Poglądy na temat muzyki są tak różne, jak różni są ludzie, którzy je głoszą. Dla jednych jest ona czymś, co wprawdzie umila życie, ale tysiące innych podmiotów ma dla nich znacznie większe znaczenie, np. pieniądze, władza, luksusowe samochody i wielkie biznesy. W gruncie rzeczy nie cenią samej muzyki, a jedynie interesują ich wielkie kariery i bogactwo (z całą otoczką medialnych skandali) najczęściej pojawiających się w telewizji i tabloidach artystów. Nie potrafią odróżnić wartościowej muzyki od banału czy gniota akustycznego, a jedynym kryterium jakim się kierują, to własna, pełna zadufania i tupetu, ocena wyrażana krótko i dosadnie: „a mi się to podoba” albo „a dla mnie to nudne i słabe”.
Dla bardziej umuzykalnionej części społeczeństwa, zwłaszcza tej, która kiedyś w szkole podstawowej nabywała szczątkową wiedzę na temat historii muzyki i była katowana słuchaniem klasyki, pokora wobec akustycznej twórczości najczęściej rośnie wraz z upływem ich lat. Przeważnie potrafią odróżnić kicz dźwiękowy od właściwej twórczości i raczej unikają stwierdzeń zaczynających się od słów: bo ja…, bo mi…, bo dla mnie… Dla niewielkiej, a właściwie śladowej cząstki narodu, muzyka jest najwyższą wartością. Dla tej grupki twórczość akustyczna ma większe znaczenie, niż wakacje na Malediwach, Bali, Karaibach i Polinezji (razem do kupy wziętych), czy posiadanie najnowszego czerwonego porsche, albo otrzymanie czeku na milion złotych. Najczęściej są to sami kompozytorzy i wykonawcy muzyki. Okazjonalnie zdarzają się jeszcze inni o podobnych, a traktowanych przez większość jako ułomność, poglądach. To oni natychmiast, po paru taktach, wyróżniają prawdziwą muzykę w dominującym powszechnie śmietniku akustycznym. A tym, co jeszcze bardziej odróżnia ich od mas, to fakt, że nie oglądają namiętnie wideoklipów, lekceważą twarze brzmiące znajomo i wszelkie inne horrory telewizyjne związane z wokalnymi popisami. Co więcej, ignorują zdecydowaną większość, tzw. internetowych hitów (zwłaszcza tych z miliardami kliknięć).
Muzyka dwudziestego pierwszego wieku, wbrew pozorom, jakie pojawiają się po wysłuchaniu większości propozycji radiowych czy w galeriach kupieckich, ma się dobrze. Trzeba tylko samemu ją odkryć. Na pomoc medialną nie ma co liczyć. Prasa muzykę ma w nosie, a telewizja i smartfony wskazują przeważnie szlaki prowadzące na muzyczne manowce (oczywiście za wyjątkiem klasyki, która od wieków toczy się swoimi własnym, statecznym i ponadczasowymi nurtem).
W czasach współczesnych dominują trzy zasadnicze tendencje muzyczne. Jedną z nich stanowi, tzw. muzyka popularna. Tym mianem określa się aktualnie każdą produkcję muzyczną, która jest piosenką (obojętnie w jakim stylu), muzyką filmową, smooth jazzem, stylizowanym folklorem i każdą inną, która stanowi uproszczenie i wyretuszowanie wszelkich chropowatości źródłowych autentyków, np. soulu, gospel, muzyki symfonicznej, bluesa czy jazzu. Drugim nurtem muzycznym, cieszącym się ogromną estymą na świecie jest, tzw. urban music, czyli specyficzny folklor miejski, wykreowany przez amatorów ulicznego grania i kierowany do takich samych jak oni, a zatem świetnie ich rozumiejących, słuchaczy. W różnych krajach ma on różne nazwy i różne rozwiązania fakturalne, harmoniczne, artykulacyjne i, a to szczególnie, rytmiczne oraz melodyczne (te ostatnie czasami w bardzo, a niekiedy nawet w bardziej niż bardzo, minimalistycznym zakresie). W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej folklor uliczny został określony rapem i hip-hopem, we Włoszech – disco italiano, na Jamajce – ska, a w Polsce – disco polo. Trzecim kierunkiem w muzyce naszego stulecia jest eklektyzm stylistyczny. Polega on na kojarzeniu w dowolnych proporcjach odmiennych stylów muzycznych. Jazz łączy się, np. z muzyką arabską albo izraelską, gospel kompiluje się np. z funky, muzykę klezmerską miesza się np. z awangardą muzyczną itp. W tym nurcie mamy przeważnie do czynienia z muzyką tworzoną bez zbytecznych kompromisów i bez potrzeby przymilania się odbiorcom. Wrażliwi słuchacze doceniają ową szczerość i czerpią autentyczną radość z tej niepokornej postawy twórców.
Dokonany powyżej podział muzyki tego wieku jest faktycznie wielkim uproszczeniem. Chodziło jedynie o wskazanie pewnych istotnych w niej podziałów. W rzeczywistości istnieje nadal i rozwija się każdy styl muzyczny, który został ukształtowany wcześniej i zyskał swoich autorów i fanów. I chociaż nie istnieje on w świadomości – albo raczej jest odrzucany w pragmatycznych celach – większości właścicieli środków medialnych, to wystarczy tylko trochę własnej inicjatywy, by się nim cieszyć.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 12/2017 miesięcznika Muzyk.