Dylan śpiewający standardy wylansowane przez Franka Sinatrę, z tytułem albumu lekko parafrazującym słynny przebój „Strangers In the Night?” Świat się kończy! O co chodzi? Dylan, jak ognia unikający wywiadów, zrobił wyjątek i jednemu z amerykańskich portali internetowych powiedział: „Nagranie takiej płyty było dla mnie prawdziwym przywilejem. Chciałem to zrobić już dawno, ale brakowało mi odwagi. Sinatra jest jak góra, z którą każdy wokalista chce się zmierzyć”. Na wszelki wypadek Bob zabezpieczył się i wziął tylko dziesięć piosenek z jego repertuaru, z których przynajmniej połowa nie była zbyt popularna w wykonaniu Franka. Dylan zrobił wiele, aby jego interpretacje maksymalnie różniły się od oryginałów. Wiedział, że z powodów oczywistych nie może ich zaśpiewać pełnym głosem, choćby odrobinę zbliżonym do Sinatry, ale, przyznaję, jego głos nigdy nie brzmiał tak delikatnie, jak tutaj. Z podobnych powodów towarzyszy mu pięcioosobowy zespół, ze steel guitar w głównej roli, a nie big-band. Rzecz jasna zupełnie inne są aranżacje i w kilku wypadkach zastanawiałem się, czy to na pewno ten same utwory, które, jak mi się wydawało, znam doskonale. Głównym pomysłem interpretacyjnym Dylana stało się zwolnienie tempa w każdym utworze. Przyznaję, dla mnie to za mało. Sinatra jest dla mnie niedoścignionym wzorem śpiewania piosenek swingujących i standardów tamtego czasu, u niego wszystko skrzyło się pomysłem, pulsem, życiem, radością, czy nostalgią. U Dylana podobnych wartości trudno się doszukać, jest w większości piosenek prawie taki sam. Niby wszyscy, aranżer, muzycy i sam Bob, pod pseudonimem Jack Frost także producent krążka, wykonali swoje zadanie bardzo dobrze i pewnie miałbym diametralnie inne zdanie na temat tego albumu, gdybym właśnie nie znał nagrań Sinatry na pamięć. Bardzo wielu zdolnych wokalistów próbuje wspiąć się, używając słów Dylana, na tę górę, ale niewielu ma do zaproponowania tyle, co nieśmiertelny Frank. Dylan, stary mistrz, którego uwielbiam za wiele jego własnych, znakomitych nagrań, w mojej ocenie tym razem ambitnie przegrał. Jeśli jednak ktokolwiek z Państwa nie będzie porównywał Boba z Frankiem, może mieć inne zdanie.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artysty: www.bobdylan.com
Recenzja ukazała się w numerze 4/2015 miesięcznika Muzyk.