Swoimi pasjami mógłby Pan obdzielić kilku ludzi. Trudno to w sobie pomieścić?
Janusz Bielecki: Ależ właśnie na tym polega sztuka życia, ale i tworzenia, żeby opowiedzieć o sobie, o swoim przeżywaniu i widzeniu świata. Rzeczywiście mam wrażenie, że realizuję się na kilku płaszczyznach. Szalenie lubię stałą aktywność i lubię też, kiedy wokół mnie dzieje się coś ciekawego. Absolutnie spełniam się jako kompozytor ale też jednocześnie jestem od lat przedsiębiorcą. Moje pasje budują i scalają te różnorodne osobowości i ich pierwiastki.
Niespokojny z Pana duch… Jak to poskromić? Przez sztukę?
Janusz Bielecki: Sztuka jest znakomitym do tego narzędziem. Nie wiem, czy można jednak mówić tu o poskramianiu jakiegoś ducha. Może wręcz przeciwnie, bo to sztuka pomaga mi ten niepokój rozwinąć i przetworzyć tak, żeby stał się intrygującym budulcem w moich rękach. To element składowy dzieł muzycznych.
Ale jak osiągnąć wewnętrzną zgodę między rolą przedsiębiorcy kierującego wieloma projektami, a wrażliwym artystą?
Janusz Bielecki: Paradoksalnie te dwie różne natury, czy może nawet role, potrafią znakomicie ze sobą współgrać. Powiem nawet więcej: dobrze się uzupełniają. Dlatego nie jestem klasycznym przedsiębiorcą bo mam też wyraźną drugą twarz, tę wrażliwą i artystyczną. Owszem, realnie stąpam po ziemi, podejmuję decyzje finansowe i organizacyjne. Ale kiedy komponuję zachwycam się pięknem, to czas skupienia, spokoju i refleksji twórczej. Wszystko to jest tylko sprawą umiejętnej organizacji i zrozumienia oraz akceptacji własnych potrzeb, swojej natury czyli życia w zgodzie ze sobą samym.
W natłoku zajęć znajduje Pan czas na komponowanie?
Janusz Bielecki: Muzyka to moja ucieczka i wejście do zdecydowanie jednak innego, bo bardziej subtelnego świata. Kiedy komponuję, ale też i kiedy gram, wszyscy wiedzą, że nie należy mi wtedy przeszkadzać. Na komponowanie zawsze więc znajdę czas, bo to szczególny sposób odpoczynku i moje prywatne antidotum na zgiełk świata.
Stała rola i funkcje przedsiębiorcy są wymagające. Jakże często pojawiają się jakieś niespodzianki, i to nie zawsze miłe bo wynikające z trudnych realiów działalności na wymagającym rynku. Komponowanie natomiast w całości zależy tylko ode mnie, od moich wewnętrznych impulsów, od wsłuchiwania się w swój wewnętrzny głos i odczytywania swoich emocji, nastrojów a tym samym sam sobie sprawiam tym… przyjemność. To niezwykła możliwość własnej kreacji, i to jakże ważnej kreacji artystycznej.
Za każdym Pańskim utworem kryje się Pan ze swoimi przeżyciami, wewnętrznym splątaniem i rozterkami? Jak bardzo ta muzyka jest osobista?
Janusz Bielecki: Każda twórczość bierze się z przeżyć, które przepuszczane zostają przez filtry wrażliwości. Jeśli istotnie jest jakieś wewnętrzne zasupłanie, sztuka bywa sposobem na rozwiązanie tych węzłów. Na tym to polega, żeby zamienić to, co nas przytłacza, żeby dać oddech i lekkość. Sądzę, że to właśnie może sprawić muzyka przepełniona impulsami, przeżyciami, emocjami. Mam pewność, ze muzyka jest sztuką potrzebną ludziom, ponieważ przez nią i w niej tworzą oni swój świat przeżyć i wzruszeń wzbogacających życie. Tak jest ze mną. Jednocześnie muzyka wyostrza wrażliwość, rozwija wyobraźnię, uczy samodzielności myślenia oraz zaspokaja potrzebę ekspresji.
Pana muzyka zmienia się wraz z Panem?
Janusz Bielecki: Tak sądzę. Wszyscy się zmieniamy. Niektórzy dojrzewają, inni przeciwnie – dryfują w stronę dzieciństwa. Ale to wszystko jakaś zmiana i nic w tym złego. Trudno zatem, żeby to, co tworzę, istniało w oderwaniu od tego, co dzieje się ze mną i we mnie. Każda nuta, każdy takt to właściwie krok w jakąś stronę. Czasem w stronę czy drogę istotnie różną od tej drogi, którą szedłem jeszcze rok, dwa lata wcześniej. W tym tkwi i siła, i piękno twórczego życia.
Czy na każdej płycie odkrywa Pan siebie na nowo?
