Na swoją debiutancką płytę młody (ur. 1992 w Krakowie) artysta wybrał nietuzinkowy i wielce wymagający program. Całość rozpoczynają delikatne, śpiewne dźwięki kompozycji, jaka nadała tytuł całości – „Pieśń bez słów” Johanna Kaspara Mertza (1806-1856) pochodząca z cyklu „Dźwięki barda op.13”. Autor w wyraźny sposób nawiązuje do tradycji pieśni romantycznej, a „Lied ohne Worte” stanowi przykład pełnej głębi i wyrazu, choć oszczędnej w środkach liryki instrumentalnej. Po tym romantycznym zamyśleniu przychodzi czas na współczesną muzykę wiolonczelową w opracowaniu Kostasa Tosidisa. Węgier Gyorgy Ligeti (1923-2006) to jak wiadomo wielkie nazwisko świata muzyki, wręcz ikona muzyki dwudziestowiecznej. Dwuczęściową „Sonatę” otwiera powolny kantylenowy dyskurs – zamyślony krajobraz pojedynczych nut przedzielanych głośniejszymi fragmentami i współbrzmieniami oraz spokojnymi akordami pizzicato, by w części kolejnej skrzyć się szybkimi przebiegami. Gdyby obrazowo opisać ten fragment, to byłaby to np. gonitwa mrowia ludzi w wielkomiejskiej aglomeracji, jakich nie brakuje na świecie – takie dość nerwowe bieganie w kółko, przedzielone krótkim cytatem z pierwszej części. Bardzo wymagająca technicznie prawie 4-minutowa część „Sonaty”.
Nr 4 na płycie – muzyk znakomicie, jak myślę, wczuł się i wsłuchał w narrację tej wyjątkowej kompozycji. „Elegy” Alana Rawsthorne’a (1905-1971) jest także wymagająca w odbiorze. Momentami przywodzi na myśl kultowy „Nocturnal” Benjamina Brittena i także posiada jakiś silny, mocno egzystencjalny przekaz. To rodzaj współczesnej mocno kontemplacyjnej muzyki (nawet w szybkich przebiegach), który u jednych, mniej wyrobionych czy mniej wrażliwych, wywoła konsternację i znudzenie, u innych – pogłębioną formę odbioru, jakiś swoisty nastrojowy letarg może nawet graniczący z przywołanymi wspomnieniami osobistymi lub jakimiś życiowymi traumami. Również wielce wymagająca kompozycja i kolejna symboliczna pieśń bez słów na tej nieco ponad 50-minutowej płycie. Gdybym miał wskazać i wybrać tylko jeden utwór z prezentowanego tu programu – byłaby to prawdopodobnie właśnie ta 8-minutowa „Elegia”. Ale cała płyta już należy do ulubionego zestawu płyt gitarowych piszącego te słowa.
Kolejna propozycja (5-9) to utrzymane w podobnych klimatach przepiękne „Impromptusy” z 1968 roku znanego autora z Wysp – Richard Rodney Bennett (1936-2012), zafascynowany był techniką serialną oraz dodekafonią. Cykl złożony z 5 krótkich impresji, w których dominuje język modernistyczny, z krótkimi jednak skojarzeniami z systemem tonalnym. Potrzeba, jak myślę, olbrzymiej wyobraźni dźwiękowej, aby nadać powolnym, pojedynczym nutom i nagłym arpeggiowym akordom głębszego sensu i ukrytych pod pięciolinią treści. To również ogromnie ciekawa propozycja Kuźniara i program wprost dla niego stworzony. Na dosyć często grywanej i uwielbianej przez publiczność „Fantazji” na tematy ze słynnej opery „La Traviata” Verdiego (1813-1901) – podwójne opracowanie Julian Arcas (1832-1882)/Francisco Tarrega (1852-1909) rozpoczętej powolnie i śpiewnie, a zakończonej feerią dźwiękowych barw, pasaży, gam czyli mocno energiczną kulminacją – być może niektóre frazy zdają się nieco nazbyt rozciągnięte (np. kończące daną melodię powolne arpeggio trochę za długo każe czekać na ostatnią nutę). Całość jednak urzeka śpiewnością, pięknem gitarowego brzmienia i kolejny raz wzbudza podziw dla możliwości wirtuozowskich wykonawcy. Z trzech, powstałych w latach 1823-1828, zaproponowanych „Moments musicaux op.94” (arr. włoski gitarzysta Ganesh del Vescovo) szczególnie urzeka nr 11 „Moderato” i 12 „Andantino”. Schubert (1797-1828), mistrz wczesnoromantycznych pieśni, których stworzył ponad 600, na gitarze brzmi pięknie i delikatnie, ale też nie są to proste do zagrania miniatury, w oryginale pisane wszak na ówczesny fortepian – choć przepięknej urody linie melodyczne pomyślane zostały na sposób wokalny. Nie brak w nich także kontrastujących taktów dramatycznych, co pięknie uwypuklił gitarzysta umiejętnie grając także zawieszeniami, muzycznym oddechem – fermatą, ciszą, delikatnością flażoletów.
Podsumowując – bardzo udany debiut płytowy nagradzanego wielokrotnie na konkursach w Polsce oraz w Austrii, Hiszpanii, Chorwacji, Niemczech, Serbii na Ukrainie i Białorusi, aktywnego gitarzysty (koncerty w USA, Republice Południowej Afryki, Rosji i krajach europejskich), niedawnego absolwenta katowickiej Akademii Muzycznej, zarejestrowany w sali renomowanego Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu w marcu 2017 roku. Prawdopodobnie świadomie zrezygnowano z dodania pogłosu, dzięki czemu odbiór może być bardziej kameralny, osobisty, jak występ dla słuchacza np. w jego mieszkaniu, a nie na wielkiej sali koncertowej. W estetycznie i z gustem (stonowana szarość i czerń) wydanej książeczce czytamy szczegółowo o autorach i wybranych na krążek kompozycjach. Gitarzysta pisze m.in.: Chciałbym w tym miejscu wyrazić ogromną wdzięczność wszystkim swoim nauczycielom gitary, których miałem szczęście spotkać na swojej drodze: Adam Makowski, Włodzimierz Lerner, Marcin Dylla, Alina Gruszka i Paolo Pegoraro z Włoch, a których mądrość, inspiracja i wrażliwość znajdują echo na niniejszej płycie. Warto też zwrócić uwagę na swoiste motto – istotny dla M. Kuźniara cytat pochodzący od amerykańskiej pisarki Emily Dickinson (1830-1886): „Nadzieja ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa pieśń bez słów, która nigdy nie ustaje, a jej najsłodsze dźwięki słychać nawet podczas wichury”. Warto poszukać tej wyjątkowej propozycji fonograficznej na naszym rynku lub bezpośrednio u wydawcy albo wybrać się na koncert Marcina. Naprawdę szczerze polecam!
Tekst: Krzysztof Nieborak
Recenzja ukazała się w numerze 1/2019 miesięcznika Muzyk.