Każdy nowy intefrejs firmy RME budzi zrozumiałe zainteresowanie. Otrzymany do testu RME Babyface to rzeczywiście „maleństwo”, choć po bliższym poznaniu zaskakuje sporymi możliwościami. Jakością nie zaskakuje, bo ta, jak wiadomo, w przypadku RME jest „w pakiecie”.
Babyface to mały interfejs audio/MIDI komunikujący się z komputerem za pomocą złącza USB 2.0. Mimo niewielkich, wręcz miniaturowych rozmiarów zaskakuje ciężarem oraz możliwościami. Oprócz dwóch wejść analogowych (liniowych lub mikrofonowych) i dwóch wyjść analogowych symetrycznych mamy też dwa gniazda MIDI, niezależne od głównego wyjścia wyjście słuchawkowe, wejście gitarowe oraz złącze ADAT, przełączane w tryb S/PDIF, pozwalające na poszerzenie ilości wejść i wyjść o osiem. Wejścia i wyjścia pracują z częstotliwością próbkowania do 192kHz, oczywiście w 24 bitach. Babyface jest małym interfejsem, i umieszczenie wszystkich gniazd na obudowie byłoby niemożliwe. W związku z tym większość gniazd umieszczona jest na kablu, podłączanym do wielopinowego gniazda. Trochę psuje wrażenie fakt, że wtyki są ewidentnie chińskie, dużo lepiej wyglądałby na końcu takiej wiązki Neutrik albo coś tej klasy. Wiązka kabli jest krótka, co początkowo trochę ostudziło entuzjazm, bo w takiej sytuacji i tak wszystkie kable musiałyby dochodzić na biurko, dopóki nie znalazłem w pudełku przedłużacza – bardzo dobry pomysł, wszystkie wtyczki lądują za biurkiem. Mam interfejs TC Konnekt 6 i ilość kabli, która do niego dochodzi, jest przerażająca, tu w minimalnej wersji mamy tylko dwa kable – USB i wieloparowy. Interfejs może być bowiem zasilany z USB, choć jeżeli planujemy pełne wykorzystanie jego możliwości, prawdopodobnie rozważniejsze będzie zastosowanie zasilacza albo przynajmniej podłączenie kabla USB do dwóch gniazd w celu zapewnienia odpowiedniej wartości prądu. Rzadziej używane gniazda, słuchawkowe i gitarowe, są z boku a nie z tyłu – bardzo mądrze. Gniazdo słuchawkowe jest powielone w złączu wieloparowym – dobry pomysł. W pudełku oprócz kabli i innych oczywistych akcesoriów znajdziemy też pokrowiec służący do przechowywania interfejsu i podręcznych kabli.
RME Babyface prezentuje się dość ascetycznie – jedno pokrętło, trzy przyciski (trzy, bo pokrętło też można naciskać), dwie „linijki” diodowe i parę diodek „luzem”. Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to do wykończenia – nie chodzi o to, że nietrwałe czy coś, wręcz przeciwnie, Babyface robi wrażenie bardzo solidnego, ale… interfejs jest po prostu pomalowany brzydkim lakierem. Niebieski metalik jeszcze może być, ale „stalowy” spód, gałka i przyciski są po prostu brzydkie. W dodatku diody zatopione w mlecznym tworzywie… No, ale może to rzecz gustu.
