Być może niektórzy z Państwa wzruszą ramionami i stwierdzą, że pisanie o albumie z kolędami teraz, gdy choinki już dawno wywędrowały z domów, to gruba przesada. Jednak nie w tym przypadku. Jan Młynarski, syn Wojciecha, otworzył archiwa tekstowe ojca i odkrył w nich także zupełnie nieznane kolędy. Dał je zaprzyjaźnionym kompozytorom i wykonawcom, dodał kilka już znanych i tak powstał krążek z dziesięcioma niezwykłymi utworami. To piękne i mądre wiersze. Choć wszystkie wpisane w charakter najpiękniejszych, bożonarodzeniowych świąt, mówią o sprawach najprostszych, a jednocześnie fundamentalnych. Przede wszystkim o tym, że obowiązkiem każdego jest otworzenie się na potrzeby innych, a przykazanie „nie rób drugiemu co tobie niemiłe”, winno być mottem towarzyszącym przez całe życie. Jak zwykle u Młynarskiego, życiowe prawdy podane są w sposób genialnie prosty i ujmujący zarazem, z kompletnym pominięciem jakiegokolwiek patosu. Jeden wiersz, „Kolęda wołka z osłem”, nie został opatrzony muzyką, Marian Opania i Wiktor Zborowski po prostu go mówią. Reszta zyskała znakomitych kompozytorów. Ze znanych już utworów trzeba wymienić wielki hit Skaldów, „Będzie kolęda”, jak też „Samotnie kolędować źle”, „Kolędę o miłowaniu moim” i „Kolędę nowoprojektowaną”, wszystkie z muzyką Mariana Zacharewicza. Nowe, naprawdę dobre i idealnie pasujące do tekstów kompozycje napisali: Jerzy Derfel („Kolęda dla zranionych”), Grzegorz Turnau („Wiersz na Boże Narodzenie”), Andrzej Jagodziński („Kolęda na cały rok”) i Dorota Miśkiewicz („Kolęda wędrujących”). Producentem muzycznym jest oczywiście Jan Młynarski, który miał świetny pomysł zatrudniając Royal String Quartet i kilku instrumentalistów grających na tak nietypowych instrumentach, jak wibrafon, lira korbowa, tuba, lutnia, bandżola, dzwonki czy bęben obręczowy. Dobrał też wspaniałych wokalistów. To, że sprawdzi się Gaba Kulka, Grzegorz Turnau, bądź Alicja Majewska (do wtóru z Arturem Andrusem), było raczej oczywiste, ale na najwyższe noty zasłużyli także młodsi: Natalia Przybysz, Natalia Szroeder i Maniucha Bikont, śpiewający właśnie tak, jak trzeba. Słucha się tego albumu świetnie. Jednak najbardziej wzrusza mnie duet Wojciecha i Jana. Gdy w znanej już „Szarej kolędzie” z muzyką Krzysztofa Komedy, syn w którymś momencie mówi: „Śpiewaj, tato” i inicjatywa przechodzi w ręce ojca, nie ukrywam, poczułem kluchę w gardle… To album dla wrażliwców, na szczytach list sprzedaży się raczej nie znajdzie, ale świetnie, że jest!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Recenzja ukazała się w numerze 1/2019 miesięcznika Muzyk.