Robert McFerrin był wybitnym amerykańskim śpiewakiem operowym. Obdarzony pięknym głosem i nienagannymi warunkami, tuż po skończeniu studiów wokalnych wygrał casting na objęcie posady solisty w najbardziej renomowanym teatrze operowym świata, nowojorskiej Metropolitan Opera. Zdobył ją jako pierwszy Afro-Amerykanin. Prywatnie był człowiekiem głęboko religijnym, synem pastora, który przez całe życie śpiewał i nagrywał pieśni spirituals. Znany nam wszystkim jego syn, Bobby, też wybitnie utalentowany wokalista, tyle że zajmujący się jazzem i muzyką rozrywkową, teraz właśnie postanowił złożyć hołd swemu ojcu i nagrać album złożony z pieśni gospel, jakie poznał jeszcze w dzieciństwie. Takich tradycyjnych pieśni umieścił tu siedem, a wśród nich „Glory”, „Fix Me Jesus”, „Swing Low Sweet Chariot” czy „Joshua”, pięć napisał sam i dodał jeszcze biały spiritual Boba Dylana „I Shall Be Released”. Oczywiście Bobby jak zawsze poszedł swoją drogą, te pieśni nie mają więc w jego opracowaniu nic wspólnego z przyjętym, tradycyjnym sposobem ich wykonywania. McFerrin potraktował je jak tematy ze skarbca kultury amerykańskiej, w której wszystko jest już z sobą wymieszane. Trochę w tym folku, country, bluesa, soulu, bluegrassu, no i pieśni gospel oczywiście również. Takie podejście dało spektakularny efekt: mimo że od lat słucham muzyki gospel, wydawało mi się, jakby te stare pieśni dopiero poznawał. Być może najdziwniejsze jest, że mimo wszelkich zmian te utwory dalej pozostają w charakterze religijne, opowiadające o Bogu i ludziach, którzy Go sławią. Trudno tę muzykę zaszufladkować, bo jest w niej cała muzyczna Ameryka. Bobby aranżował wszystko do spółki z Gilem Goldsteinem, tutaj jeszcze dodatkowo udzielającym się na akordeonie i klawiszach. Muzyków dobrali fantastycznych, choć zupełnie nie spod znaku Americany. Na basie gra Larry Grenadier, zatrudniono dwóch perkusistów, Ali Jacksona i Charley’a Draytona oraz Larry Campbella, który potrafi grać na wszystkim. W kilku utworach śpiewa, a także gra na kontrabasie fantastyczna Esperanza Spalding, stanowiąc swoim głosem coś o wiele większego, niż miłe uzupełnienie wokalne. A Bobby genialnie uwodzi jak zwykle umiejętnością przechodzenia z nastroju w nastrój, świetnym wyciąganiem wszelkich smaczków muzycznych i interpretacyjnych. To nie jest płyta dla wszystkich, ale dla muzycznych smakoszy pozycja obowiązkowa!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artysty: bobbymcferrin.com
Recenzja ukazała się w numerze 9/2013 miesięcznika Muzyk.