Instalacja oczywiście przebiegła bezproblemowo, choć niejako „odwrotnie” – nie ma programu instalacyjnego, podłączamy urządzenie i instalujemy sterowniki. Po restarcie systemu możemy korzystać ze znanego z innych interfejsów RME panelu kontrolnego, zwanego dość egzotycznie Fireface USB (no to w końcu firewire czy USB?), gdzie możemy ustawić m.in. minimalny bufor 48 próbek! Kolejną cechą, charakteryzującą chyba tylko interfejsy RME, jest możliwość płynnej zmiany częstotliwości próbkowania. Niby nic, ale kto próbował dogrywać filharmoniczny kwartet smyczkowy do sesji nagranej w 440 Hz z pewnością doceni taką możliwość. No i oczywiście TotalMix – tu rzeczywiście nowa, totalna aplikacja, bo Babyface ma w każdym kanale trzypasmowy korektor parametryczny z przestrajanym filtrem dolnozaporowym, a także pogłos i delay do odsłuchu. TotalMix FX jest nie tylko bardziej „wypasiony”, ale nareszcie lepiej wygląda. Korektor może być włączony tylko do odsłuchu, ale można też od razu nagrywać z korekcją. Kanały można łączyć parami i tak utworzony kanał stereofoniczny może też pracować w trybie M/S. Co ważne, korektory są też na wyjściach – głównym i słuchawkowym też, słuchać możemy więc z korekcją – warto o tym pamiętać. Ilość kanałów jest dość spora, całość jest więc dość skomplikowana i ustawienie odpowiedniego odsłuchu na początku może sprawiać kłopoty, ale ważne jest, że ten odsłuch można ustawić (i zapisać na później) dokładnie i precyzyjnie według życzeń wykonawcy, z korekcją i efektami – a komfort artysty podczas nagrań ma ogromne znaczenie dla jakości artystycznej wykonania. Ale nie tylko, przecież komfort pracy realizatora też jest ważny – i RME daje możliwość dobrej regulacji odsłuchu w reżyserce, wraz z funkcjami DIM (ściszanie), monofonizacją odsłuchu i realizacją mikrofonu zleceniowego do komunikacji z wykonawcami. Zwłaszcza funkcja mikrofonu zleceniowego jest przydatna, a rzadko spotykana – zwykle drugi kanał mikrofonowy się „marnuje”, tu możemy go wykorzystać. Przedwzmacniacze mikrofonowe mają cyfrowo regulowane wzmocnienie – w krokach co 3dB, co jest regulacją wprawdzie skokową, ale wystarczająco dokładną. Również zasilanie Phantom włączamy w aplikacji TotalMix FX, a wszystkie ustawienia, w tym korektory, efekty i wzmocnienie torów mikrofonowych, można zapisać. Efekty, czyli pogłos i delay, są całkiem fajne, nie są może jakości Lexicona, ale pogłos jest „gęsty” i nie „szeleści”, a efekty doskonale spełniają swoją rolę jako „upiększacza odsłuchu”. Co ważne, na efekty można też wysłać wybrane kanały wyjściowe z sekwencera, co daje możliwość ustawienia w odsłuchu wykonawcy takiego samego efektu dla śladu nagrywanego, jak i uprzednio nagranych, innych głosów czy chórków. Funkcji miksera jest bardzo dużo, podstawowymi możemy sterować bezpośrednio z interfejsu. Przyciskiem SELECT wybieramy tryb pracy pokrętła – jest to albo czułość wejściowa czyli wzmocnienie przedwzmacniacza, albo głośność wyjść – głównego i słuchawkowego. Przyciśnięcie pokrętła aktywuje funkcję DIM, czyli ściszanie odsłuchu. Niestety, dość łatwo się pomylić klikając przyciskiem i przez przypadek zamiast regulować głośność odsłuchu, przestawić wzmocnienie przedwzmacniacza – trzeba trochę uważać. Poza tym diody w „linijce”, pokazujące wzmocnienie lub poziomy ustawione na wyjściach nie aktualizują wskazań po przełączeniu, a dopiero po zmianie wartości – w zasadzie są w tej roli niezbyt przydatne. Diodowa „linijka” wygląda inaczej, niż na znanych mi zdjęciach reklamowych – diody zatopione są w mlecznym tworzywie, i z tego powodu odczyt jest rozmyty i raczej „informacyjny”.
Najtrudniejsza część testu będzie bardzo krótka – RME Babyface brzmi doskonale i koniec. Przedwzmacniacze mikrofonowe są może i „zimne”, ale za to ciche i całkowicie „przezroczyste”. Wszystkie niuanse brzmieniowe źródła oddawane są ze szczegółami – i tak dalej. Warto zaznaczyć, że interfejs działa w trybie 192 bez żadnych ograniczeń dynamiki czy pasma, co czasem ma miejsce w tańszych urządzeniach. Wyjścia są symetryczne, a wzmacniacz słuchawkowy dość głośny, choć oczywiście przy zasilaniu 5V z USB wiele wymagać nie można.
