W ostatnim czasie nic nie jest normalne. Nasz polski świat, z powodu pandemii, a teraz i wojny zwariował dostatecznie, by niemal zapomnieć o okrągłej, dwusetnej rocznicy urodzin Cypriana Kamila Norwida. Kiedyś byłoby to niemożliwe, ale dziś? Norwid to przecież nasza perła, zdaniem wielu równego jemu rangą poety w XIX wieku nie mieliśmy, a i w świecie w tamtym czasie trudno mu znaleźć godnego rywala. No i co? Może i wyszedł z mody, a jego język jest trudny do przebrnięcia, może wieloznaczność tej poezji przeszkadza współczesnym w odbiorze, ale przecież nic z tego złego nie wynika. Poeta musi operować językiem wrażliwców i niekoniecznie mówić wprost. A że trzeba przy czytaniu się odrobinę natrudzić, żeby zrozumieć? Trzeba! Stąd jednak wypływa przyjemność obcowania z wierszem. Nawiasem mówiąc uważam, że współczesny noblista, niejaki Bob Dylan, jest o wiele bardziej trudny do zrozumienia, niż nasz Norwid. Swego czasu Niemen twierdził, że zawsze nosi przy sobie tomik Cypriana Kamila, bo w jego wierszach znajduje odpowiedzi na wszystkie pytania codzienności. Jak wiadomo pisał też muzykę do jego poezji i śpiewał często. Nie on jeden: na modnych kiedyś wieczorach poezji i muzyki, Norwid był niekończącym się przyczynkiem wspólnych spotkań aktorów i muzyków. Do nich właśnie najwyraźniej postanowiła dołączyć ze swoim zespołem Kasia Pietrzko. Fani jazzu wiedzą, pozostałym wyjaśniam, że ta absolwentka Akademii Muzycznej w Krakowie (zdaje się, że aktualnie kończy tam również przewód doktorski), jest jednym z największych odkryć polskiego jazzu. Zamierzała grać w zespole Tomasza Stańki, rozpoczęli wspólne próby, nawet odbył się pierwszy koncert, ale nagła śmierć Tomka przecięła marzenia. Los chciał inaczej, poszła zdecydowanie po swoje. Dwóch lat brakuje jej do trzydziestki, a już zdążyła mocno potrząsnąć nie tylko naszym, lecz i europejskim rynkiem muzycznym. Zdobyła wiele nagród nie tylko za dwa krążki nagrane ze swoim Trio, w skład którego wchodzi kontrabasista Andrzej Święs i perkusista Piotr Budniak.
Nie tak znów dawno z propozycją napisania muzyki inspirowanej wierszami Norwida, zgłosił się do pani Kasi saksofonista, Maciej Kądziela. To też bardzo znana postać, studiował w Danii, kontynuował naukę w prestiżowych uczelniach muzycznych, posiada w domu kilka półek przeróżnych nagród, a w branży opinię wysokiej klasy muzyka. Dla szefowej Tria to już nie pierwsze spotkanie z poezją. Razem wybrali wiersze, pisząc odrębnie muzykę. Aby maksymalnie przybliżyć słuchaczowi twórczą zależność muzyki i tekstu, na początku każdej kompozycji Andrzeja Chyra mówi wiersz, stanowiący inspirację utworu. Właśnie tak, jak trzeba: mówi, nie recytuje. Mówi prosto, logicznie, „od siebie”, nie narzucając odbiorcy swej interpretacji. To szalenie istotne. A muzyka jest bardzo różna, rzeczywiście zależna od tekstu. Trudno tu o wspólny mianownik. Podobno koncerty poprzedzające nagrania też były od siebie zastanawiająco różne. Cóż, takie to „prawo jazzu”. Najistotniejsze, że ani przez chwilę krążek nie nudzi. Przeciwnie, kolejne przesłuchanie wyławia smaczki, jakich poprzednio się nie zauważyło. Słychać przy tym wyraźnie, że muzycy nie tylko czytają poezję, ale też ją lubią i rozumieją. Wiedzą, co to rytm wiersza i stosowana często przez Norwida zabawa składnią. A że wszyscy są wybornymi instrumentalistami, przenoszą te spostrzeżenia w świat muzyki. Czasem przyjmuje ona postać ścisłego współbrzmienia całej czwórki, kiedy indziej saksofon jest w pozornej opozycji do reszty, jednak zawsze pokazują najwyższą klasę.
Specjalne ukłony należą się realizatorom nagrań, a całość dokumentuje książeczka z pokaźnym esejem Tomasza Szachowskiego. Dla mnie jazzowa płyta roku! Myślę, że Norwid też by się z niej ucieszył!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artystki: kasiapietrzko.com