Już od jakiegoś czasu Rod Stewart obchodzi półwiecze swojej solowej pracy na estradzie. Oczywiście nie jest rzeczą możliwą, by z tej okazji nie ukazał się specjalny album. Współpracujący z Rodem producent, Trevor Horn, zaproponował nie tyle odkrywczy, ile zawsze sprawdzający się pomysł, by wydać raz jeszcze jego największe przeboje, ale tym razem z towarzyszeniem znakomitej Royal Philharmonic Orchestra. Nawet absolutny laik w dziedzinie muzyki poważnej doskonale wie, że królewska orkiestra londyńska ma statut megagwiazdy, a fachowcy przypisują ją do piątki najwspanialszych na świecie. Wspólne nagrania z tym zespołem są marzeniem wszystkich tuzów muzyki poważnej, bo nieprawdopodobnie nobilitują każdego solistę. Nagrania ze Stewartem opłacają się obu stronom. Orkiestrze dlatego, że ma pewien procent od sprzedanych nagrań, a wiadomo, że w tym układzie klapy być nie może. Z drugiej strony Rod może zaproponować te same utwory w innej, jednak zdecydowanie szlachetniejszej oprawie. Kupią album jego długoletni fani, których na świecie ma mnóstwo, jak też młodsi, skuszeni blaskiem współpracy z orkiestrą. Proszę mnie nie posądzać o cyniczne wyliczenia, powtarzam to, co powiedział sam Trevor Horn. Dodał jeszcze, że liczy na zainteresowanie także zupełnie młodych, którym dotychczas Rod kojarzył się co najwyżej z mocno leciwym artystą, który właśnie skończył 75 lat. Posmak nowości ma „It Takes Two” z Robbie Williamsem i nowa kompozycja „Stop Loving Her Today”. Oczywiście nie mogło tu zabraknąć arcyprzebojów: „Sailing”, „I Don’t Want To Talk About It” czy „Forever Young”. Przewidziano wersję złożoną z jednego krążka, z piętnastoma utworami, jak też drugą, poszerzoną o kolejne siedem, radzę zwrócić na to uwagę przed kupnem. Muszę przyznać, że nagrania z orkiestrą symfoniczną są bardzo dobre, bez wątpienia odświeżyły kompozycje liczące sobie w niektórych przypadkach kilka dekad. Od pierwszego taktu słychać, że za przygotowaniem przedsięwzięcia stali wybitni zawodowcy. Wtajemniczeni wiedzą, że w składzie orkiestry jest dwóch specjalistów, zajmujących się wyłącznie oceną materiału muzycznego, z jakim ma wystąpić gościnnie zespół. Mowy nie ma o nagraniach, które wzbudzają w jakimś miejscu choćby cień wątpliwości! Większość utworów brzmi teraz cieplej, żeby nie powiedzieć, szlachetniej. Orkiestra znakomicie wypełniła szereg nie do końca dotychczas opracowanych fragmentów, nadała nową jakość, a do tego ociepliła całość w najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. Słusznie Stewart nie kryje swojego zachwytu: „mogę się teraz cieszyć zastrzykiem nowej, wspaniałej energii”. Przyda mu się, bo właśnie teraz rozpoczął tournee po USA z orkiestrą. Szkoda, że nie londyńską…
Tekst: Marcin Andrzejewski
Internet: www.rodstewart.com
Recenzja ukazała się w numerze 3/2020 miesięcznika Muzyk.