Wydajność interfejsu jest bardzo dobra. Komputer testowy (wprawdzie szybki, czterordzeniowy, ale kto ma słabsze?) bez problemu nagrywał odtwarzając parę śladów z minimalnym buforem 48 próbek i częstotliwością próbkowania 44.1 kHz. Proste wtyczki nie sprawiają większego kłopotu komputerowi, nawet pogłosy z Cubase „dają radę” na takim buforze, ale bardziej wymagające procesory, jak na przykład Voxengo Redunoise, do „beztrzaskowej” pracy wymagają bufora 256 albo lepiej 512 próbek. Z takim „normalnym” buforem Babyface jest bardzo wydajnym interfejsem, wykazującym nieznacznie mniejsze obciążenie systemu niż konkurencyjne urządzenia. Dzięki wbudowanemu pogłosowi, zdecydowanie lepszemu niż „pokładowe” z Cubase, możemy podczas nagrań wokalnych pracować z dużym buforem, z kolei praca z małym buforem też jest możliwa, oczywiście z ograniczeniem mocy potrzebnej na wtyczki. Sterowniki mają funkcję Direct Monitoring.
Wszyscy wiemy, że produkty firmy RME to klasa sama w sobie. Sprzęt, czyli interfejs, wykonany jest na najwyższym poziomie, cechuje się nowatorskimi rozwiązaniami i jest po prostu dobry. Również sterowniki i oprogramowanie nie mają odpowiednika, TotalMix FX jest w obecnej odsłonie bezkonkurencyjny, a sterowniki chyba jako jedyne na rynku pozwalają na płynną zmianę częstotliwości próbkowania, o stabilności całego systemu nie ma co pisać. Niestety, coś za coś – w tym przypadku musimy rzucić na drugą szalę cenę, jaką przychodzi nam za to wszystko zapłacić. Patrząc na rozmiary interfejsu, cena szokuje, wiedząc, co za to dostajemy – już nie. RME nigdy nie było tanią firmą, ale ma ustaloną renomę i wiemy, że warto. Zapewniam.
Tekst: Przemysław Ślużyński
DANE TECHNICZNE
Wzmocnienie przedwzmacniacza mikrofonowego: 9-60 dB w skokach 3 dB
Impedancja wejściowa: 2 kOhm (mikrofon), 470 kOhm (instrument)
Maksymalny poziom wejściowy dla 0 dBFS: +12 dBu
Dynamika wejściowa: 108 dB RMS nieważona, 111 dBA
Dynamika wyjściowa: 112 dB RMS nieważona, 115 dBA
Dynamika wejściowa: 108 dB RMS nieważona, 111 dBA
Dynamika wyjściowa: 112 dB RMS nieważona, 115 dBA
Maksymalny poziom wyjściowy dla 0 dBFS: +15 dBu (linia), +8 dBu (słuchawki)
Częstotliwość próbkowania: 32, 44.1, 48, 64, 88.2, 96, 176.4, 192 kHz
Pasmo przenoszenia AD/DA, -0.5 dB: 5 Hz – 22 kHz (dla częstotliwości próbkowania 44.1 kHz)
Pasmo przenoszenia AD/DA, -0.5 dB: 5 Hz – 34 kHz (dla częstotliwości próbkowania 96 kHz)
Pasmo przenoszenia AD/DA, -1 dB: 5 Hz – 50 kHz (dla częstotliwości próbkowania 192 kHz)
Złącza: ANALOG (IN × 2, OUT × 2) [XLR], INSTRUMENT HI-Z IN, słuchawkowe, ANALOG OUT 3+4/słuchawkowe, OPTICAL (IN, OUT), MIDI (IN, OUT), USB
Cena: 2490 PLN
Do testu dostarczył:
Audiostacja
ul. Główna 20A
03-113 Warszawa
tel. (22) 6161386
Internet: www.audiostacja.pl, www.rme-audio.de
Test ukazał się w numerze 3/2011 miesięcznika Muzyk.