Było rzeczą oczywistą, że stulecie urodzin Billie Holiday przyniesie nowe albumy, na których różni piosenkarze zechcą się zmierzyć z piosenkami i interpretacjami wielkiej artystki. Wśród tych pozycji znalazła się jedna absolutnie wyjątkowa, to właśnie krążek Cassandry Wilson. O pomoc zwróciła się do producenta Nicka Launaya i aranżera, którym został Van Dyke Parks. Razem stanowili o wszystkim, zatem trudno powiedzieć, komu przypisać największą odpowiedzialność za kwestie artystyczne. Oczywistym było, że szkoda czasu na zwykłe powtórzenie interpretacji Billie i zaśpiewanie po raz kolejny tak samo, jak ona. Właśnie dlatego najważniejszą sprawą stało się wymyślenie pewnego pomysłu na całość przedsięwzięcia. Zainteresowani przyznają, że znaleźli go głównie w tekstach tych utworów i wychodząc z założenia, że one są najważniejsze, do nich „dokomponowali” resztę. To o tyle intrygujące, że nie wszystkie z tekstów wybranych piosenek tchną głębszą treścią, choć z drugiej strony rzeczywiście stwarzają one specyficzną atmosferę całości, a poza tym każda relacjonuje inną opowieść. Oczywiście nie mam pojęcia, czy tak było, czy jest to teoria dopisana już po nagraniu, ale sprawdziła się. Z pewnością kryterium wyboru nie była popularność utworów, bo obok znanych znalazły się wśród jedenastu pomieszczonych, także mniej rozpoznawalne. Wszystko zaczyna się od niezwykle delikatnej interpretacji utworu „Don’t Explain”, płynącego niemal z zaświatów. Porusza do głębi „Strange Fruit”, gdzie Cassandra jest bardzo bliska Billie. Dwunasty utwór, to wstrząsająca kompozycja samej Holiday, „Song for Lester Young”. Ogromnie się przyjaźnili, a kiedy odszedł, ona akurat występowała w Londynie. Zdążyła wrócić na pogrzeb, chciała zaśpiewać tę pieśń jako ich pożegnanie, ale z niewiadomych powodów jego rodzina się na to nie zgodziła. Bardzo ciekawe aranżacje znalazły idealnych wykonawców. Cassandra śpiewa rewelacyjnie, słychać, że te nagrania są jej niezwykle bliskie, to najprawdziwszy hołd złożony fascynującej, wielkiej gwieździe, jaką Billie była. Co najciekawsze, Wilson pozostaje cały czas sobą, ani na jotę nie podrabia wielkiej gwiazdy i pewnie dlatego potrafi być aż tak przejmująca. Dawno jej nie słyszałem, żałuję, bo jest w rewelacyjnej formie. Wśród muzyków są między innymi T Bone Burnett i Nick Zinner i jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby ten pierwszy mocniej nie maczał palców w całym projekcie. A sam tytuł krążka został zaczerpnięty ze staroegipskiej Księgi Umarłych, stanowiącej zbiór myśli i zaklęć służących przechodzącym na tamten, nieznany brzeg…
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artystki: www.cassandrawilson.com
Recenzja ukazała się w numerze 6/2015 miesięcznika Muzyk.