Siódmy album studyjny brytyjskiej grupy jednym może się podobać, innych denerwować, ale z całą pewnością banalny nie jest z wielu powodów. Powstawał, oczywiście z przerwami, od lata 2014 do jesieni 2015 roku. Ci, którzy są przekonani, że Coldplay jest zespołem uprawiającym muzykę rockową, niech raczej nie decydują się na kupno tego krążka przed jego dokładnym przesłuchaniem, bo mogą się mocno rozczarować. Mówiąc w największym skrócie, to muzyka zdecydowanie bardziej nadająca się jako podkład do tańców, niż rockowego przeżywania solówek gitarowych. Honoru domu broni tu bardzo efektowny muzycznie „Amazing Day”, ale praktycznie na tym koniec. Przeważają proste, z reguły bardzo melodyjne, łatwe do zapamiętania piosenki. Zdecydowanie najwięcej tu popu, trochę, za przeproszeniem, disco, ballady, gospel, a jeśli już słychać rock, to raczej w wersji soft. Wyraźne są za to odniesienia do lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. A jednak z tej ryzykownej składanki udało się stworzyć sympatyczną całość. Jedenaście dobrych utworów zostało napisanych przez całą czwórkę członków grupy, ale jestem przekonany, że album tak naprawdę sprokurowali jego producenci. Jednym z nich jest Rik Simpson – stały współpracownik Coldplay oraz Stargate. Pod tym tajemniczym hasłem kryje się norweski duet, Tor Hermansen i Mikkal Eriksen, też przecież zaprawiony w producenckich bojach. Dziełem tej trójki jest wspomniana w tytule „głowa pełna marzeń”. Mało tego, swój pomysł potrafili twórczo rozwijać w każdym kolejnym utworze. Całość, bez wątpienia z ich woli, powstawała w potężnym kolektywie. Przede wszystkim gra tu kilkunastu doproszonych muzyków, wspierających kwartet Coldplay. O wiele potężniejszy jest kilkudziesięcioosobowy chór, bez którego trudno jednak sobie wyobrazić świetną, wspaniale brzmiącą pieśń gospel. Na okładce, jako jeden z wykonawców, wymieniono nawet prezydenta Baracka Obamę, wykonującego fragment hymnu „Amazing Grace”. Nieźle! Tu nie ma wątpliwości, nad tym materiałem pracowali zawodowcy, z których każdy bardzo dobrze wykonał swoją robotę. Część krytyków zapewne pokręci nosem, zarzucając pewnego rodzaju pójście na łatwiznę, ale słuchacze w ogromnej większości będą zachwyceni, dostając dokładnie to, co lubią. Jestem gotów się założyć, że letnie trasy grupy Coldplay z tym materiałem, zgromadzą na stadionach nadkomplety!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Recenzja ukazała się w numerze 2/2016 miesięcznika Muzyk.
Strona internetowa zespołu: coldplay.com