W 1976 roku Zbigniew Wodecki miał już za sobą kilkuletnią współpracę z Ewą Demarczyk, grał w Orkiestrze Symfonicznej PRiTV, miał za sobą debiut w Opolu, jak też pierwsze recitale piosenkarskie. Wtedy postanowił o wydaniu pierwszej dużej płyty, nazywającej się po prostu „Zbigniew Wodecki”. Sam zainteresowany potraktował ją niezwykle poważnie, jak na debiut profesjonalisty przystało. Przede wszystkim wymyślił koncepcję całego przedsięwzięcia, które w odróżnieniu od ówczesnych, a tym bardziej dzisiejszych propozycji, miało być pewną ściśle przemyślaną całością. Dlatego właśnie wystąpił na niej w kilku wcieleniach, jako piosenkarz, instrumentalista, kompozytor i aranżer. Napisał muzykę sześciu piosenek do pięknych tekstów Leszka Długosza i Jacka Terakowskiego, resztę utworów skomponowali Wojciech Trzciński, Jarosław Kukulski oraz Michał Zimiński. Całość wykraczała zdecydowanie poza obowiązujący wówczas pop, nie brak było elementów soulu i jazzu. Kilka z nagranych wówczas piosenek pan Zbigniew do dziś z powodzeniem śpiewa, cieszą się nadal sporą popularnością. Jednak mało kto dziś pamiętałby o tamtej płycie, gdyby nie zespół Mitch & Mitch, założony przez perkusistę Macio Morettiego oraz gitarzystę Bartka Magneta. Ci wszechstronnie wykształceni muzycy znaleźli kilku innych, podobnych sobie zapaleńców-profesjonalistów, którzy także chcieli grać różne rzeczy w nieco zwariowanych konwencjach muzycznych. Wszyscy noszą przezwisko Mitch, zatem wiadomo, że nie jest to grupa traktująca muzykę i siebie do końca poważnie. Rada w radę postanowiono materiał z tamtej płyty przearanżować i zaproponować jeszcze raz, uzupełniając skład o Polską Orkiestrę Radiową. Kilka występów tak się podobało, że jeden z nich w Polskim Radiu postanowiono uwiecznić na albumie koncertowym. Obok podstawowej, stereofonicznej wersji, nabywca otrzymuje również krążek w wersji 5.1. Obie płyty umieszczono w pięknie wydanej książeczce polsko-angielskiej, gdzie w pierwszej części znajduje się bez mała esej o zaletach i wadach odbioru wersji dwu- i wielokanałowej z dowcipnymi ilustracjami. A sam materiał wypadł porywająco! Tyle w nim pomysłów, żartów muzycznych, świetnej roboty muzyczno-wokalnej, że nie sposób poznać zawartości nawet po kilkakrotnym przesłuchaniu. Zastanawiam się, głośno myśląc, czy osoby spoza branży muzycznej wyłapią wszelkie pomieszczone tu smaczki, serwowane co chwilę. Jeśli czytają tę recenzję młodzi aranżerzy, niech nie przegapią okazji i przestudiują uważnie ten krążek, za kilka złotych będą mieli lekcję pokazową na najwyższym poziomie! Zalecam.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strony internetowe artystów: www.wodecki.pl / www.facebook.com/mitchandmitch
Recenzja ukazała się w numerze 7/2015 miesięcznika Muzyk.