O tej młodej, naprawdę interesującej wokalistce i autorce piosenek, zaczęło się mówić w jej rodzinnych Stanach Zjednoczonych już w 2008 roku, gdy zagrała na Broadwayu w musicalu „13”. Świat dowiedział się o niej w 2013 roku, po nagraniu pierwszego, bardzo dobrze przyjętego albumu, a sukces przypieczętowała dwoma następnymi. Młodziutka piosenkarka stała się absolutną gwiazdą, a jej krążki sprzedawały się w milionowych nakładach. Niestety, w zeszłym roku zaczęto o Grande mówić nagle w kontekście dalekim od artystycznego, gdy tuż po jej koncercie w Manchesterze doszło do zamachu, zakończonego ogromną tragedią. Ariana postanowiła jak najszybciej otrząsnąć się i przerwać traumę wydaniem nowego, już czwartego w karierze albumu i pokazać, że w dalszym ciągu przede wszystkim ma coś do powiedzenia jako artystka.
Z wielu powodów to była najlepsza z możliwych decyzji. Od tragedii nie zamierzała uciec, została zaznaczona, zwłaszcza na końcu, gdy po utworze „Get Well Soon” uczciła pamięć wszystkich ofiar czterdziestosekundową ciszą. Z piętnastu nagranych utworów, ona sama jest współautorką dziesięciu, a w powstaniu aż siedmiu ma swój udział piosenkarz, autor, raper i producent w jednej osobie, Pharrell Williams. Okazało się, że to właśnie Pharrell w całym projekcie miał głos decydujący i chodzi w tym wypadku nie tylko o warstwę muzyczną.
Mówiąc szczerze, dotychczas nagrania Ariany wydawały mi się dość przeciętne, a zachwyty nad nią raczej nieuzasadnione. Tymczasem na ostatnim albumie usłyszałem zupełnie inną Grande. Owszem, to w dalszym ciągu bardzo ambitny, melodyjny pop, ale z wyraźnymi odniesieniami do hip-hopu, momentami także rocka. Ariana na tym wyłącznie zyskała, brzmi inaczej, jest z pewnością ciekawsza niż dotychczas. Najwyraźniej Williams uruchomił w zaledwie dwudziestopięcioletniej gwieździe nowe możliwości, z których istnienia pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy. Z drugiej strony zabieg byłby nieudany, gdyby sama zainteresowana nie odważyła się w pełni zaufać koncepcji Williamsa.
Grande udowadnia tu po raz kolejny, że jest świetną wokalistką o delikatnym, pełnym uroku głosie, ale gdy trzeba, potrafi też „przyłożyć”, zaśpiewać mocniej i bardziej zdecydowanie. Wokalnie pomaga jej w tym Pharrell, jak również świetne Nicki Minaj i Missy Elliott. „Borderline”, „The Light Is Coming”, „Get Well Soon” i przede wszystkim „God Is a Woman” są bardzo dobrą wizytówką tego krążka.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artystki: www.arianagrande.com
Recenzja ukazała się w numerze 10/2018 miesięcznika Muzyk.