Artterapia uznaje sztukę za narzędzie komunikacji między terapeutą i pacjentami. Kiedy język zawodzi, nie potrafi zmierzyć się z traumą, z pomocą przychodzi obraz, glina, wreszcie – dźwięk. Skoro potrafimy dostrzec wagę muzyki nawet w psychoterapii, dlaczego tak bagatelizujemy jej rolę w wychowaniu i codziennym życiu?
Przygotowanie do życia z muzyką
System edukacji w Polsce wydaje się pomijać fakt, że odbioru sztuki – podobnie jak posługiwania nieznanym językiem – trzeba się nauczyć. Nie wystarczy wrodzona dyspozycja: sama zdolność słyszenia czy widzenia. W procesie kształcenia należałoby wytworzyć w ludziach potrzebę obcowania z muzyką w złożony i różnorodny sposób – poprzez jej słuchanie, tworzenie, współuczestniczenie w muzycznym doświadczeniu.
Jednak w przypadku tej dziedziny sztuki, rzetelna ścieżka edukacyjna jest przewidziana tylko dla tych osób, które w przyszłości zajmą się muzyką profesjonalnie. Pozostali są niewidzialni: pomijani lub skutecznie zniechęcani, mało interesującymi lekcjami grania na plastikowym flecie. Paradoksalnie, ci pierwsi uczą się muzyki nie tylko dla samych siebie, docelowo będą ją prezentować tej, systemowo zaniedbanej, grupie. Jeśli jednak nie mają z nią wspólnego języka, jak można oczekiwać, że zostaną wysłuchani i zrozumiani? I czy w tej sytuacji zżymanie się na obojętność szerokiej masowej publiczności wobec walorów brzmieniowych czy jakości wykonania jest uzasadnione?
Niewychowane ucho
Badania z 2012 roku bezlitośnie obnażyły muzyczne preferencje Polaków – 86% z nich nigdy nie było w filharmonii, a 40% nie ma z muzyką klasyczną kontaktu nawet za pośrednictwem mediów. Zeszłoroczny raport o kompetencjach muzycznych uczniów pokazuje, jakie są skutki wieloletnich zaniedbań: percepcyjne umiejętności młodzieży wyraźnie obniżyły się w stosunku do stanu sprzed dekady. Najczęstsza forma obcowania z muzyką to jej słuchanie, śpiew i taniec. Bywanie na koncertach i czytanie o muzyce znajdują się na szarym końcu listy aktywności z dźwiękami w roli głównej. Pytanie brzmi więc: czy jako społeczeństwo w ogóle potrafimy doświadczać muzyki?
Bycie odbiorcą jest zwykle przeciwstawiane graniu na instrumentach. W takim ujęciu byłoby ono biernym sposobem doświadczania muzyki, podczas gdy wydobywanie dźwięku – aktywnym. Nowoczesna edukacja muzyczna zakłada łączenie obu perspektyw także wtedy, gdy ktoś nie wiąże swojej przyszłości zawodowej ze sztuką – program kształcenia nie ogranicza się do poznawania historii dziedziny i odsłuchu nagrań lecz proponuje młodym ludziom różne formy obcowania z muzyką: od podstaw gry na instrumentach i śpiew, po warsztaty kompozytorskie. Zacierając granice między tworzeniem i słuchaniem, uwrażliwia odbiorców na sztukę i jej różne aspekty a publiczności na sali koncertowej pozwala wnikać w zamysł wykonawców.
Pochwała multiinstrumentalizmu
Inaczej odbiera się perkusję współtworząc sekcję rytmiczną, w inny sposób, gdy stoi się za mikrofonem – o tym, jak rozwijająca potrafi być zmiana perspektywy wie każdy muzyk, który specjalizując się w grze na danym instrumencie, decyduje się poszerzyć swoje kompetencje wykonawcze o kolejny.
Solowe występy, podczas których muzyk obsługuje całe instrumentarium, stały się wręcz nowym typem koncertowania, a looper na dobre wpisał się w aparat wykonawczy muzyki rozrywkowej. Niezależnie od tego, że w trakcie one man show trudniej o wytworzenie energii, typowej dla koncertów w kilkuosobowym składzie (obsługa wielu urządzeń wymaga skupienia się na skomplikowanej logistyce i nie można sobie pozwolić na sceniczny luz czy spontaniczną improwizację), odbiorcy zyskali okazję do analitycznego słuchania muzyki na żywo: od powstawania rytmicznego kośćca utworu, po solówki. Słuchacze mają możliwość zaobserwowania jak z każdym wybrzmiewającym dźwiękiem zmienia się funkcja i miejsce wcześniej dogranej partii, w jaki sposób poszczególne instrumenty uzupełniają się lub tworzą kontrapunkty.
