Jeden z najwspanialszych poetów i bardów naszych czasów, odszedł trzy lata temu. Na chwilę przed jego odejściem ukazał się album „You Want It Darker”. Schorowany Leonard z pewnością nie dokończyłby go, gdyby nie znacząca pomoc syna, Adama. Wiedząc, że to już definitywny koniec, upoważnił Adama do twórczego rozporządzania tym, co po sobie zostawił. Musiało upłynąć ponad pół roku, zanim syn wszedł do garażu ojca, gdzie bez trudu znalazł szkice i nagrania utworów, jakie pozostały po poprzednim albumie. Poza jednym, kompletnym, nie znalazł do nich muzyki, Leonard był zbyt słaby, żeby pozwolić sobie na zajęcie się czymkolwiek poza tekstami. Cohen-junior spełnił polecenie taty. Sam dopisał muzykę, bo niby komu mógłby z czystym sumieniem powierzyć to zadanie, przecież nikt nie znał Leonarda lepiej, niż on. Muszę od razu powiedzieć, że aż nie chce się wierzyć, że tych pochodów melodii i akordów nie stworzył ojciec. Adam zaprosił do realizacji tego projektu wielu najbliższych współpracowników taty, wszyscy stawili się z największą ochotą. Ich lista jest długa, obejmująca nie tylko muzyków, ale też chóry Cantus Domus i Shaar Hashomayim. W całość złożył to Daniel Lanois, a współproducentem krążka, wespół z Adamem, został Patrick Watson. Niezmiernie ważną w tej konkretnej sytuacji pracę wykonał Michael Chaves, który zmiksował głos Leonarda z podkładami. Bez wątpienia całe, tak liczne grono, z Adamem na czele, wykonało znakomitą robotę. A sam mistrz jest wstrząsający. Wyraźnie walczy z fizyczną niemocą, choć robi co w jego mocy, by nie było tego słychać. Stojąc już między tym a tamtym światem, mówi, że życie jest największą wartością jaką posiadamy, więc trzeba je szanować, ale też nigdy nie budować szczęścia kosztem innych. Dopóki można, kochajmy, tańczmy i radujmy się obecnością przyjaciół. Pijmy wino, dostrzegajmy to, co naprawdę cenne, na przykład skarby przyrody we wszelkich przejawach, choćby wschody i zachody. Ktoś może powiedzieć, że to spostrzeżenia niezbyt odkrywcze. Owszem, ale Cohen mówi o tym właściwym dla siebie pięknym, poetyckim językiem, pełnym wspaniałych metafor. Poza tym on już jest po drugiej stronie, więc to jego credo nabiera innego, szczególnego znaczenia. To nie jest album dla wszystkich, zresztą Leonard nigdy nie był ulubieńcem tłumów, a jego poezja i muzyka zawsze była trudna i wieloznaczna w odbiorze. To krążek dla wrażliwców i tych, dla których Leonard Cohen nigdy nie przestał i nie przestanie być naprawdę ważny.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Internet: www.leonardcohen.com / www.facebook.com/leonardcohen/
Recenzja ukazała się w numerze 1/2020 miesięcznika Muzyk.