Skończyła psychiatrię, a jednak muzyka w jej życiowych wyborach zwyciężyła. Trudno się dziwić, skoro ma głos i wdzięk ogromnie zbliżony do swojej słynnej mamy, Ady Rusowicz. To dla ocalenia pamięci o niej, także poniekąd całej epoki naszego big-beatu, zaczęła śpiewać. „Przebudzenie” jest jej czwartym solowym projektem. Dwanaście nagranych tu utworów przełomu stylistycznego nie przynosi, ale to dobrze, skoro wokalistka czuje się doskonale akurat w takim repertuarze. Szczerze mówiąc nie zdziwiłbym się, gdybym wyczytał, że kompozytorami „Przebudzenia” są muzycy związani niegdyś na przykład z Polanami, Niebiesko-Czarnymi albo Akwarelami. A jednak muzyka brzmi inaczej, niż na poprzednich krążkach artystki, bowiem „Przebudzenie” to pokłosie kilku znaczących podróży artystki po świecie. W trakcie jednej z nich pani Ania odwiedziła także Nowy Orlean, miasto jazzu i samego Armstronga, ale też bluesa i blues-rocka. Stąd zapewne wziął się tak zdecydowany udział w nagraniach sekcji dętej, która, przypominam, pełniła istotną rolę w nagraniach najróżniejszych grup sprzed pół wieku na całym świecie. Trzeba przyznać, że solówki, zwłaszcza saksofonu, brzmią bardzo energetycznie, nadając siłę wielu utworom. Zgodnie z duchem i wymaganiem tamtej epoki, melodie są chwytliwe i łatwe do zapamiętania, a przy tym rzeczywiście bardzo dobrze zaaranżowane i wykonane. Kontrapunktem tak skompilowanej warstwy muzycznej, są teksty piosenek, napisane przez samą artystkę, z wyjątkiem jednego, pióra zaproszonej także do śpiewania Pauliny Przybysz i drugiego, Natalii Grosiak. W nich żadnych żartów nie ma, są za to rozważania na tematy rzeczywiście istotne dla młodej żony i matki, żyjącej tu i teraz. Sporo miejsca zajmują kwestie związane z ekologią, ze światem w najgłupszy sposób przez nas wykorzystywanym i niszczonym. Trudno sobie wyobrazić, by matka małego brzdąca nie była przerażona wizją zagłady miejsca, w którym ma ono żyć. Wokalistka sama wzięła się za produkcję krążka i była to słuszna decyzja, ponieważ zyskała tak cenną dzisiaj swobodę artystyczną. Rusowicz z pewnością nie ma zbyt wielkiego głosu, ale potrafi bardzo umiejętnie wykorzystywać swój „stan posiadania” i celnie interpretować tekst. Album został dobrze nagrany również od strony realizacyjnej. Ciekawy krążek!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Internet: aniarusowicz.com.pl
Recenzja ukazała się w numerze 2/2020 miesięcznika Muzyk.