„Wreszcie stałam się pełnoletnia”, powiedziała Dolly Parton na styczniowym przyjęciu, zorganizowanym z okazji swej siedemdziesiątki. Już kilka lat temu zrobiła sobie prezent powołując do życia własną firmę płytową, aby nikt nie mógł jej narzucać repertuaru i terminów wydawniczych. O planach związanych z nowym krążkiem poinformowała fanów już jesienią ubiegłego roku, podczas niezwykle udanych recitali w Ryman Auditorium w Nashville. Jak stwierdziła, istotnym i bardzo osobistym powodem jego nagrania, stała się pięćdziesiąta rocznica ślubu, która przypadła w maju tego roku, połączona z uroczystym odnowieniem jej małżeństwa. Co prawda publicznie twierdzi, że mąż wpadł na jej show tylko jeden raz i nigdy więcej nie chciał, tym niemniej małżeństwo uchodzi za świetne, no i oczywiście przez swą ciągłość absolutnie w Nashville wyjątkowe! Dlatego Dolly zdecydowała się na nagranie dziesięciu piosenek poświęconych „różnym kolorom miłości”. Jest jedyną autorką i kompozytorką wszystkich utworów. Cztery z nich znalazły się już na innych albumach artystki, choć oczywiście tu nagrała je w nowych wersjach, a pozostałych sześć zaśpiewała po raz pierwszy. Parton w powszechnej opinii pisze piosenki muzycznie i tekstowo proste, często nawet lapidarne, ale zawsze trafiające do każdego odbiorcy. Tak jest na pewno i tym razem, zresztą czy autorka trzech tysięcy piosenek może czegoś w tej materii nie umieć? Album jest krótki, trwa tylko 33 minuty, ale u tej artystki nie ma nawet chwili straconej. Do nagrań zaproszono blisko dwudziestu przednich muzyków, a wśród tej śmietanki znalazł się nawet największy mistrz gitary stalowej, Paul Franklin. Drugim głosem śpiewa kilku z muzyków, ale trzeba przyznać, że i sama bohaterka jest w rewelacyjnej formie wokalnej. Bardzo dobrze, że śpiewa w utarty, znany każdemu swemu miłośnikowi sposób, bo przecież wszyscy tego najbardziej oczekują. Przeszło pół wieku treningu wokalnego nie poszło na marne i wierzę w jej zapewnienia o tym, że nigdy nie odwołała żadnego koncertu z powodu niedyspozycji głosowej. Cały album jest lekko wyciszony, jakby Dolly hołdowała zasadzie, że o rzeczach ważnych nie należy krzyczeć na całe gardło, co wcale nie znaczy, że poszczególne utwory nie są świetnie zróżnicowane. O Dolly dziennikarze piszą, że to 152 centymetry talentu najwyższej próby i proszę mi wierzyć, że ta opinia nie jest ani o jotę przesadzona!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artystki: dollyparton.com
Recenzja ukazała się w numerze 10/2016 miesięcznika Muzyk.