Można Krzysztofa Cugowskiego kochać albo nie znosić, słuchać w kółko, jak mój sąsiad, bądź wygłaszać okrutne opinie na jego temat, jak moja znajoma, ale na to wydawnictwo zasłużył, jak mało kto z luminarzy naszej estrady. Tytuł tłumaczy wszystko, ale dla porządku wyjaśnię. Pan Krzysztof obchodzi właśnie siedemdziesiątkę, a na scenie spędził pół wieku. Hasło „moje najważniejsze” oznacza wybór tych utworów, które uważa dla swej kariery za najistotniejsze. Dodam jeszcze, że album składa się z dwóch płyt. Jedna zawiera na nowo nagrane jego wielkie przeboje, a druga jest zapisem koncertu nagranego w radiowym studiu w Lublinie, w towarzystwie Zespołu Mistrzów. Zainteresowani, czyli ogromna większość dojrzałych rodaków wie, że dla niego początkiem ogólnokrajowej popularności stała się polska wersja „Ain’t No Sunshine”, nagrana jako „Sen o dolinie”. Objawiła ona specyficzny, zachrypnięty, ale przez to niezmiernie ciekawy głos Cugowskiego, który zyskał mu z miejsca rzesze zwolenników i krytyków. Niektórzy sądzili, że chrypka zaraz mu przejdzie i w ten sposób upodobni się do dziesiątek innych, grzecznych i nijakich naszych wokalistów, ale inni mieli nadzieję, że tak już zostanie. Ci drudzy mieli rację, a Krzysztof Cugowski natychmiast wdarł się do czołówki piosenkarzy naszego rocka. Przystępując do kariery zawodowego wokalisty nie był amatorem, ukończył klasę fortepianu w lubelskiej szkole muzycznej, dzięki czemu wiedział, czego szuka w muzyce. Warto też pamiętać, że choć największe sukcesy łączą się z jego obecnością w Budce Suflera, śpiewał też we wrocławskiej grupie Cross i zespole Piotra Figla Spisek, działał jako solista, a ostatnio także współpracuje wespół ze swymi synami. Chylę czoła przed pracowitością pana Krzysztofa, który wbrew panującej modzie dokonał wszystkich nagrań na ten jubileuszowy krążek na nowo, do tego w nowych aranżacjach! Wiele z nich zabrzmiało naprawdę odkrywczo, tym bardziej, że na pierwszej płycie nie ma tych największych, komercyjnych sukcesów, które z rockiem nie mają wiele wspólnego. Jeszcze ciekawszy jest drugi, koncertowy krążek, zrealizowany z pomocą świetnych muzyków, Jacka Królika, Roberta Kubiszyna, Tomasza Kalwaka i Cezarego Konrada, grających pod szyldem Zespołu Mistrzów. Przydało się nowe spojrzenie młodych i utalentowanych na przeboje sygnowane w całości przez Budkę Suflera, czasem starszych od nich samych! A Krzysztof Cugowski pokazał, także dzięki ich pomocy, jakim jest dojrzałym, wrażliwym, eleganckim i „klimatycznym” artystą. Naprawdę dobry i interesujący album.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artysty: pl.facebook.com/KrzysztofCugowskiSolo
Recenzja ukazała się w numerze 9-10/2020 czasopisma Muzyk.