Wśród użytkowników forów poświęconych przenośnym odtwarzaczom audio, często pada pytanie o funkcję „gapless playback”, umożliwiającą słuchanie muzyki bez przerw między kolejnymi fragmentami albumów. Ów drobny dodatek jest kluczowy w przypadku nagrań koncertowych czy płyt koncepcyjnych, jednak traci znaczenie w obliczu trzyminutowej formy piosenkowej i korzystania z serwisów, podsuwających słuchaczom kompilacje największych przebojów z danej stylistyki.
Pisarka Olga Tokarczuk uważa, że opowiadanie to przyszłość literatury – forma, która najlepiej odzwierciedla sposób postrzegania świata w XXI wieku. We współczesnej komunikacji nie ma już miejsca na wielowątkowe, powieściowe narracje, a odbiorcy, nieustannie stymulowani nadmierną ilością bodźców, potrafią się skoncentrować jedynie na krótkiej, nieskomplikowanej opowieści.
Właśnie dlatego opowiadanie plasuje się najbliżej wrażliwości czytelników, jest prawdziwsze niż przeładowana szczegółowymi informacjami proza powieściowa. Współczesny odbiorca tekstów kultury nie ma czasu – być może także potrzeby – na scalanie rozczłonkowanej układanki, tym bardziej, że otaczająca go rzeczywistość również składa się z wąskich kadrów.
Podobnie jest z muzyką, która za pośrednictwem radia, serwisów typu Spotify czy YouTube dociera do ucha słuchacza w formie kompilacji. Odsłuchanie całej płyty, od początku do końca, zgodnie z założeniem twórców, to proces długi, obciążony ryzykiem (wybór albumu może okazać się chybiony, a znalezienie kolejnego zabiera czas). Gotowe zestawienia i playlisty to pewność, że ktoś wcześniej posegregował informacje i wybrał z nich tylko te, które trafią w gust odbiorcy.
Sublimacja
Na albumach koncepcyjnych, z rozbudowaną warstwą tekstową i starannie dopasowaną do niej szatą graficzną, wychowali się przede wszystkim melomani dorastający w latach siedemdziesiątych (choć płyty o takim charakterze ukazywały się już we wcześniejszych dekadach), kiedy na muzyczną scenę wkroczyły zespoły, określające swoją muzykę mianem rocka progresywnego. Ambicją młodych twórców było przeformułowanie rock’n’rolla tak, by zyskał walory sztuki wysokiej – stał się sztuką do słuchania, nie tylko tańca i zabawy. Formy utworów wydłużono, skomplikowane, niekiedy wieloczęściowe kompozycje obfitowały w solówki, a poziom wykonawczy wyznaczył nowe standardy dla muzyków, parających się muzyką rozrywkową.
Mikropowieści
Istota progresywnego grania to także zwrot ku słowu i dbałość o dopasowanie do niego odpowiednich dźwięków. Tekst nie pełni tu funkcji podrzędnej – wyrasta na spoiwo, nadające muzycznej tkance głębszy, sumaryczny sens. Wiele albumów powstawało wokół jednej centralnej postaci (np. „Clutching at Straws” Marillion to historia wymyślonego przez Fisha bohatera – Torcha) lub koncepcji filozoficznej (nawiązujący do traktatów hinduistycznych „Tales from Topographic Oceans” grupy Yes). Rock progresywny późniejszych lat zachował zamiłowanie do snucia rozbudowanych narracji o licznych wątkach – koncepcyjne myślenie jest obecne w twórczości Dream Theater, The Mars Volta, Pain of Salvation czy Stevena Wilsona.
Muzyka o książkach
Wymyślanie własnej opowieści i ubieranie jej w warstwę muzyczną wyznacza jedną z możliwych ścieżek rozbudowywania tekstów, inną jest sięganie do literatury i traktowanie tekstów prozatorskich jak libretta.
