Patrzę z zazdrością na niewyczerpane amerykańskie zastępy nowicjuszy depcące po piętach dotychczasowym sławom. We wszystkich dziedzinach muzyki rozrywkowej rosną jak grzyby po deszczu. Dostęp do Internetu, a przez to nagrań starszych kolegów mają nieograniczony, więc ich talenty mogą szybciej dojrzewać, co w dobie młodzieży niepodzielnie władającej estradą ma kolosalne znaczenie. Kolejnym na to przykładem jest pochodzący z Georgii Zac Brown, który jeszcze jako nastolatek postanowił pisać i oczywiście śpiewać swoje piosenki. Countrowych idoli znał z komputera i telewizora bardzo wcześnie, ale zgodnie z wolą rodziców rozpoczął studia na uniwersytecie stanowym. Po kilku semestrach uświadomił sobie jednak, że życie jest stanowczo za krótkie, by tracić go na mozolne siedzenie w salach wykładowych, więc w 2002 roku stworzył swoją kapelę Zac Brown Band. Rzecz jasna od początku jej istnienia pisze teksty i muzykę, gra na gitarze, jest też głównym wokalistą. Towarzyszy mu pięciu zaproszonych do współpracy bardzo dobrych muzyków, z których dwóch ma zaszczyt śpiewać wespół z założycielem. Dla poznania rynku objechali kilka stanów, zdobyli doświadczenia, po czym w 2004 roku nagrali debiutancki, świetnie przyjęty przez krytykę i fanów krążek, „For From Einstyne”. Zac już wiedział, że kluczem do sukcesu są takie występy przed jak największą publicznością, jakie wbijają się na długo w pamięć. Wynajęto scenarzystę i reżysera, a po kilku tygodniach koncertów wiadomo już było, że Zac Brown Band są na estradzie nie do pobicia. Od tego czasu nie mogą się opędzić od propozycji koncertów, mają ich ponad dwieście rocznie! Z tego powodu na razie nie pozwalają sobie na artystyczne wyjazdy poza Stany, to byłaby niepotrzebna strata czasu. Mają rację: „żywiołowi, dowcipni, sympatyczni i jedyni”, tak właśnie ich określają amerykańscy recenzenci. Muszę w to uwierzyć, nigdy ich nie widziałem w akcji. Natomiast ostatni krążek, „You Get What You Give”, sporo mówi o ich wokalno-muzycznych umiejętnościach. Grupa uprawia country środka, oczywiście warsztatowo bez zarzutu. Piosenki są perfekcyjnie napisane, nie brakuje ballad i szybkich rytmów, a teksty odnoszą się do rzeczywistości widzianej oczami przeciętnego Amerykanina. Wokalnie i instrumentalnie reprezentują również wysoki poziom, zgrabne aranżacje pozwalają zaledwie kilkuosobowemu zespołowi na takie brzmienie, jakiego nie powstydziłaby się grupa o wiele liczniejsza. Lider śpiewa wysokim tenorem, koledzy uzupełniają niższe rejestry, więc efekt końcowy jest bardzo przyjemny. W dwóch rytmicznych utworach występują goście. W „Knee Deep” śpiewa Jimmy Buffett, a w „As She’s Walking Away” idol Zaca, Alan Jackson. Zapewne do wspólnego śpiewania z widzami stworzono pożegnalny utwór, „Make This Day”. Cztery albumy, 20 milionów sprzedanych płyt, Grammy na koncie, nieźle! Na pewno o Zac Brown Band jeszcze wiele razy usłyszymy!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Internet: zacbrownband.com
Recenzja ukazała się w numerze 6/2011 miesięcznika Muzyk.