No, to jest trzeba przyznać gratka, taki test! Interfejs RME Babyface Pro to bardzo ciekawe urządzenie, a renoma firmy RME i poprzednika, „zwykłego” Babyface, pozwala mieć nadzieję na wiele. W zasadzie Babyface to był (jest) interfejs kompletny, czy i jak go można ulepszyć? Ano można. Zobaczmy.
Przede wszystkim – wygląd chyba ma znaczenie. Zawsze bylem przekonany, że nie ma, ale po teście monitorów Gibson zaczynam zmieniać zdanie. I trudno oprzeć się wrażeniu, że oryginalny Babyface był po prostu brzydki. Jeszcze w wersji niebieskiej jakoś, ale srebrna była malowana taką samą farbą, jak czterdzieści lat temu elementy metalowe w tramwajach. Pokrętło też jakieś takie… i wskaźnik wysterowania, diody schowane za mleczną przykrywką i przez to nieco rozmazane… Wychodzi wprawdzie na to, że ogromnej rzeszy zadowolonych posiadaczy to nie przeszkadza, ale z drugiej strony kto wie, czy nie byłoby ich więcej (posiadaczy), gdyby interfejs był ładniejszy? No to popatrzcie na zdjęcia – Babyface Pro jest ładniejszy. I kolorystycznie (nadal niebiesko-srebrny, jak to RME, ale jakoś szlachetniej) i kształt też jakiś taki bardziej ładny i przemyślany.
Druga, widoczna od razu zmiana, to rezygnacja z „podpytki”, czyli krótkiego kabla z wyprowadzonymi gniazdami. Babyface Pro praktycznie wszystkie gniazda ma umieszczone bezpośrednio w obudowie. Praktycznie wszystkie, bo tylko gniazda MIDI są na małej „przedłużce”, ale umówmy się, kto dzisiaj używa MIDI przez MIDI a nie przez USB. Ta zmiana, w szczególności umieszczenie w tak małej obudowie czterech gniazd XLR, wymagała z jednej strony zastosowania specjalnych gniazd XLR, z drugiej strony złącza znajdują się teraz z trzech stron interfejsu (z tyłu i z boków), podczas gdy w starej wersji przynajmniej lewa strona była „czysta”. Ta zmiana dla użytkowników podłączających mało kabli będzie dobra, ale jak ktoś ma ich podłączonych sporo, to i tak interfejs wygląda jak jeż i wszystko jedno, czy gniazda są na przedłużaczu czy w urządzeniu. Jednak w trakcie zgrań, edycji czy montażu Babyface Pro wymaga podłączenia tylko USB oraz dwóch kabli wyjściowych (albo słuchawek) i w tej konfiguracji jest lepiej, niż było, nic się z tyłu nie „majta”.
Gniazda optyczne zamiast z tyłu umieszczono z boku, i to bliżej przodu – nie jest to najszczęśliwsze miejsce, ale prawdopodobnie nie są to zbyt często używane gniazda, i podczas nagrań można się przemęczyć. Cały tył zajęty jest przez gniazda XLR, tak więc również gniazdo USB jest umieszczone z lewej strony – ale dołączany do interfejsu gruby, solidny kabel USB ma bardzo fajną kątową wtyczkę. Za długi ten kabel wprawdzie nie jest, ale nie można mieć wszystkiego.
Najważniejszą zmianą konstrukcyjną (i też powodem, że gniazd jest więcej) jest to, że Babyface Pro ma cztery analogowe wejścia. Przypomnijmy, że Babyface miał tylko dwa analogowe wejścia. Zmiana niby niewielka, ale zależy jak na to patrzeć – bo jednak wejść jest dwa razy więcej. W obecnej wersji interfejs z wykorzystaniem czterech wejść analogowych i ośmiu cyfrowych ADAT umożliwia jednoczesne nagranie dwunastu śladów, co w przypadku nagrań perkusji czasem może stanowić o „być albo nie być”. ADAT obsługuje tryb SMUX, czyli mniej śladów przy wyższej częstotliwości próbkowania – fajnie. Również podczas nagrań bez dodatkowych wejść przez ADAT czasem potrzeba „więcej niż stereo” – np. gitara akustyczna stereo z mikrofonów i dodatkowo z linii. Dodatkowe wejście bardzo przyda się do realizacji komunikacji reżyserki z wykonawcą – wprawdzie nie musi być 24-bit/192 kHz, ale ważne, że jest, i podczas nagrań można je wykorzystać.
