Znowu piszę na rynku w Krakowie. Była burza, jeszcze trochę pada. Siedzę w kawiarence pod Sukiennicami. W tym miesiącu jestem tu już trzeci raz. Najpierw Nahorny Trio w Piwnicy pod Baranami i mój kwintet w Harrisie, potem Śpiewnik Nahornego na Małym Rynku w Noc Jazzu i wreszcie Heavy Metal Sextet w Piec’Arcie na Szewskiej.
Tu zawsze jest pięknie, uwielbiam. Wracają moje młodopolskie fascynacje, Wyspiański, Tetmajer, Przybyszewski i jego „Confiteor”. Nie bez przyczyny tak nazywa się moje wydawnictwo. A wszystko za sprawą Boya i jego wspomnień. Ale nie o Młodej Polsce będzie. W lipcu, w Krakowie, już od dwudziestu czterech lat jest Summer Jazz Festival. Pełno koncertów, jamów, jednocześnie, w wielu miejscach. Pomimo swojego grania, zawsze udaje mi się zajrzeć na inne imprezy, do Muniaka chociażby. Tak było i tym razem. Ciągle obecny jest tu duch niezapomnianego Jasia, mainstream w najlepszym wydaniu, standardy. Cały czas przewija się plejada najlepszych jazzmanów. Wchodzę – „All the Things You Are”.
Od wielu lat zastanawiam się na ilu jamach, w ilu klubach, salach koncertowych, w ilu klasach, ćwiczeniówkach, na warsztatach, w ilu miejscach na świecie jednocześnie grany jest ten sam utwór? Taka, niby do niczego niepotrzebna statystyka. Sprawa raczej dla fanów, archiwistów i kolekcjonerów jazzu niż dla muzyków. Może jednak taka wiedza jest komuś potrzebna? Choćby jako ciekawostka. I od razu, idąc za ciosem, przyszedł mi pomysł, aby stworzyć taką aplikację na telefon. Można by zacząć od czegoś bardzo prostego. Wpisywałoby się tytuł utworu i miejsce, i od razu byłoby widać ile razy, w tej właśnie chwili, grane jest na przykład „All of Me”, „Autumn Leaves” albo „Blue Bossa”. Utwory te uchodzą za najpopularniejsze, zwłaszcza wśród początkujących jazzmanów. Przez wielu uważane są za zmory jamów… Można będzie programik ten rozwijać. W jakich krajach, w jakich groove’ach dane utwory grywane są najczęściej. Puśćmy wodze fantazji. Ile chorusów trwały poszczególne wersje? Na jakich instrumentach grano dłużej, na jakich krócej? W jakich tonacjach? Zestawienia statystyk aplikacji pokażą to wszystko. Czyż to nie genialny materiał dla badaczy? Może nawet i kognitywistów? Ile powstanie prac naukowych analizujących na przykład, od czego zależy, że w Acapulco grają najchętniej „Giant Steps” w bossa novie a w Rejkiawiku jako, par excellence, walczyk jazzowy. Czyż to nie fascynujące?
Tu, korzystając z okazji poruszenia wątku jamów, zrobię małą dygresję. Wszak tytuł cyklu felietonów do czegoś mnie zobowiązuje. Czyli będzie „jako basista”. Może to wzbudzi dezaprobatę niektórych kolegów, ale co tam. Powiem to. Otóż chciałbym tu zaapelować i przypomnieć solistom, że na jamie też można normalnie muzykować. Utwory, pomimo, że tworzone ad hoc, mogą stanowić logiczną całość. Nie muszą być zlepkiem nie mających ze sobą niczego wspólnego popisów. Te, często bardzo wybitne improwizacje, moim skromnym zdaniem, powinny wynikać jedna z drugiej, być swoją naturalną muzyczną konsekwencją. Można bawić się barwą, klimatem, nastrojem i przede wszystkim myśleć o formie. Jamowe solo nie musi być pretekstem do projekcji wszystkich posiadanych możliwości technicznych. Wtedy nam, muzykom sekcyjnym, tym dzięki którym cała ta zabawa jest możliwa, będzie się grało znacznie lepiej i przede wszystkim ciekawiej.
Weźmy na przykład takie „Oleo” Sonny’ego Rollinsa, mądrzej nazywane „Rhythm Changes”. Normalne AABA, część A to harmoniczna kołomyja, bridge – łańcuch wtrąconych dominant i tyle. Pretekst. Oczywiście można to zagrać po mistrzowsku, ale gdy pięciu, albo, o zgrozo, więcej solistów, jeden po drugim grają po dziesięć chorusów i każdy, jeden przez drugiego, prezentuje wszystko co potrafi, to ja serdecznie dziękuję za takie akompaniowanie… Samotnym głosem nawołuję do muzykowania… Zawsze i wszędzie… Pewnie mi się oberwie… Chyba nie boję się.
A wracając do aplikacji, to bym się zastanowił… Może to nie jest tylko taka moja wakacyjna bzdura napisana z przymrużeniem oka…
Już wyszło słońce. Kraków jest piękny!
Tekst: Mariusz Bogdanowicz
Artykuł ukazał się w numerze 8/2019 miesięcznika Muzyk.
Zdjęcie: Piotr Gruchała
Felietony Mariusza Bogdanowicza można znaleźć na stronie www.mariuszbogdanowicz.pl.