Nigdzie w świecie nie zdarza się tyle wspaniałych karier artystycznych bardzo młodych ludzi, co w Stanach Zjednoczonych. Dotyczy to zwłaszcza muzyki rozrywkowej. Bywa, że kariery poczęte tak wcześnie udaje się kontynuować całe lata, ale zdarza się i tak, że młodociana gwiazdka przestaje sobą interesować dziennikarzy i publiczność, gdy osiągnie wiek dojrzały. W znacznym stopniu doświadczyła tego Brenda Lee, niegdyś gwiazda pierwszej światowej wielkości i Miss Dynamite, teraz zupełnie niewidoczna, choć obecna w studiach i na estradzie nadal. Uwagi te czynię na marginesie sukcesów Taylor Swift, która osiągnęła ogromny sukces już swoją debiutancką płytą sprzed dwóch lat, sprzedaną do dziś w nakładzie przekraczającym cztery miliony egzemplarzy. Jeszcze szybciej kupowany jest drugi album wokalistki, „Fearless”, wiele tygodni obecny na pierwszym miejscu listy Billboardu, a także okupujący pierwsze miejsca w Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Nowej Zelandii i Australii, lokując się zaledwie kilka pozycji niżej w wielu innych krajach. Pierwszego dnia w USA kupiło go 217.000 osób, a pierwszego tygodnia 592.000 tysiące! Z wywiadów i prasowych doniesień wynika, że młoda osoba, w tym roku kończąca dopiero 19 lat, postanowiła o swojej artystycznej przyszłości już jako dziecko i robiła wszystko, by sprostać tym zamierzeniom. Oczywiście pomogli jej w tym rodzice, inwestując w lekcje śpiewu i gry na gitarze, oraz przenosząc się w okolice Nashville, Muzycznego Miasta USA, by dziecko miało jak najlepszy start. Teraz z pewnością swej decyzji nie żałują, ich córeczka już jest multimilionerką. Za chwilę wyruszy z turą koncertową do pięćdziesięciu największych miast w Stanach, a już przygotowano jej światowe tournee… Taylor Swift idealnie spełnia medialne warunki mega-gwiazdy XXI wieku: młodziutka, piękna, miła, już utytułowana, jeżdżąca na koncerty z mamusią, a przy tym doskonale kierowana, dzięki czemu wie jak i gdzie się zachować, oraz komu udzielić wywiadu. Wielki udział w jej wygranej miało i to, że wbrew utartym zwyczajom pozwolono Swift od razu na śpiewanie własnych piosenek. Na tym krążku napisała wszystkie teksty i muzykę do siedmiu z trzynastu utworów. Zabieg okazał się nadzwyczaj trafny, ponieważ Taylor nie udaje dorosłej, tylko opisuje rzeczywistość z pozycji nastolatki, z jaką bez trudu mogą się identyfikować miliony takich jak ona. Choć w samych Stanach zalicza się ją do piosenkarek country, bez trudu można znaleźć u niej ogromne wpływy popu, rocka, czy folku. Poza tym jej głos nie ma wiele wspólnego z pięknym, szerokim, wibrującym głosem licznych koleżanek z Nashville, którym może przeciwstawić się tylko pasją swej piosenkarskiej wypowiedzi. Piosenki Taylor są niewątpliwie bardzo dobre, a przy tym szczere, zwłaszcza oceniając je ze wspomnianej już, młodzieżowej perspektywy. Opiekę muzyczną sprawował tu Nathan Chapman, nie tylko świetny multiinstrumentalista, ale też aranżer i współproducent płyty i śmiem twierdzić, że w ogromnym stopniu przyczynił się do jej sukcesu. Krążek słuchany nawet wielokrotnie nie nudzi, nastrój zmienia się co chwila, a aranżacje zaskakują wielością muzycznych barw. Ciekawym pomysłem jest też wielokrotne wykorzystanie kwartetu smyczkowego i potraktowanie tradycyjnego instrumentarium w nowoczesny sposób. O wszystkich zaletach panny Taylor mogą się zresztą przekonać Państwo sami i kupić „Fearless” w zaskakująco niskiej cenie. A fachowcy od marketingu już się zakładają, czy Taylor zajmie miejsce beztrosko porzucone przez Shanię Twain? Moim zdaniem chyba tak.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Internet: www.taylorswift.com
Recenzja ukazała się w numerze 7/2009 miesięcznika Muzyk.