Gdy ktoś osiągnie tak wielki sukces jak Diana Krall, raczej nie będzie się porywał na nagranie krążka, który może być z punktu widzenia artystycznego, bądź komercyjnego, uznany za niepewny. Kanadyjska gwiazda doskonale o tym wie, podobnie jak jej menadżerowie. Dlatego teraz, po kilku lekko ryzykownych przedsięwzięciach, nagrała standardy znane wszystkim. To jedenaście wspaniałych utworów, napisanych w pierwszej połowie XX wieku przez autorów naprawdę znających się na swoim rzemiośle. „Night and Day”, „Dream”, „No Moon At All”, „I’ll See You In My Dreams”, „Blue Skies”, „Like Someone in Love”… Nagrywało je mnóstwo amerykańskich gwiazd, bo to przecież klasyki z serii nazywanej za oceanem American Song Book. Żeby nie stały się kolejnym powieleniem, trzeba świetnego wykonawcy, właściwego doboru standardów i pomysłu na każdy utwór. Wszystkie warunki zostały spełnione z nawiązką. Do pracy, nie tylko w charakterze producenta, po raz kolejny Diana Krall zaprosiła Tommy’ego LiPuma, który już dawno udowodnił, że jest mistrzem takich delikatnych robótek. Przede wszystkim postanowiono, że krążek będzie utrzymany w tonacji mocno ułatwionego jazzu, łatwego do zaakceptowania na dobrą sprawę przez każdego, nawet mało wyrobionego słuchacza. Po drugie, Diana miała być klimatyczna i odpoczynkowa, trochę leniwa, zdecydowanie bardziej poruszająca zmysły niż intelekt. To dlatego w nagraniach na plan pierwszy wysunięto kontrabas, dający ciepło i fantastycznie podkreślany rytm. Dzięki temu pięknie brzmi „Like Someone in Love” i szereg innych kompozycji. Zmieniono też w niektórych wypadkach akcenty muzyczne, Diana Krall śmiało rozciąga sylaby, zwłaszcza w wolniejszych utworach. „Night and Day” w rytmie bossa novy słyszałem po raz pierwszy, aż dziw, że nikt na to wcześniej nie wpadł! Niby większość aranżacji jest przewidywalna, ale zrobione przez najwyższej klasy zawodowca robią doskonałe wrażenie. Diana Krall ani przez chwilę nie zawodzi, śpiewa na luzie z wielką klasą, choć wyraźnie stara się nie wychodzić poza swój najlepszy, altowy rejestr głosu. Oczywiście kilka razy demonstruje w bardziej stanowczy sposób swoje możliwości interpretacyjne, aby nikomu ze słuchaczy nie przyszło do głowy, by się tymi standardami znudzić. Wszystko tu jest na swoim miejscu, Diana wydaje się prawdziwym balsamem dla duszy.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artystki: www.dianakrall.com
Recenzja ukazała się w numerze 8/2017 miesięcznika Muzyk.