Janusz Bielecki: Każda płyta to bez wątpienia moje nowe „ja”. Odkrywam siebie i odkrywam świat. I wciąż zaskakuje mnie to, co już odkryłem i co odkrywam. Na tym polega ta przygoda która jest nieustającym, fascynującym rodzajem odkrywania. A poprzez tworzone i powstałe utwory zapisuję swoje emocje i dzielę się nimi.
Ukazuje się właśnie Pana nowa płyta… Jaka jest?
Janusz Bielecki: Ta płyta jest jeszcze bardziej, niż wcześniejsze …moja… To taka muzyczna wędrówka przez bliskie mi muzyczne epoki, fascynujący barok, wciąż inspirujący i głęboki romantyzm. Ale także, w sensie metaforycznym, stanowi opisanie ludzkich przeżyć. Sądzę wręcz, że jest swoistym muzycznym opisaniem człowieka, jego rozterek i szczęścia.
Wśród wielu Pana projektów biznesowych znajdziemy również agencję artystyczną All Muses. Czym właściwie się zajmuje?
Janusz Bielecki: All Muses jest firmą producencką. Z powodzeniem realizuje koncerty, trasy koncertowe ale i festiwale czy też eventy biznesowe. Stała się też koproducentem i producentem filmowym. Nie będę ukrywał, że All Muses jest teraz dla mnie bardzo istotna. Te „wszystkie muzy” to przenikanie się form artystycznych. Firma ta łączy kilka niezwykle bliskich mi rzeczy: artystyczny luz, poczucie humoru i kreatywność z profesjonalizmem i bezbłędną organizacją. Tak więc w sposób twórczy, ale spektakularny, działamy w różnych obszarach sztuki zawsze kładąc nacisk na jeden wspólny mianownik – wysoki poziom wydarzeń i twórczości artystycznej. Oczywiście patrzymy na całość tych działań biznesowo osiągając sukcesy.
Vivaldi jakiego (NIE) znacie, festiwal Screen & Sound Fest. Let’s See The Music, koncerty Orchestral R.O.C.K.…
Janusz Bielecki: Owszem, tak, a do tego wydane płyty, filmy wyświetlane na ekranach i dostępne w internecie, kreacje multimedialne… A teraz nasz ostatni projekt, na który serdecznie zapraszam do jednej z najbardziej prestiżowych sal Europy, czyli NOSPR w Katowicach. W tej sali, w ramach festiwalu Screen & Sound Fest. Let’s See The Music wystąpi Wojtek Mazolewski Quintet z interpretacją utworów Krzysztofa Komedy – ten jeden raz z gośćmi specjalnymi: Marią Sadowską i Krzysztofem Zalewskim. Jeśli ktoś z Państwa ma ochotę, to trzeba się pospieszyć, bo wiem, że zostało dosłownie kilka ostatnich miejsc na widowni.
Rynek muzyczny jest trudny?
Janusz Bielecki: Jak każdy. Ale im trudniej, tym lepiej. Nie interesują mnie proste wyzwania. Nigdy zresztą nie interesowały. Sam podnoszę sobie poprzeczkę i zawsze chciałem, by umieszczona była wysoko. To kwestia podejścia nie tylko do biznesu, ale do życia. Jeśli wyznaje się taką właśnie filozofię, żaden rynek nie powinien wydawać się nie do zdobycia. Czy kiedyś myślałem, że będę produkował filmy? Albo że usiądę do fortepianu? Nie. Ale zrobiłem to. To kwestia i realizacji marzeń i nie poddawania się schematom ani „krępującej niemożności”.
Od lat skutecznie działa powołana przez Pana fundacja zajmująca się promocją młodych talentów. Lubi Pan pomagać innym?
Janusz Bielecki: To nie jest kwestia lubienia czy zapewniania sobie dobrego samopoczucia. To podejście do świata i człowieka. Czyli znów – jak w odpowiedzi na poprzednie pytanie – kwestia filozofii życiowej i postawy. Albo, jeśli patrzeć na to biznesowo, bo przecież i takie spojrzenie jest dopuszczalne, jest to inwestycja. I to najlepsza z możliwych, bo pomnażająca piękno. A o to w życiu chodzi – o piękno. Czasem zrozumienie tej prostej prawdy zajmuje nam długie lata. Ale kiedy już do tego dojdziemy, ten nasz żywot staje się lepszy i bardziej dający poczucie szczęścia oraz spełnienia. Tak właśnie jest. Bo piękno to rodzaj dobra. I jeszcze jedno: dobrem, tak jak i pięknem, trzeba się dzielić. Czego zatem można chcieć więcej?
Opracowanie: redakcja miesięcznika Muzyk
Zdjęcia: Bruno Fidrych / Openform.pl
Strona internetowa kompozytora: www.januszbielecki.pl
Wywiad ukazał się w numerze 9/2019 miesięcznika Muzyk.