Kiedy objawił się rodakom na I Festiwalu Opolskim w 1963 roku, z miejsca okrzyknięto go największym powojennym talentem estradowym. Był pierwszym i wcale nie wiem, czy do dziś nie jedynym naszym piosenkarzem, który dwanaście razy szczelnie wypełnił publicznością na swoich recitalach Salę Kongresową. Jego słynne powiedzonko z tamtych czasów, „jest nas dwóch najpopularniejszych w kraju: Gomułka i ja”, nie było taką zupełną abstrakcją. Radiowy koncert życzeń bez piosenek w wykonaniu Łazuki? To jakieś wolne żarty, publiczność szalała za nim, zresztą z wzajemnością. Normalną koleją rzeczy popularność pana Bohdana z czasem malała, ale przecież nigdy nie odszedł w zapomnienie. Teraz, po ponad ćwierćwieczu od wydania ostatniego premierowego albumu i rok przed swoją osiemdziesiątką, nagrał zupełnie nową płytę. Jedenaście piosenek napisali dla niego Piotr Remiszewski, przy okazji producent krążka i Marcin Nierubiec, kierownik muzyczny. Obaj panowie przyznają, że rozmowy z bohaterem płyty nie były łatwe, a konwencja rodziła się w ciężkich bólach i po długotrwałych dyskusjach. W końcu postanowiono, że będą to wyłącznie duety, śpiewane na dodatek z niezwykle popularnymi wykonawcami. Ustalenia ustaleniami, ale są to wokaliści z zupełnie różnych szuflad, bo pomijając wspomniane kryterium stuprocentowej rozpoznawalności, trudno znaleźć wspólny mianownik na przykład dla Dody, Marka Piekarczyka, Macieja Maleńczuka, Miki Urbaniak czy Natalii Niemen. A jednak eksperyment,o dziwo, okazał się udany. Autorzy napisali zgrabne piosenki, z miłymi dla ucha, choć niezbyt trudnymi wokalnie melodiami, oraz na ogół dowcipnymi tekstami, a do tego z odrobiną dystansu, w sam raz w duchu, jakby nie było, dojrzałego już przecież pana Bohdana. Aranżacje brzmią bardzo współcześnie. Łazuka śpiewa tak, jak zawsze. Jest przede wszystkim bardzo dobrym aktorem, więc niedostatki wokalne potrafi obronić interpretacją. Nigdy nie przejmował się niedociąganymi tonami, żeby nie powiedzieć, delikatnym, ale miłym w jego wykonaniu, fałszowaniem. Skoro o tym mowa, proszę posłuchać: czy wielcy przedwojennego kabaretu, choćby Bodo, śpiewali czysto? Za to zawsze wiadomo o czym śpiewa i idealnie wprowadza słuchaczy w nastrój każdego utworu. Więcej pretensji można kierować pod adresem doproszonych do artysty gości. Przynajmniej w kilku wypadkach odnoszę wrażenie, że nie do końca zrozumieli konwencję zaproponowaną przez autorów i samego pana Bohdana. Błędem są próby nadmiernego eksponowania siebie w sytuacji, gdy jest się jedynie gościem takiego przedsięwzięcia. Pewnym usprawiedliwieniem może być nagrywanie w innym studiu, zupełnie osobno, bez kontaktu z sugestywnym gospodarzem. W dodatku ten gospodarz należy do świata estrady i kabaretu, jakiego dziś, w dobie technicznych podróbek i wszechstronnych machlojek już się prawie nie uświadczy. Młodsi o pokolenie, lub bardziej, koledzy Łazuki z tych nagrań nie mają o nim bladego pojęcia, bo i skąd! Mimo moich zastrzeżeń, polecam „Nocnego Bohdana”. Tego typu płyt już właściwie nie ma. A wielka szkoda!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artysty: www.facebook.com/bohdanlazuka/
Recenzja ukazała się w numerze 1/2018 miesięcznika Muzyk.