Kiedy nadeszła propozycja zagrania kilkudziesięciu kameralnych recitali w Walter Kerr Theater na 48. Ulicy w centrum teatralnego Broadwayu, Boss nie od razu był entuzjastą tego pomysłu. On, zapełniający bez najmniejszego trudu wielkie stadiony, miałby śpiewać w średniej wielkości teatrze na 960 miejsc? Zgodził się po szczegółowym przemyśleniu sprawy. Jak teraz mówi, była to jedna z jego lepszych decyzji w ostatnich latach. Postanowił, że trzonem dramatycznym wieczorów, będą mówione przez niego fragmenty autobiografii „Born to Run”, opatrzone różnymi utworami ze wszystkich okresów działalności estradowej. Zdecydował się na recital typu one-man-show, gdzie na scenie jest tylko on, mówiący i śpiewający z pomocą własnego akompaniamentu na gitarze, fortepianie i harmonijce ustnej. W kilku utworach w większości wieczorów towarzyszyła mu w kilku piosenkach żona, Patti Scialfa, autorka piosenek, gitarzystka i pieśniarka. Zainteresowanie propozycją Bossa przeszło wszelkie wyobrażenia pomysłodawców. W rezultacie z 48 recitali zrobiło się 236! Album, liczący prawie 150 minut, ukazał się w grudniu, tuż po zakończeniu całego przedsięwzięcia. Wszystko na nim jest niezwyczajne. Zacznę od tego, że nawet najbardziej znane piosenki Bruce’a w tym wykonaniu zaskakują, są niejednokrotnie ogromnie odległe od wersji, jakie wbiły nam się przez lata w pamięć. Pozbawione bogatego akompaniamentu i aranżacji, z ubogim, surowym podkładem zaledwie jednego instrumentu, dla mnie brzmią wyjątkowo pięknie. To tak, jakby ich autor znów, podobnie jak na samym początku swej drogi artystycznej, śpiewał je na rogu ulicy przed teatrem. Istotny ponownie stał się tekst, melodia i ich przesłanie, przekazywane bez żadnych upiększeń i technicznych sztuczek, w bezpośredniej relacji między bardem a słuchaczem. Wielkie wrażenie robią zwierzenia Springsteena. To oczywiście nie spowiedź, mówi przecież tylko o tym o czym chce i tylko tyle, ile sam uważa za stosowne, ale w jego ustach wszystkie opowieści brzmią wiarygodnie. Niektóre są zabawne, inne wzruszające, bądź dramatyczne. Czasami utwory puentują kolejne fragmenty opowieści, a kiedy indziej są ich powodem. Barwne życie, dojrzewanie, kobiety, meandry losu, choroby, przeróżne kwestie zawodowe, przyjaciele i wrogowie, wszystko to w ustach gwiazdora za chwilę kończącego 70 lat, zamienia się w wyjątkową, szalenie prywatną relację. Dopiero kilkukrotne przesłuchanie albumu pozwala zrozumieć, że ten recital stworzył mu absolutnie wyjątkową szansę zaistnienia w świadomości słuchaczy takim, jakim chciałby być zapamiętany. Ci z Państwa, którzy nie lubią memuarów i wolą słuchać znanych doskonale, wypieszczonych na wszystkie strony nagrań, niech nie sięgają po ten album. On jest dla tych, którzy uważają Bossa za mistrza i chcą, aby o sobie powiedział sam.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artysty: brucespringsteen.net
Recenzja ukazała się w numerze 3/2019 miesięcznika Muzyk.