U nas mało znany, Buddy Miller jest od kilku dekad jedną z największych gwiazd country i Americany. W przeszłości grywał jako gitarzysta w zespole Emmylou Harris, ściśle współpracował z Shawnem Colvinem i Jimem Lauderdale, jeździł na trasy koncertowe z wieloma znanymi piosenkarzami. Teraz dzieli swój czas w równych proporcjach między występy na estradzie, pisanie piosenek dla siebie i wielu innych, jak też produkcję płyt. Ta ostatnia działka przyniosła mu sporo sławy i nagród, bo właśnie dzięki niemu wielu utytułowanych kolegów odniosło znaczne sukcesy. Ma interesujący, charakterystyczny głos i naprawdę wielkie grono fanów. Co ciekawe, choć zyskują doskonałe recenzje, swoje własne albumy nagrywa mocno nieregularnie. W styczniu ukazał się jego najnowszy krążek, zawierający jedenaście duetów. To pokłosie pewnego projektu nazywającego się Cayamo. Na trasie między Miami a Karaibami pływa statek wycieczkowy, którego największą atrakcją są występy na żywo czołowych gwiazd Americany. Za całość tego przedsięwzięcia odpowiedzialność artystyczną przyjął właśnie Buddy, a ten album jest wyborem utworów wykonywanych w latach 2014 i 2015. No, może kilka duetów Miller zaproponował na wyrost, ponieważ ich wykonawcy w wyprawach statkiem i tym projekcie nie brali udziału, ale czy to istotne? Od znanych nazwisk aż się roi, żeby wspomnieć Lee Ann Womack, Kasey Musgraves, Richarda Thompsona, Shawna Colvina, niezwykle cenioną teraz Lucindę Williams i samego Krisa Kristoffersona, ze swoim nieśmiertelnym i wspaniałym przebojem „Sunday Morning Coming Down”. Zdecydowaną większość repertuaru stanowią utwory znane wszystkim, wiemy, że statek nie jest właściwym miejscem na doniosłe premiery wokalne. Całość brzmi niezwykle stylowo, wszyscy wykonawcy są w wyśmienitej formie i śpiewają na luzie, jak na podobną imprezę przystało. Jednak ten luz nie oznacza jakiejkolwiek taryfy ulgowej, na to nikt z wykonawców nie mógłby sobie pozwolić. Ostatecznie chodziło przecież o nagranie płyty, a nie wypoczynkową wyprawę stateczkiem. Słucha się tego znakomicie, nie tylko w samochodzie podczas długich podróży. A swoją drogą szkoda, że Buddy Miller nie nagrał swojego własnego, autorskiego albumu, skoro ostatni taki popełnił przeszło dekadę temu!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Recenzja ukazała się w numerze 5/2016 miesięcznika Muzyk.
Strona internetowa artysty: buddymiller.com