pod względem sonorystycznym i artykulacyjnym. I jeszcze, unikający jazzu, gdzie tylko się da.
Nagrania muzyki smooth-jazzowej spełniają w zdecydowanej większości, mimo wszelkich ich odmienności stylistycznych, ustalony priorytet wykonawczy. Jego istotę stanowi zachowanie wobec prezentowanej materii muzycznej znaczącego dystansu i obiektywizmu. I nie chodzi tu o brak zaangażowania wykonawców podczas przekazywania treści dźwiękowej. On jest niezaprzeczalny i byłoby niesprawiedliwe tego faktu nie podkreślać. Jednak przyjęta konwencja estetyczna niejako zmusza muzyków do nie przekraczania tych granic ekspresji, które ze smooth-jazzu, np. nawiązującego do flamenco, utożsamiałby go jednoznacznie z tym źródłem. Miłośnik smooth-jazzu wcale nie musi być fanem muzyki latynoskiej, funkowej, spiritual, klasycznej, czy jakiejkolwiek innej. Dla niego echa tamtych jakości pełnią tylko rolę reminiscencji akustycznych, które wywołując określone nastroje muzyczne i tak nigdy nie zdołają zdominować ich ulubionej konwencji.
Smooth-jazz prezentuje wszelkie style muzyczne muzyki nieklasycznej. Jedynie jazzu, jak już wcześniej wspomniałem, jest w niej najmniej. Biorąc natomiast pod uwagę walory interpretacyjne, aranżacyjne i brzmieniowe, trzeba przyznać, że spełnia oczekiwania koneserów najwyższego zawodowstwa wykonawczego, rejestracyjnego i edytorskiego.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 5/2013 miesięcznika Muzyk.