Czy to możliwe, żeby samochód miał dwa skrajne oblicza? Czy możliwe jest, by samochód imponował osiągami i mocą oraz agresywnym designem, a jednocześnie odprężał i działał kojąco na zmysły niczym pobyt w SPA? Pierwsze wrażenie ze spotkania z Lexusem GS to zderzenie dwóch światów. Wnętrze auta jest bardzo klasyczne i spokojne, a na zewnątrz agresywny przód przypominający potwora z filmu Predator albo kojarzący się z Gwiezdnymi Wojnami. Japończycy raczej nie czerpią inspiracji z Zachodu, a są mocno przywiązani do swojej kultury i mało kto wie, ale oryginalny przód auta jest nawiązaniem do maski kendo.
Pierwszy raz modelem GS miałem okazję jechać ponad rok temu i była to wersja oznaczona numerem 200t, a więc pod maską pracował 2-litrowy, 4-cylindrowy silnik benzynowy o mocy 245KM. W testowanej teraz wersji GS 450h, mamy pod maską dwa silniki. Jeden to benzynowa, wolnossąca jednostka V6 o pojemności 3.5 litra, a drugi to motor elektryczny. Razem dają one 345KM oraz ponad 500 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Nie dostaniemy w tym modelu napędu na cztery koła. Lexus GS jest autem wyłącznie tylnonapędowym. W ofercie Lexusa nie dostaniemy tak popularnych w Europie diesli, a właśnie hybrydy albo silniki benzynowe czyli zawsze błoga cisza na niskich obrotach w standardzie.
Marka Lexus tworzy auta, które zachwycają od pierwszego kontaktu japońską precyzją wykonania. Podobnie jak podczas pierwszego kontaktu z tym modelem przed rokiem i teraz, auto zrobiło na mnie świetne wrażenie jakością spasowania materiałów na najwyższym poziomie. Fotel niesamowicie wygodny, a możliwości regulacji są tak duże, że każdy znajdzie idealną pozycję za kierownicą. Sama kierownica jest w testowanej wersji regulowana elektrycznie i wraz z fotelem po wyłączeniu silnika odsuwa się tak, żeby ułatwić kierowcy wyjście z samochodu. Można tę funkcję oczywiście wyłączyć poprzez menu komputera pokładowego. Nie jest to takie oczywiste, gdyż na przykład w testowanym Infiniti Q50S Hybrid tej funkcji nie da się wyłączyć przez komputer pokładowy, a fotel zawsze odsuwa się bardzo daleko, zmuszając przy tym kierowcę do wysiadania jako ostatni po pasażerach siedzących z tyłu. Trudniej wtedy też włożyć dziecko do fotelika zanim wsiądzie się za kierownicę.
Auto po odpaleniu zaskakuje kompletną ciszą. Ruszając w trybie elektrycznym nie słyszymy dosłownie nic. Ani odgłosów z napędu ani też szumu opon. Nie docierają też nawet najdrobniejsze odgłosy pracy zawieszenia. Mamy wrażenie, że suniemy w powietrzu, a tarcie nie istnieje. To niesamowite uczucie, które towarzyszyło mi jedynie w Lexusie, a przetestowałem już blisko 70 różnych samochodów.
Na silniku elektrycznym nie zrobimy dużego dystansu, bo bateria szybko traci energię wprawiając w ruch tego kolosa, ważącego około 1900 kg. Przy każdym mocniejszym dotknięciu pedału gazu od razu do życia budzi się mocny 3.5-litrowy silnik benzynowy, a przyspieszenie jakie daje ten zespół napędowy w połączeniu z bezstopniową skrzynią automatyczną E-CVT jest niesamowite jak na tak masywną, dostojną i wygodną limuzynę. Auto w podstawowej konfiguracji Elite zaczyna się od kwoty 281,900 złotych. Testowana najwyższa wersja Prestige, którą oczywiście też można jeszcze doposażyć o wiele dodatków zacznie się od kwoty 382,900 złotych. Cóż, Lexus, a raczej luksus musi kosztować.
