Staram się jak najrzadziej pisać o albumach będących ścieżkami dźwiękowymi, ponieważ zawsze wśród Czytelników może być grupa tych, którzy nie widzieli filmu. W tym wypadku podobnych obiekcji nie mam, bo to przecież wyłącznie piosenki grupy ABBA. Ich nieprzemijająca, wielka popularność, być może nie najlepiej świadczy o dzisiejszych, znikających niemal natychmiast z ucha i radia przebojach, ale wystawia doskonałe świadectwo ich autorom, Benny’emu Anderssonowi i Bjornowi Ulvaeusowi. Można utyskiwać na temat niektórych sformułowań w tekstach, niuansach harmonicznych bądź aranżacyjnych, ale nikt nie zaprzeczy, że są to świetnie napisane piosenki. Słychać natychmiast, że tworzyli je fachowcy, którzy doskonale znali gust publiczności i jej oczekiwania. Po kilku dekadach właściwie wszystkie utwory tej dwójki, nawet takie, które nie gościły na szczytach list przebojów, doskonale się bronią. W filmie, podobnie jak i w pierwszej części, ich wykonanie oczywiście nie jest dziełem członków słynnej grupy, lecz aktorów biorących udział w tej produkcji. Od razu nasuwają się najważniejsze pytania. Po pierwsze, czy dali sobie radę z zaśpiewaniem melodyjnych, ale i wymagających od strony wokalnej kompozycji i jak się mają ich interpretacje w stosunku do oryginalnych? Uważam, że zdecydowana większość aktorów dobrze poradziła sobie z tym problemem. Na przykład Amanda Seyfried czy Dominic Cooper nie mieli z tym najmniejszych kłopotów. Piosenka „The Day Before You Come” w wykonaniu Meryl Streep brzmi rewelacyjnie, zresztą ta wybitna aktorka już wielokrotnie udowodniła, że śmiało mogłaby być zawodową pieśniarką. W tym kontekście aż krępuję się wymieniać Cher, jednej z największych gwiazd światowych estrad. Jej „Fernando” błyszczy najjaśniej, a gwieździe tak się podobały te piosenki, że zapowiedziała już cały album im poświęcony. Można z drugiej strony dodać, że Pierce Brosnan w dalszym ciągu śpiewa tak sobie, ale reżyser oszczędził mu męki i pozwolił tylko nucić. I jeszcze jedno istotne pytanie: czy album z samymi piosenkami, bez obrazu, broni się? Moim zdaniem absolutnie tak. Dodam, że cały materiał został nagrany w sztokholmskim studiu Benny’ego Anderssona i pod jego kierownictwem, a całość, z oczywistych powodów, zyskała nowe, świetne aranżacje. Niezależnie od posłuchania, namawiam Państwa także do obejrzenia tego uroczego filmu.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa filmu: www.mammamiamovie.com
Recenzja ukazała się w numerze 9/2018 miesięcznika Muzyk.