Brak powtarzalności
Muzyka rozrywkowa zarejestrowana na płytach przestaje też być punktem odniesienia dla wersji koncertowych a skomplikowana, studyjna obróbka dźwięku sprawia, że wierne odtworzenie zapisu jest wręcz niemożliwe. Nawet jeśli pewne efekty będą nakładane w czasie rzeczywistym, osiągnięcie stuprocentowego podobieństwa mija się z celem, bo środki, które świetnie oddziałują w sterylnych warunkach reżyserki, niekoniecznie sprawdzą się w sali koncertowej czy klubie.
Ta specyficzna teatralizacja muzyki jest wymagająca zarówno wobec wykonawców, jak i publiczności. Ci pierwsi na scenie stają się aktorami, którzy budują dramaturgię muzycznego spektaklu, drudzy, są obserwatorami muzyki in statu nascendi. Tworzenie muzyki stało się dziś prostsze, niż kiedykolwiek – wystarczy do tego komputer lub stosowna aplikacja na smartfonie. Paradoksalnie, dużo trudniejsza może się okazać nauka świadomego słuchania, bo przeciętni odbiorcy są od dziecka karmieni przez media głównie dźwiękami, które nie wymagają zbyt wiele uwagi i namysłu.
Ćwierć wieku refleksji
W 1994 roku we Wrocławiu odbyła się konferencja poświęcona rodzimej edukacji muzycznej – jej perspektywom w Polsce po transformacji ustrojowej. Głos w dyskusji zabrali między innymi: muzykolodzy Ewa Kofin i Bogusław Schaeffer, publicysta i krytyk muzyczny Wacław Panek (autor „Małego słownika muzyki rozrywkowej”) czy jazzman Jan Ptaszyn Wróblewski.
Pokonferencyjny zbiór tekstów to ciekawe świadectwo refleksji nad muzyką popularną w Polsce, pierwsze próby definiowania na rodzimym gruncie ram takich gatunków jak rock, heavy metal czy rap. W niektórych diagnozach daje się wyczuć niechęć wobec nowych trendów, w innych podkreślano, że nie należy lekceważyć nurtów, które znajdują rzesze fanów i są zjawiskiem społecznym o szerokim zasięgu. W jednym z referatów padła propozycja, by do programu nauczania wprowadzić wiedzę także o muzyce, która jest bliska młodym słuchaczom i tym samym edukować tę grupę skuteczniej. Przykładowo, zamiast przedstawiać instrumenty na materiale dźwiękowym trudnym w odbiorze lub nowym dla ucha, warto zaprezentować ich brzmienie na przykładzie utworów cieszących się popularnością i uznaniem młodzieży. Interesująca wydaje się także sugestia, by wrodzoną ludziom kreatywność i potrzebę twórczości (która objawia się w codziennych działaniach – chęci aktywnego kształtowania swojego życia i otoczenia) ukierunkować w stronę muzyki tak, by człowiek – zarówno jako artysta, jak i odbiorca – miał poczucie aktywnego współuczestnictwa w doświadczeniu estetycznym.
Niestety, choć potrzeba włączenia do ram programowych różnorodnych stylów wydaje się oczywistością, do tej pory muzyka rozrywkowa jest w szkolnictwie traktowana po macoszemu. Po sympozjum i pomysłach uczestników pozostała jedynie niezbyt obszerna antologia o przydługim tytule („Wpływ różnych gatunków muzycznych na pobudzenie i rozwinięcie zainteresowań muzycznych współczesnego człowieka”) a głoszone postulaty nie doczekały się skutecznej realizacji.
Nowy horyzont
Na stronie Instytutu Muzyki i Tańca można zajrzeć do tegorocznego (a rozpisanego na trzy najbliższe lata) projektu edukacyjnych działań, które mają poprawić muzyczne kompetencje najmłodszych odbiorców. Karta melomana, uprawniająca młodzież do zniżek przy zakupie biletów na koncerty, warsztaty Dźwiękowisko (komponowanie utworów z dziećmi) czy nowoczesny, już istniejący portal edukacyjny dla nauczycieli i uczniów Muzykotekaszkolna.pl to tylko część propozycji, które znalazły się w programie. Warto o nich mówić nie tylko w kontekście nauczania muzyki klasycznej: każda inicjatywa, wprowadzająca słuchaczy w eklektyczny świat muzyki dwudziestego wieku – pełen improwizacji, wydobywania dźwięków z przedmiotów, które nie mieszczą się w tradycyjnej definicji instrumentu to dobry znak dla muzyków wykonujących każdy gatunek, szansa, że zostaną oni lepiej zrozumiani.
Tekst: Zuzanna Ossowska
Artykuł ukazał się w numerze 8/2017 miesięcznika Muzyk.