Ostatnio w rozmowie usłyszałem nowe określenie kogoś lub czegoś bardzo nietypowego, wyjątkowego, „z charakterem”. Powiedziano: „to jest takie… brytyjskie”. Gdy ujrzałem Tiny Terror przypomniało mi się owe określenie i jego ładunek emocjonalny stał się dla mnie oczywistym. Druga myśl była o tym, że jeżeli ktoś tyle wysiłku poświęcił na design, to urządzenie nie może być złe. Nie, po prostu, nie może! O tym co się wydarzyło później dowiemy się z niniejszego testu, ale zacznijmy od początku.
OPIS
Tiny Terror to jednokanałowy lampowy wzmacniacz o mocy 15 W pracujący w klasie A. Obudowę wzmacniacza możemy uznać za wyjątkową jeżeli chodzi o wymiary (150 × 130 × 150 mm) i kształt. Jak zdjęcia ukazują jest to metalowa obudowa w kolorze białym, stylizowana kształtem na stary (pochodzący z lat sześćdziesiątych lampowy sprzęt wojskowy). Poprzez otwory wentylacyjne możemy dostrzec dwie lampy ECC 83, na których oparto konstrukcje przedwzmaczniacza oraz dwie lampy EL 84 stanowiące rdzeń końcowego stopnia mocy. Całe urządzenie zachwyca swa prostotą. W panelu przednim znajdziemy znajdziemy dwa przełączniki jeden STBY służy do włączenia zasilania a drugi pozwala wybrać odpowiedni tryb pracy końcowego stopnia mocy. Są to tryby pracy odpowiadające mocy 15 W oraz 7 W. Ostanie pracy urządzenia sygnalizuje duża kolorowa dioda. Regulacja parametrów pracy urządzenia jest… oczywiście prosta. Tiny Terror wyposażono w trzy potencjometry obrotowe. Możemy zatem regulować poziom sygnału wyjściowego (potencjometr obrotowy VOLUME), barwę sygnału (potencjometr obrotowy TONE), oraz stopień nasycenia przesteru (potencjometr obrotowy GAIN). Oprócz tego w panelu przednim znajdziemy gniazdo wejściowe typu jack 1/4”. I to wszystko. W późniejszej fazie testów stwierdziłem że niczego więcej tu naprawdę nie potrzeba. Ale najpierw chciałbym zwrócić uwagę na nieprzypadkowa kolejność w opisie panelu przedniego. Większość wzmacniaczy jest opisywana odwrotnie bo i wszystko co jest w płycie znajduje się „odwrotnie”: zazwyczaj gniazdo wejściowe jest z lewej strony a wyłączniki z prawej – szczegół ale… taki brytyjski. W tylnej ściance oprócz gniazda kabla zasilającego IEC umieszczono trzy gniazda wyjściowe umożliwiające podłączenie zestawów głośnikowych. Możemy podłączyć jeden zestaw o impedancji 16 Ohm, lub dwa po 8 Ohm. Do wzmacniacza dołączono oryginalna torbę z uchwytem naramiennym, co przy ciężarze wzmacniacza 6 kg jest bardzo praktycznym rozwiązaniem.
PPC 112
Wraz ze wzmacniaczem do testów dostarczono zestaw głośnikowy PPC 112. W zasadzie to „zestaw” może i nie jest w tym przypadku najszczęśliwszym określeniem, ponieważ głośnik mamy jeden. Jest nim oczywiście 12-calowy, szesćdziesięciowatowy Celestion Vintage 30 o impedancji 16 Ohm, umieszczony w obudowie wykonanej ze sklejki brzozowej. Obudowę oklejono pomarańczowym materiałem – jak to Orange. Zamiast stosowanych powszechnie gumowych podstawek, w PPC112 zastosowano dwie dość szerokie listwy, przykręcone od spodu. Narożniki zostały zabezpieczone metalowymi nakładkami. W tylnej części umieszczono dwa gniazda typu jack 1/4”. Głośnik zabezpieczono charakterystyczną dla produktów Orange jasną siatką. Nie zabrakło też na niej rodowego „herbu” czyli logo producenta.
