Jak wiemy, proste pytania często wymagają zawiłych i pokrętnych odpowiedzi. Ich pozorna oczywistość wzbudza też konsternację i myślowy niepokój. Jedną z takich kwestii jest chęć otrzymania wyjaśnień o istocie muzyki. Mogę o tym zaświadczyć, chociażby na podstawie własnych doświadczeń związanych z wykładami na uczelniach. Otóż, kiedy poproszę studentów o jakąkolwiek definicję muzyki, przeważnie zalega dłuższa cisza, po której następują różne próby sformułowania takowej, łatwe do zanegowania chociażby ze względu na ich wybiórczość pojęciową i zawężanie zagadnienia do fragmentarycznych, nieobejmujących całości, stwierdzeń. Przykładowymi określeniami są, m.in. „sztuka dźwięków”, „kompozycje muzyczne”, „to jest to, co gra w radiu i słyszymy na koncertach”, „to jest to coś, co wykonujemy na instrumentach muzycznych”, „śpiewanie i granie”, itp. Każde z tych haseł można zakwestionować, bo odnosi się, albo do czegoś nieokreślonego (sztuka dźwięków), albo do jednego z efektów działalności człowieka (kompozycje muzyczne), albo do uniku merytorycznego (częściowo zresztą tylko prawdziwego, bo w radiu i na koncertach nie mamy do czynienia wyłącznie z muzyką), albo niecałej prawdy (muzykę można tworzyć za pośrednictwem dowolnych narzędzi, nie tylko skonstruowanych w takim przeznaczeniu), albo do sprytnego wybiegu znaczeniowego (granie i śpiewanie, które potrzebują z kolei kolejnych uściśleń związanych ze zdefiniowaniem tych czynności).
W celu podjęcia próby określenia zjawiska zwanego muzyką, musimy najpierw uświadomić sobie, kiedy mamy z nim do czynienia, a kiedy nie. I nie możemy w żaden sposób zawężać tego zagadnienia do twórczości kompozytorskiej i interpretacyjnej). Nie powinniśmy też wiązać tej problematyki wyłącznie z czynnościami dokonywanymi przez człowieka (intelektualnymi i manualnymi). Jeśli się tym warunkom podporządkujemy i zastanowimy nad obecnością, albo brakiem muzyki w naszym otoczeniu, to stwierdzimy, że o jej istnieniu decydujemy głównie my sami. A raczej nasze własne nastawienie do odbioru otaczających nas zjawisk akustycznych. Przykładowo, pisząc te słowa słyszę, m.in. szum wiatraczka komputera, stuki uderzanych palcami klawiszy, równomierne tykanie sekundnika wiszącego zegara, a na te odgłosy nakłada się co jakiś czas słabe echo kół przejeżdżającego w oddali pociągu i głośniejsze krakanie kłócących się za oknem wron. Czy te odgłosy są już muzyką, czy jeszcze nie? To właśnie jest kluczowa kwestia naszych przemyśleń. Okazuje się bowiem, że jedynie od nas zależy interpretowanie ich obecności. I jeśli te wydarzenia akustyczne potraktuję zwyczajowo, a więc wyłącznie jako informację o tym, co aktualnie dzieje się w moim otoczeniu, to muzyki one nie stanowią. Ale wystarczy, że zmienię moją percepcję z faktograficznej na estetyczną – ale fajnie komponują się dźwięki klawiatury laptopa i sekundnika czasomierza na tle jasnego poszumu wiatraczka z nakładającą się nań zamiennie, pulsacją rytmiczną, artykułowaną na szynach kolejowych, lub alegorią guiro, tworzoną przez czarne ptaszydła – aby te same zjawiska akustyczne stały się materią dźwiękową będącą dla mnie muzyką. Skoro tak jest, to na podstawie tej konstatacji sformułować możemy istotny dla nas wniosek, że muzyką są wszelkie zjawiska akustyczne odczytywane w kategoriach estetycznych. Po prostu.
Jeśli muzyką może być wszystko, co słyszymy – a jest to tylko zależne od naszego postrzegania – to kiedy możemy określać muzykę mianem kompozycji muzycznej? Tu już w odpowiedzi musimy uwzględnić obecność człowieka.. Bierze się to stąd, że tylko on może dokonać świadomego wyboru – z nieskończonej ilości – takich zjawisk akustycznych, które mają stanowić muzykę. I tę swoją wizję twórczą narzuca nam w postaci formy utworu (ściśle określonej ilości zjawisk akustycznych składających się na jego konstrukcję). A zatem kompozycją muzyczną jest zbiór dowolnych zjawisk akustycznych skompilowanych w celach estetycznych.
Na koniec tych rozważań warto pokusić się o próbę porównania muzyki z kompozycją muzyczną; wyabstrahowania z nich elementów wspólnych, łączących je i wskazania odmiennych, różniących je. Co zastanawiające, jedynym podobieństwem między muzyką, a kompozycją muzyczną jest stanowiąca je, materia dźwiękowa. W każdej z nich są nią dowolne zjawiska akustyczne (odczytywane i odczuwane przez odbiorców w kategoriach estetycznych). Różnic jest więcej. Najważniejszą z nich stanowi, nieistotna dla powstania muzyki działalność człowieka i bezwzględnie konieczna takowa dla zaistnienia kompozycji muzycznej. Drugim niepodobieństwem jest forma muzyki. W przypadku kompozycji muzycznej jest ona nakreślona raz na zawsze, a w przypadku muzyki przyjmuje każdorazowo długość, jaką wyznacza jej słuchacz. Kolejną odmianę stanowi treść muzyki i kompozycji muzycznej. W tej pierwszej jest ona stale zmienna i w dużym stopniu nieprzewidywalna, w tej drugiej natomiast, niezmienna i wykreowana przez twórcę w kształcie przez niego zamyślonym, przewidywalnym. Ostatnią z istotnych różnic dzielących muzykę z kompozycją muzyczną jest ich interpretacja. Muzykę może wykonywać wszystko, co istnieje we wszechświecie, ale kompozycję muzyczną interpretuje człowiek (i to obojętnie, czy czyni to za pośrednictwem techniki, np. nagrywając odgłosy przyrody, czy realnej gry na instrumencie, np. śpiewając kołysankę dziecku).
A tak już naprawdę kończąc, warto – w świetle powyższych spekulacji – bardziej świadomie używać pojęć muzyki i kompozycji muzycznej, bo okazuje się, że muzyką może być wszystko, co słyszalne, ale kompozycją muzyczną już nie.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 3/2011 miesięcznika Muzyk.