Wyjść analogowych mamy tak jak w poprzednim modelu cztery – dodatkową parę możemy wykorzystać do odsłuchu słuchawkowego albo do reampingu lub pętli do zewnętrznego kompresora czy innego procesora efektowego. „Oryginalny” Babyface oprócz ascetycznego wyglądu miał też dość ograniczony zestaw wskaźników i regulatorów – podwójna linijka diodowa, przyciskane pokrętło i dwa przyciski. Babyface Pro ma dwie podwójne linijki diodowe, pozwalające na obserwację jednocześnie poziomów wejściowych i wyjściowych, oraz w sumie sześć przycisków, za to pokrętło nie jest przyciskane. Szkoda, że mierniki na stałe przypisane są do wejść i wyjść i nie ma możliwości obserwowania poziomu wszystkich czterech wejść naraz. Obsługuje się go podobnie, jak poprzednika – czyli niezbyt łatwo. Wolę z komputera. Szkoda, że „dolne” przyciski nie są programowalne – zamiast obowiązkowego wyciszania DIM wolałbym MONO. Interfejs Babyface Pro nie wymaga zasilacza ani „podwójnego” kabla USB.
Instalacja jest prosta i szybka – a do tego interfejs działa też na Windows XP! Oczywiście sterowniki pobieramy ze strony producenta, ale do interfejsu dołączona jest normalna płyta ze sterownikami – z adnotacją, aby użyć jej tylko wtedy, gdy nie mamy dostępu internetu. Ważne jednak, że sterowniki są, a dostęp do nich na stronie producenta nie wymaga rejestracji i nie stwarza problemów – instalka jest malutka, ma 6 MB. Po instalacji zyskujemy dostęp do miksera TotalMix FX, obecnie takiego samego dla wszystkich interfejsów RME, z uwzględnieniem mocy DSP oczywiście, oraz do panelu kontrolnego. Tu nic się nie zmienia, ale parę słów poświęcić trzeba. Przede wszystkim mamy – tylko w RME – Varispeed, w zakresie ±5%. Szkoda, że nie ±6%, ale i tak jest to opcja ratująca życie – skrzypek z filharmonii dogrywający do śladów nagranych przez zapomnienie w stroju 440 Hz to znany chyba wszystkim przypadek „kłopotliwej sytuacji”.
Poza tym normalnie, czyli przede wszystkim wybór częstotliwości próbkowania i bufora. Przy częstotliwości próbkowania 44.1 kHz minimalny bufor to 48 próbek, przy zwiększaniu częstotliwości próbkowania minimalny możliwy do ustawienia bufor rośnie proporcjonalnie, wynosząc 96 próbek przy 96 kHz i 192 próbki przy 192 kHz. Taki bufor można ustawić, ale mój starutki komputer z buforem 48 próbek odtwarzał bez trzasków jeden ślad stereo z Cubase tylko po wyłączeniu wszystkich wtyczek i korektora. Jednak już z buforem 64 próbki wszystko śmigało i to nawet z symulatorem wzmacniacza i paroma wtyczkami. Wraz ze zwiększaniem częstotliwości próbkowania minimalny możliwy bufor rośnie, tak więc w ten sposób latencję zmniejszymy niewiele. Zmniejszanie opóźnień będzie potrzebne tylko podczas nagrań, gdy musimy „przechodzić” przez komputer, czyli np. podczas nagrań gitary z symulacją wzmacniacza.
Tradycyjne nagrania w pełni wykorzystywać mogą moc aplikacji TotalMix FX, czyli przede wszystkim możliwość realizacji odsłuchu bezpośredniego, ale także korekcji oraz dodawania do odsłuchu efektów – pogłosu lub delaya. W każdym kanale – w tym w wyjściowych – mamy do dyspozycji trzypasmowy korektor oraz regulowany filtr dolnozaporowy. Ślady można tylko odsłuchiwać z korekcją, ale możne je też od razu z korekcją nagrywać – zalecam ostrożność w tej kwestii. Dodatkowo korzystać możemy – ale tylko w odsłuchu – z dwóch efektów, pogłosu oraz delaya.
