Eklektyzm w sztuce, czyli pomieszanie stylów, traktowano do niedawna, najczęściej, jako coś negatywnego, nieprzemyślanego i psującego wewnętrzną harmonię przestrzeni lub dzieła. Najwcześniej pojawił się w architekturze. Każde bowiem nowe pokolenie mieszkańców miało przeważnie inne priorytety estetyczne odnoszone do wyglądu swoich domów, pałaców, ogrodów, świątyń, czy miejsc użyteczności publicznej. Te różnice objawiały się, zwłaszcza w miastach, budowaniem odmiennych pod wieloma względami posesji, kościołów i ratuszów. Budowle poprzednich mieszkańców – o ile nie zostały zburzone, albo nie spaliły się, albo nie zostały zniszczone w pożogach wojennych – pozostawały na swoich miejscach. W ten sposób powstawały obszary wielostylowości budowlanej, eklektyzm architektoniczny.
W pozostałych sztukach plastycznych, malarstwie, grafice i rzeźbie, pomieszanie stylów było raczej rzadkością. Każdy przejaw tych odmian traktowano jako byt niezależny i samoistny. Obecność obok siebie różnorodnych estetycznie obrazów, czy innych wytworów plastycznych nie traktowano łącznie. Obecność eklektyzmu zauważano tylko w przypadku kompilowania wielu różnych nurtów lub technik w ramach jednego, konkretnego podmiotu.
Wielostylowość w literaturze pojawiła się dopiero w drugiej połowie XX wieku, kiedy to modni stali się pisarze zwani postmodernistycznymi. Łączyli oni w swoich książkach rozmaite prądy i techniki pisania tworząc coś na kształt słownej patchworki. Początkowo intrygowało to czytelników wymagając od nich solidnego oczytania, znajomości różnych prądów pisarskich i spostrzegawczości prowadzącej do rozmaitych skojarzeń intelektualnych. Dla wielu odbiorców była to jednak nieznośna, pretensjonalna i dziwaczna twórczość.
W muzyce powstającej do połowy dwudziestego wieku eklektyzm był zawsze źle postrzegany. Jednorodność konwencji dźwiękowej stanowiła oczekiwaną, estetyczną opokę, na której kompozytorzy tworzyli swoje dzieła. Dotyczyło to zarówno klasyki, folkloru, jak i nurtów muzyki użytkowej i popularnej. I tak, jeśli wziąć pod rozwagę autorów twórczości artystycznej, to w średniowieczni pisali oni głównie utwory nawiązujące do sacrum, w renesansie i baroku realizowali idee technik polifonicznych, w klasycyzmie odwoływali się do pozamuzycznych kanonów piękna, a w romantyzmie – do literatury. Z kolei impresjoniści inspirowali się malarstwem, neoklasycy i neoromantycy kontynuowali idee swoich poprzedników, a dodekafoniści sięgali do założeń intelektualnych. Podobna czystość estetyczna obligowała też kompozytorów tzw. szkół narodowych, minimalizmu, bruityzmu, punktualizmu, muzyki konkretnej i elektronicznej. Współcześnie, ortodoksja stylistyczna w klasyce nadal obowiązuje, chociaż wszelkie odstępstwa od niej nie budzą już większych kontrowersji.
Jednostylowość była zawsze nienaruszalną zasadą w muzyce ludowej. Każda kultura etniczna cechowała się sobie tylko właściwą twórczością akustyczną i nie dopuszczała z założenia obcych elementów. Jej twórcy przekazywali następnym pokoleniom swoje osiągnięcia, a młodzi je przyswajali i rozwijali. Tak było przez wieki. Dopiero dwudziestowieczne pokusy komercjalizacji folkloru akustycznego przyczyniły się do kompilowania jego atrybutów ze składnikami innych nurtów dźwiękowych. Tak więc, stylizacje muzyki ludowej stały się właściwie eklektyzmem stylistycznym, w którym dominują pierwiastki etniczne.
Kompilacje stylistyczne były naganne również we wszystkich konwencjach muzyki częściowo improwizowanej. Jazz, blues, soul, gospel, rock and roll, funky, flamenco, fado, muzyka latynoska i inne, chroniły skutecznie swoje obszary estetyczne przed wpływami obcych kierunków. Co więcej, nawet we własnych granicach przepływ odmiennych cech był negowany i skutecznie chroniony. Przykładowo, w jazzie dixieland nie wchłaniał osiągnięć bebopowych, a hard-bop nie zapożyczał rozwiązań ragtime’owych.
Przywołane wyżej uwarunkowania stylistyczne są dzisiaj tylko wspomnieniem czasów minionych. Eklektyzm zawładnął zdecydowanie przeważającą częścią twórczości muzycznej. Zwłaszcza w utworach popularnych obecność misz-maszu stylistycznego stała się prawie obowiązującą normą. Samowystarczalność jednoźródłowa jest ewenementem. W jazzie pojawiają się elementy etniczne, klasyczne i popowe, w bluesie – atrybuty country, funky i rocka, w soulu – składniki gospel, rhythm and bluesa i rapu, w popie – nawiązania do world music, soulu i czegokolwiek istniejącego w muzyce, a w rocku – odwołania do bluesa, klasyki i hip-hopu.
Eklektyzm jest modny. Stał się wręcz wyznacznikiem estetycznym dla wielu nurtów twórczości nieklasycznej. A taki, np. smooth jazz, z założenia korzysta z dobrodziejstw kojarzenia czegokolwiek z czymkolwiek, aby zyskać na popularności i sławie.
Wielostylowość zdominowała muzykę improwizowaną XXI wieku. Uzyskała status estetyki wiodącej w świecie zdominowanym przez komputery. Internet skutecznie zrównał artyzm z prostactwem, umuzykalnienie z abnegacją muzyczną, a stylistyczną czystość z jej przeciwieństwem.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 11/2013 miesięcznika Muzyk.