Wyciszenie modelu GS przy prędkościach do 100 km/h to raj dla zmysłów, ale konkurenci na autostradzie jak Mercedes E Klasa albo nowe Volvo S90 wypadają trochę lepiej. W testowanych Lexusach GS powyżej prędkości 100 km/h za każdym razem dochodziły do mnie szumy z okolic słupków A i najprawdopodobniej dużych lusterek.
W mieście natomiast kabina Lexusa fantastycznie izoluje od wszelkich hałasów, ale w szybszej trasie rewelacji nie ma. Dzięki wspaniałemu wyciszeniu kabiny możemy rozkoszować się doskonałym brzmieniem z zestawu Mark Levinson. Ten system nagłośnienia zajmuje pierwsze miejsce w moim rankingu. Na drugim miejscu ustawiłbym nagłośnienie Bowers & Wilkins jakie możemy znaleźć w nowych modelach Volvo.
Dźwięk w Lexusie GS jest niesamowicie czysty, a scena jest bardzo ładnie zbudowana i co ważne mamy możliwość odtwarzania muzyki z płyt CD co dzisiaj nie jest już tak często spotykane w dobie streamingu przez BT oraz portów USB, SD na muzykę zapisaną w formacie MP3. Testując system audio w Lexusie z moimi nagraniami, nie odnotowałem zniekształceń w zakresie niskich częstotliwości, a górne pasmo było czyste, wręcz namacalne. Piękne brzmienie. Brawo! Słuchając muzyki w tak doskonałej akustyce kabiny, można rozkoszować się każdą przejażdżką. Testowałem auto m.in. na śniegu i tylny napęd oraz system ESP zadziwiająco sprawnie sobie radziły z trudnymi warunkami zimowymi. Tylny napęd w Lexusie GS oceniam wyżej niż w Mercedesie E Klasy.
Światła ledowe oraz asystent świateł drogowych są na najwyższym poziomie. W nocy wszystko widać jak na dłoni. Jedne z najlepszych świateł ledowych jakie testowałem. Drogowe świecą równie dobrze jak ledy Volvo S90.
Automatyczna, bezstopniowa skrzynia biegów nie każdemu przypadnie do gustu, gdyż za każdym razem po przyciśnięciu pedału gazu sprawia, że samochód wyje. Co prawda z silnikiem V6 pod maską samo wycie nie brzmi fatalnie, ale wielu osobom może to przeszkadzać. Wspomniane wcześniej Infiniti Q50S w hybrydzie z silnikiem 3.5 V6 ma dla odmiany klasyczną hydrokinetyczną przekładnię automatyczną, która jest przyjemniejsza dla naszych zmysłów i przyzwyczajeń z wchodzenia na obroty z każdym kolejnym biegiem.
Problemem może być też fakt, że nie mamy możliwości składania oparć tylnej kanapy. Nie tylko w hybrydzie. Rok temu w testowanej benzynie 2.0 też nie było takiej możliwości. Model GS jest pod tym względem za rywalami, którzy – wykluczając hybrydę w modelu Q50 – oferują składanie tylnej kanapy w standardzie lub za dopłatą w przypadku Infiniti. Wypada nadmienić, że do bagażnika w hybrydowym Lexusie zapakujemy w razie potrzeby dużo więcej instrumentów i sprzętu niż w hybrydzie Infiniti.
Kilka dni za kierownicą Lexusa GS 450h to były wspaniałe chwile. Gdyby nie zaporowa dla mnie cena testowanej wersji Prestige, wynosząca około 400,000 złotych to kto wie? Może zdecydowałbym się na to auto jako mój prywatny samochód mimo kilku wyżej wymienionych wad, które i tak giną w morzu zalet.
Średnie spalanie na dystansie 400 km podczas mojego testu w cyklu mieszanym, wyniosło 12.5 l/100 km wg. danych komputera pokładowego. Samochód został udostępniony do testów przez Toyota Motor Poland.
Jeśli chcesz lepiej poznać to auto zanim zdecydujesz się odbyć jazdę testową, zapraszam na mój kanał motoryzacyjny z testami samochodów „Saturday Car Fever” w serwisie YouTube.
Tekst: Mateusz Borowski
Artykuł ukazał się w numerze 5/2017 miesięcznika Muzyk.