Od razu napiszę – spodziewałem się najwyżej średniej jakości pogłosu, a tu niespodzianka: ciepły, dobrze brzmiący pogłos bez śladu charakterystycznego metalicznego brzęczenia, właściwego tańszym algorytmom. Taki pogłos z powodzeniem nadaje się jako „upiększacz” wokalu do odsłuchu słuchawkowego, choć warto też próbować „bez” – więcej słychać. Delay jak delay, działa. Oba efekty mają wspólną wysyłkę, możliwości edycyjne dość ograniczone, ale brzmią bardzo dobrze i są doskonałym uzupełnieniem odsłuchu bezpośredniego – pierwszy pogłos odsłuchowy, który mi się podoba, choć i tak nigdy nie wykorzystałem.
Przedwzmacniacze mikrofonowe – bardzo dobre, nic nie szumi. Mają niezależnie włączany fantom oraz tłumiki PAD – przekaźnikiem, słychać, jak „cyka”. W każdym kanale możemy odwrócić polaryzację. Maksymalne wzmocnienie to 65 dB – wystarczy, aż za dużo. No, chyba, że ktoś planuje nagrania lektorskie z mikrofonem SM7, ale taki ktoś raczej wie, na co się porywa. Minimalne wzmocnienie to 0 dB, a tłumik osłabia sygnał o 11 dB. Wzmocnienie regulujemy z dokładnością 1 dB – wystarczy. Dwa pierwsze wejścia są tylko XLR, dwa drugie tylko jack 1/4” – szkoda, że „miniaturowa” konstrukcja uniemożliwiła zastosowanie gniazd combo. Wejścia liniowo/instrumentalne (o wysokiej impedancji) mają przełącznik +4/-10 oraz możliwość wzmocnienia od zera do 9 dB – niewiele, ale dopasować się da, jest jednak trzydecybelowa „dziura” w dopasowywaniu poziomu. Wprawdzie poziom można tylko zwiększać, ale możliwość wyboru poziomu +4 dla wejścia gitarowego pozwala mieć nadzieję, że nic nie przesterujemy. Maksymalny poziom wejściowy to +13 dBu.
Pasywny bas brzmi dobrze, impedancja wejściowa to 470 kOhm, co jest „średnią” wartością, gitarzyści woleliby prawdopodobnie przynajmniej dwa razy większą. Wyjścia słuchawkowe są dwa – mały i duży jack. Takie rozwiązanie jest nie tylko dla wygody i likwidacji przelotek, te wyjścia mają oddzielne i różne wzmacniacze! Wyjście minijack przystosowane jest do słuchawek o małej impedancji, wyjście duży jack do słuchawek o większej impedancji. Oznacza to, że po pierwsze możemy podłączyć dwie pary słuchawek i obie będą grały „pełną parą”, a po drugie podłączenie „nielegalne”, czyli niskoimpedancyjnych słuchawek do „dużego” wyjścia pozwala na uzyskanie większej głośności – niewiele, ale jednak. I bez tego słuchawki są głośne, a możliwość cyfrowego zwiększenia poziomu wyjściowego i korekcji pozwala na wystarczająco głośny odsłuch. Duży plus dla producenta za ten pomysł, dotychczas nikt nie robił dwóch różnych, o różnych parametrach, wyjść słuchawkowych.
Interfejs Babyface jest stabilny jak skała – na zajęciach w pracowni komputerowej dziewięć takich interfejsów codziennie jest „maglowanych” przez studentów i działają bez zająknięcia. Takich „crash-testów” Babyface Pro na razie u mnie nie przechodził, ale myślę, że renoma producenta pozwala mieć nadzieję na porównywalną stabilność. W czasie testów nie miałem żadnych problemów, a krótki kabel USB parę razy wysunął się z komputera podczas pracy – wystarczyło włożyć i chwilkę poczekać. Również zmiany buforów i częstotliwości próbkowania nie robiły większego wrażenia na interfejsie, wszystko działa, jak należy.