„The Snow Goose” grupy Camel (1975) czy „Tales of Mystery and Imagination” The Alan Parsons Project (1976) to sztandarowe przykłady kompozycji pisanych z myślą o konkretnych fragmentach tekstów literackich (kolejno: powieści Paula Gallico i opowiadaniach Edgara Allana Poe). Podporządkowanie muzyki dłuższej opowieści wiąże się z odejściem od typowych form piosenkowych, w ich miejsce pojawiają się lakoniczne, niekiedy minutowe lub krótsze fragmenty-łączniki oraz rozbudowane utwory o zróżnicowanych schematach harmonicznych i metrycznych.
Podobnie jak literaturę, która stanowiła inspirację dla wspomnianych płyt, również jej muzyczne adaptacje cechuje linearny porządek. Forma ma charakter zamknięty – ułożenie muzyki w odpowiedniej kolejności jest kluczowe dla właściwego odczytania artystycznych założeń a losowe, fragmentaryczne słuchanie zaburza odbiór całości.
Wiązanka przebojów
Inaczej dzieje się w przypadku odsłuchu płyt, składających się z kilkunastu niepowiązanych ze sobą piosenek. Album zmienia się w zbiór krótkich muzycznych opowiadań, a każde z nich, w pełni autonomiczne, może z powodzeniem funkcjonować bez szerszego muzycznego kontekstu.
Literacka analogia nie jest jednak w pełni uzasadniona. Opowiadanie to luźna, dająca dużo twórczej swobody forma, której nie ograniczają sztywne reguły. Brak skodyfikowanych zasad przydaje mu elastyczności: opowiadanie jest żywe i w tym kryje się siła jego oddziaływania. Piosenka przeciwnie, coraz bardziej przypomina schemat, który należy wypełnić według ściśle określonego wzoru. Zarówno jej długość, jak i następujące po sobie elementy (ich repetytywny charakter) są przewidywalne, nic nie zmusza słuchacza do zatrzymania uwagi na budowie utworu, wyróżnikach, które mogłyby nadać piosence niepowtarzalny, intrygujący rys.
Potrzeba opowiadania
Choć w muzyce pop dominują krótkie formy, dla wielu artystów albumy narracyjne to wciąż interesująca i ważna forma wyrazu. Potrzeba opowiedzenia swojej historii nie znika, w 2011 roku ukazała się debiutancka płyta Kendricka Lamara „Section.80”. Raper snuje w niej opowieść o latach osiemdziesiątych: specyfice ery reaganowskiej, dorastaniu w cieniu przemocy, wydarzeniach, którymi żyła Ameryka tamtych lat, między innymi epidemii kokainowych noworodków („crack babies”). Media wsparte autorytetem części lekarzy sugerowały, że ze względu na popularność cracku, urodzi się pokolenie trwale upośledzonych dzieci; teoria okazała się nieprawdziwa, ale szybko narkotyk stał się wygodnym uzasadnieniem społecznych problemów biedy, przemocy, braku edukacji.
Album Lamara nie poddaje się komercyjnemu podziałowy na piosenki o długości 3:30 – to słowo decyduje o długości danego rozdziału. Jeśli opowieść wymaga czasu, może trwać nawet sześć minut, a gdy jest dygresją, mieści się w minucie lub dwóch.
Płyty koncepcyjne stawiają słuchaczom wysoką poprzeczkę: wymagają podzielnej uwagi, jednoczesnego skupienia na muzyce i tekście, oraz zaufania: odłożenia na bok swoich przyzwyczajeń i poddania się zamysłowi twórcy. Wysłuchanie całej historii, podążanie za tokiem myślenia autora, przybiera tu formę spotkania z drugim człowiekiem, umożliwia poznanie jego artystycznej tożsamości, spojrzenia na świat cudzymi oczami. I choć to niepopularna i czasochłonna forma obcowania z muzyką, czasem warto spojrzeć na płytę całościowo – jak na dobrą książkę, z której nie chce się uronić żadnego słowa.
Tekst: Zuzanna Ossowska
Artykuł ukazał się w numerze 5/2018 miesięcznika Muzyk.