Znany i lubiany duet muzyków, wraz z kolegami z zespołu, są ostatnio mocno zajęci. Chwilę temu pisałem o ich płycie poświęconej Stanisławowi Grzesiukowi, a już jest nowa, tym razem z piosenkami wylansowanymi przez Mieczysława Fogga. O Foggu nie da się powiedzieć w dwóch słowach. Był jednym z najważniejszych polskich piosenkarzy XX wieku, gwiazdą przedwojennych teatrzyków i estrad, naprawdę noszonym na rękach przez kilka pokoleń rodaków. Debiutował w 1928 roku w słynnym Chórze Dana, ale potem śpiewał jako solista. Okupację przeżył w Warszawie, śpiewając w polskich kawiarniach. Podczas Powstania występował w szpitalach i na barykadach, a w ruinach stolicy założył „Cafe Fogg”. Wylansował mnóstwo przebojów. Nie może dziwić, że wykonując jego piosenki, młodzi twórcy, w dodatku jazzmani, chcieli je przedstawić po swojemu. Aranżer, Marcin Masecki, w niektórych pozostał przy wersjach zbliżonych do oryginalnych, a w innych pokazał zdecydowanie własny punkt widzenia, jednak ani razu jego pomysły nie zburzyły zamierzeń kompozytorów. Niekiedy rozbudował wstępy, bądź dodał wstawki instrumentalne i lekko zmienił rytm. Zapewne niektórych słuchaczy te różnice zniechęcą, uważam jednak, że zrobiono je ze smakiem i poczuciem humoru. Do współpracy nad krążkiem twórcy zaprosili piątkę gości. Piotr Zabrodzki jest piosenkarzem, Barbara Kinga Majewska i Szymon Komasa związani są z muzyką poważną, Agata Kulesza i Joanna Kulig, to śpiewające, znane aktorki. Takie połączenie dało korzystne rezultaty, wszyscy wywiązali się ze swych zadań bardzo dobrze, a najbardziej podobali mi się Komasa w przeboju „A ja sobie gram na saksofonie” i Barbara Kinga Majewska w piosence „Warszawo ma!”. Z kolei Joanna Kulig śpiewa jedyną, niezwiązaną z Foggiem piosenkę, „Związane mam ręce”, wylansowaną przez Ordonkę. Jan Młynarski, który wykonuje większość piosenek, śpiewa po swojemu, z warszawskim zaśpiewem, który w tym wypadku jest bardzo na miejscu. W „Polowaniu na tygrysa”, w Chór Dana brawurowo wcielają się sami instrumentaliści. Bardzo porządnie pomyślany i zrealizowany album, w odpowiednich proporcjach dowcipny i wzruszający. Może uda się z jego pomocą przybliżyć muzyczne międzywojnie młodym?
Tekst: Marcin Andrzejewski
Recenzja ukazała się w numerze 9/2018 miesięcznika Muzyk.