Aplikacja TotalMix FX jest bardzo dobra i ma ogromne możliwości, choć chyba wolałbym, żeby była trochę większa – w przypadku kart z większą ilością wejść i wyjść rozmiary kanału są dobre, ale dla Babyface wszystkie regulatory mogły by być trochę większe. Tak czy inaczej, zrobienie niezależnego, bezopóźnieniowego miksu dla wykonawcy i innego dla siebie nie żadnym problemem. Ułatwieniem jest CUE – możliwość podsłuchania każdego kanału wyjściowego TotalMixa na dowolnym wyjściu. Jak wspominałem, każdy kanał ma korektor i wysyłkę na dwa procesory efektowe – i wszystko śmiga. Ale przy częstotliwości próbkowania 192 kHz mocy DSP starcza na trzy filtry dolnozaporowe i już, o efektach możemy zapomnieć. Oczywiście, nagrywając z takimi parametrami raczej nie chcemy korzystać z wbudowanego pogłosu czy korektorów, ale faktem jest, że mocy może zabraknąć. Dla mnie to akurat niewielki problem, raczej nie używam cyfrowych korektorów w czasie nagrywania.
Firma RME nie stosuje w TotalMixie kompresorów – sądzę, że kompresor przydałby się, choćby dla zwiększenia „dynamiki” w odsłuchu słuchawkowym, na pewno nie, żeby przez niego nagrywać. Przedwzmacniacze mikrofonowe są bardzo dobre – może i „zimne”, ale czyste, przezroczyste i bezszumne (na jednym mikrofonie dynamicznym przy maksymalnym wzmocnieniu przedwzmacniacz szumiał mocniej z włączonym tłumikiem niż z wyłączonym, ale to raczej wina mikrofonu). Możliwość zapisania w TotalMixie poziomów wzmocnienia oraz poziomów odsłuchu jest bardzo przydatna – zwłaszcza podczas realizacji rozłożonych na wiele dni projektów lektorskich (audiobooków czy kursów językowych).
Jeżeli ktoś szuka bezkompromisowego rozwiązania, a cztery wejścia z możliwością rozszerzenia mu wystarczają, to nie musi dalej szukać – nic lepszego nie znajdzie. Czy RME Babyface Pro to interfejs bez wad? W zasadzie tak, niestety, nie możemy pominąć ceny: nowa wersja jest półtora raza droższa od starej, a przecież oryginalny Babyface tani nie jest. Tak więc cena przekraczająca trzy tysiące sprawia, że nie jest to interfejs dla każdego – ale taka cena również podkreśla bezkompromisowe podejście RME do swojej pracy. Jeżeli kogoś stać, to innych opcji w tej klasie po prostu nie ma. Zdecydowanie polecam. Teraz czekamy, co wymyśli konkurencja.
Tekst: Przemysław Ślużyński
DANE TECHNICZNE
Ilość kanałów wejściowych/wyjściowych: 12/12
Obsługiwane częstotliwości próbkowania: do 192 kHz
Wejścia:
• Minimalne wzmocnienie -11 dB, maksymalne +65 dB, maksymalny poziom wyjściowy +19 dBu (wejścia 1-2), +13 dBu (wejścia 3-4)
• Odstęp sygnału od szumu (SNR): 113 dB nieważone, 116 dBA (wejścia 1-2), 114 dB nieważone, 117 dBA (wejścia 3-4)
• Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 20.8 kHz dla 44.1kHz, 8 Hz – 45.8 kHz dla 96 kHz, 5 Hz – 92 kHz dla 192kHz
• Zniekształcenia harmoniczne (THD): <0.00032%
Wyjścia liniowe:
• Odstęp sygnału od szumu (SNR): 115 dB nieważone, 118 dBA
• Zniekształcenia harmoniczne (THD): <0.0005%
• Maksymalny poziom wyjściowy +19 dBu
Wyjścia słuchawkowe:
• Moc wzmacniaczy: 50 mW i 70 mW
• Impedancja wyjściowa 10 Ohm i 2 Ohm
Wejścia/wyjścia: INPUT [XLR] × 2, INPUT [jack 1/4”] × 2, OUTPUT [XLR] × 2, słuchawkowe × 2 [jack 1/4”, jack 1/8”], OPTICAL (IN, OUT) [optyczne], MIDI (IN, OUT), USB
Wymiary: 108 × 181 × 35 mm
Ciężar: 680 g
Sugerowana cena: 3290 PLN
Do testu dostarczył:
Audiostacja
ul. Główna 20A
03-113 Warszawa
tel. (22) 6161398
Internet: www.audiostacja.pl, babyface.rme-audio.de
Test ukazał się w numerze 11/2015 miesięcznika Muzyk.