Zawsze był zawodowo bardzo aktywny, czy raczej mocno nadaktywny, inaczej nie umiał. Zaczął pracę nad ostatnim w swoim życiu albumem z głębokim przekonaniem, że będzie tworzył go stopniowo, po kawałku, w przerwach między kolejnymi turami koncertów. Marzył o najbardziej różnorodnym stylistycznie albumie w swojej karierze, w którym amerykański konkret Bacharacha i słowiańska rzewność będą na równych prawach. Niektóre utwory zdążył nagrać, choć brakowało im ostatecznego szlifu, inne posiadały melodie, nawet aranżacje, ale jeszcze brakowało im słów. Do tych dogrywał śpiewane scatem, bądź oderwanymi sylabami prymki, wysyłane zaprzyjaźnionym tekściarzom. Nie miał pojęcia, że jego czas kończy się gwałtownie. Kiedy odszedł, córka postanowiła zainteresować ukończeniem tego projektu grono muzyków i wokalistów, bliskich znajomych Zbyszka. Zapalili się do tego pomysłu niesłychanie, mimo zasadniczego kłopotu, polegającego na konieczności wejścia w już istniejącą formę i ogólne założenia, nie wspominając choćby o takich „drobiazgach”, jak niekoniecznie wygodne tonacje. A jednak podjęli to arcytrudne wyzwanie, tworząc z pierwotnego szkicu pełnokrwistą całość. Piosenki zostawiono oczywiście w takim kształcie, w jakim nagrał je Wodecki, nawet nie usuwano jego niektórych uwag rzucanych na marginesie, typu: „tutaj wchodzi zespół.” Jestem pełen uznania dla wszystkich artystów biorących udział w tym karkołomnym przedsięwzięciu, efekt ich pracy jest naprawdę godny wielkiego szacunku. Zbyszek dysponował przecież nadzwyczajnym głosem, którym świetnie operował, sprawiał wrażenie pełnego luzu, zatem te i inne cechy jego wokalistyki musieli zaprezentować też doproszeni piosenkarze. Dokonali tego. Trudno nie wymienić wszystkich, bez wyróżniania: Beatę Przybyłek, Juniora Robinsona, Kubę Badacha, Sławka Uniatowskiego i Andrzeja Lamperta. Była też Kayah, także autorka przepięknego i mądrego tekstu o przemijaniu. „Czy świat trochę umrze, kiedy ja umrę?” Kayah ze Zbyszkiem ogromnie wzruszają duetem z tekstem Jacka Cygana „Chwytaj dzień”. Jeszcze jedna uwaga na koniec: córka Zbyszka twierdzi, że jest jeszcze sporo kompletnie nieznanych nagrań ojca, dokonanych wiele lat temu. Może więc będzie nam towarzyszył jeszcze długo? Oby!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artysty: www.wodecki.pl
Recenzja ukazała się w numerze 7/2018 miesięcznika Muzyk.