WRAŻENIA
Zarówno Tiny Terror jak i PPC 112 szokują połączeniem prostoty z oryginalnością, co stwarza wrażenie obcowania z wyjątkowym zestawem gitarowym… takim brytyjskim…wygoda transportowania i użytkowania tego zestawu jest oczywista chociaż by ze względu na wymiary i ciężar jego komponentów więc nie widzę sensu podkreślać to po raz kolejny. Przejdźmy od razu do sedna – czyli brzmienia. Mimo ze wzmacniacz jest jednokanałowy to oferuje on ogromna paletę barw dzięki płynnej regulacji nasycenia przesteru. Należy przyznać, że PPC 112 idealnie pasuje do Tiny Terror zarówno wizualnie jak i brzmieniowo. Zazwyczaj wzmacniacze o małej mocy brzmią nieciekawie w dolnym odcinku pasma. Testowany zestaw jest pod tym względem wyjątkowy. W niektórych momentach nie chciało się wierzyć że to tylko 15 W i tylko jeden głośnik. Niezależnie od ustawień brzmienie zestawu jest soczyste, wyraźne i… aż się chce powtórzyć po raz kolejny – takie brytyjskie… ale to ostatnie określenie w tym przypadku nie będzie wyczerpujące. Rzecz w tym ze brytyjskie brzmienie gitary elektrycznej to swego rodzaju kanon, klasyka a Tiny Terror oferuje znacznie więcej. Przy małym natężeniu przesteru brzmienie jest jakby trochę przybrudzone – nie przesterowane jak w niektórych czystych kanałach wzmacniaczy Mesa/Boogie tylko nasycone alikwotami jak w przypadku starszych modelu Rivera. Z drugiej strony brzmienie Tiny Terror jest bardziej przezroczyste co zbliża go do brzmień czystych kanałów nowoczesnych wzmacniaczy HIGH GAIN takich jak Engl lub Ashdown. A przy tym słychać wyraźną różnicę pomiędzy brzmieniem wyżej wymienionych wzmacniaczy a testowaną głową. Tiny Terror wydaje się łączyć w sobie ich cechy dzięki czemu nie brzmi tak jak którykolwiek z nich lecz po swojemu. Wraz ze zwieszeniem natężenia przesteru możliwości wzmacniacza zaczynają imponować co raz bardziej. Solidny crunch to mało powiedziano to brzmienie łączy w sobie cechy mięsistego ciepłego overdrive ze szklistym „typowym” brzmieniem crunch. Oczywiście za pomocą regulacji barwy Możemy urozmaicać brzmienie Tiny Terror lecz staramy się opisać tu ogólne właściwości brzmienia wzmacniacza. Delikatne przesterowanie sygnału pozwala uzyskać bardzo śpiewną barwę świetnie sprawdzającą się w graniu partii solowych. Dalsze zwiększenie nasycenia przesteru wprowadza nas w świat riffów rockowych. Teraz brzmienie Tiny Terror przypomina i to bardzo brzmienie wzmacniaczy Rockerverb – mięsiste, soczyste i… a jakże – takie brytyjskie! Po uzyskaniu maksymalnego natężenia przesteru mamy prawdziwa rockową ucztę. W zależności od ustawienia barwy brzmienie może być użyte zarówno w nu metalowych nurtach jak i w thrashowych i hard rockowych produkcjach.
PODSUMOWANIE
Testowany zestaw należy uznać za produkt bardzo wysokiej klasy. Ze względu na wagę i gabaryty może on służyć profesjonalnym gitarzystom grającym w wieloosobowych orkiestrach (bardzo przydatny może się okazać tryb pracy 7-watowy), równie dobrze może służyć gitarzystom grającym koncerty w małych klubach i na dużych scenach. Gorąco polecam ten zestaw gitarzystom dużo nagrywającym w studio – na reszcie koniec problemów z przeciw fazami zero strat w potędze brzmienia. Testowany zestaw jest oryginalny, dobrze brzmiący i stosunkowo niedrogi… taki brytyjski… (no, może z wyjątkiem napisu Made in China).
Tekst: Konstantin „Kostek” Andriejew
DANE TECHNICZNE
Tiny Terror
Liczba lamp w przedwzmacniaczu: 2 × ECC 83
Końcowy stopień mocy: 2 × EL 34
Liczba kanałów: 1
Moc wyjściowa RMS: 15 W / 7 W
Złącza: INPUT, SPEAKER OUT × 3
Wymiary: 150 × 130 × 150 mm
Ciężar: 6 kg
PPC112
Moc wyjściowa: 60 W RMS
Głośnik: 1 × 12” Celestion Vintage 30
Impedancja: 16 Ohm
Obudowa: sklejka z brzozy bałtyckiej
Wymiary: 540 × 280 × 450 mm
Ciężar: 16 kg
Ceny: 1812 PLN (Tiny Terror), 1060 PLN (PPC112)
Do testu dostarczył:
Arcade Audio
ul. F. Konecznego 2/2u
31-216 Kraków
tel. (012) 4206300
Internet: www.arcadeaudio.pl, www.orangeamps.com
Test ukazał się w numerze 1/2008 miesięcznika Muzyk.