Album Eminema otrzymałem w prezencie i trochę trwało, zanim zdecydowałem się na jego przesłuchanie. Dawno amerykańskiego króla rapu z Detroit nie słyszałem, a kiedyś nie robił na mnie zbyt korzystnego wrażenia. Najbardziej nie odpowiadała mi tendencja wtykania ogromnej ilości różnych żalów do świata w ramach jednego utworu. Rozumiem, rap narodził się z buntu i nim się głównie żywi, ale, jak dla mnie, nie powinien być wyłącznie stekiem wyrzucanych przez autora oskarżeń. Jednak gdy w końcu sięgnąłem po „Revival”, przyznaję, że słuchało mi się go o wiele lepiej, niż dawniej. Dziewiąty album Eminema wskazuje na korzystne zmiany, jakie się w nim, jako artyście, dokonały. Teraz oczywiście nadal opowiada przede wszystkim o sobie w bardzo bezpośredni sposób, momentami aż za bardzo, ale dojrzalej postrzega świat, politykę, a przede wszystkim relacje międzyludzkie. Oczywiście nie przestał być oskarżycielski, choć potrafi swoje pretensje manifestować ciekawiej, no i ciągle z prędkością pepeszy. Dostało się, a jakże, prezydentowi Trumpowi, z którym, jak z każdym, Eminem się nie patyczkuje. Krążek powstawał nieśpiesznie, był nagrywany przez dwa lata w różnych studiach i pod okiem wielu producentów. Najbardziej za całość odpowiedzialny był rzecz jasna Dr. Dre, czyli ktoś, kto w karierze Eminema znaczył najwięcej. Jednak poszczególne utwory produkowali także inni, ważni i znani, wśród tego grona znalazł się między innymi sławny Rick Rubin i naturalnie sam Eminem. Czy to nagrywanie w różnych miejscach, czy też liczne grono odpowiedzialnych za projekt sprawiło, że lista osób zamieszanych w powstanie tego albumu jest doprawdy ogromna, obejmuje kilkadziesiąt nazwisk. Przede wszystkim raper zaprosił kwiat swoich niezmiernie popularnych śpiewających koleżanek i kolegów, a Ed Sheeran, Alicia Keys, Skylar Grey (także jedna z producentek), Beyonce i P!NK, z pewnością nie żałują przyjęcia zaproszenia. Eminem doskonale wiedział co robi, bo ich udział w melodyjnych refrenach w ogromnym stopniu zaważył na sukcesie całości. Album jest wyjątkowo długi, ale też potencjalnych przebojów jest tu, lekko licząc, co najmniej kilka. Nieprzypadkowo premiera miała miejsce w szczycie przedświątecznych, grudniowych zakupów, co pozwoliło płycie od razu wskoczyć na pierwsze miejsce wszelkich zestawień już w pierwszym tygodniu sprzedaży. Porównując z poprzednimi albumami Eminema, całkiem słusznie!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artysty: www.eminem.com
Recenzja ukazała się w numerze 3/2018 miesięcznika Muzyk.