Tytuł felietonu, z premedytacją nie dopowiedziany, jest zapewne dla wielu enigmatyczny. Wszyscy wiemy, że muzyki nie widać. Nie posiada więc jakichkolwiek szat. Zatem „temperowanie” (co to jest?) owego hipotetycznego odzienia wydaje się być wyłącznie myślowym absurdem. Jednak, mimo nasuwających się wątpliwości, mam nadzieję, że przyznacie mi Państwo – oczywiście po stosownych z mojej strony wyjaśnieniach – rację pod względem sensowności użycia tytułowego sformułowania. Przy okazji też, a taką dodatkowo mam nadzieję, zgodzicie się ze mną, iż nasze słownictwo odnoszone wobec sztuk akustycznych jest zastanawiająco ubogie.
Muzykę stanowią wszelkie zjawiska akustyczne traktowane w kategoriach estetycznych. Wśród tych zjawisk, pewne wyróżniają się istotną dla nas cechą: słyszymy i potrafimy powtórzyć ich wysokości. Nazywamy je dźwiękami muzycznymi. Tylko dzięki nim powstają melodie i harmonie.
Wysokości dźwięków jest w naturze nieskończenie wiele. Melodie i współbrzmienia tworzone z nich określamy komponowanymi w stroju naturalnym. Te przebiegi linearne i wertykalne zawsze są w szczegółach niepowtarzalne. Każde ponowne wykonanie danego utworu różni się od poprzedniego. Nie ma bowiem możliwości dokładnego notowania, a więc i odtwarzania, jego przebiegu melodycznego i akordowego. Nie mają zatem racji bytu jakiekolwiek próby oceniania jego interpretacji w kategoriach „czystości” intonacyjnej („wystrojenia” wysokości dźwięków).
W czasach średniowiecznych, w Europie Zachodniej, próbowano zapisywać muzykę na papierze. Początkowo była to notacja bardzo niedokładna, dająca tylko w dużym uproszczeniu przybliżony jej obraz. Jednak z czasem, zwłaszcza gdy w praktyce zaczęto coraz powszechniej wykorzystywać progi wysokościowe dźwięków (tzn. pomijać inne wysokości znajdujące się pomiędzy dwoma z nich, przyjętymi jako najbliższe), pismo muzyczne stawało się coraz dokładniejsze. Proces omijania pewnych wysokości dźwięków nazwano temperowaniem stroju.
W okresie Baroku zapisywanie muzyki było już bardzo dokładne, a wysokości notowane nutami na pięcioliniach odpowiadały prawie całkowicie rzeczywistym. Drobne różnice wynikały z odmienności istniejących systemów temperacji. Ciągle różniły się one w wielkościach progów wysokości dźwięków. Te różnice były wprawdzie bardzo niewielkie, ale i tak wpływały na niejednolitość faktury wykonywanych utworów. Dopiero przyjęcie jednego, równomiernie temperowanego stroju wysokości dźwięków, pozwoliło odtwarzać melodie i akordykę kompozycji muzycznych dokładnie tak, jak to zostało zapisane w nutach. Za obowiązującą odległość dzielącą dwa najbliższe dźwięki uznano wielkość interwału sekundy, zwanej też półtonem. Jan Sebastian Bach napisał na cześć tego faktu „Das Wohltemperierte Klavier” („Dobrze Nastrojona Klawiatura”). Jest to zbiór dwudziestu czterech preludiów i fug skomponowanych we wszystkich tonacjach durowych i molowych (kontynuacją tego dzieła, był napisany dziesięć lat później tom o takim samym tytule i identycznym zamyśle formalnym, ale, co oczywiste, z inną treścią muzyczną).
System równomiernie temperowanego stroju dźwięków okazał się być dobrodziejstwem dla twórczości akustycznej. Odtąd kompozytorzy muzyki mogli dokładnie panować nad wyobrażanymi przez siebie konstrukcjami melodycznymi i harmonicznymi. Stymulowało to stały rozwój sztuk dźwiękowych. Efektem tego procesu są, m.in. powstające nadal style muzyczne. A wcześniej były nimi klasyczne, bluesowe, jazzowe, soulowe, rockowe i popularne.
Muzyka tworzona w stroju naturalnym jest zawsze taka sama w swoim stylu. Niemożliwa do zapisania w szczegółach nie zmienia się też od tysiącleci. Przykładowo, historyczna twórczość chińska, japońska, bliskowschodnia, szamańska i indiańska są od wieków ustalone w swojej estetyce. Upływ czasu wskazuje jedynie na ich stabilność konstrukcyjną, wyrazową i emocjonalną.
Muzyka komponowana w stroju równomiernie temperowanym, lub w połączeniu z nim, ciągle się przeobraża. Stanowi potwierdzenie tezy filozoficznej, że tylko powzięte ograniczenia prowadzą do faktycznej wolności.
Na zakończenie chciałbym podkreślić, że stwierdzenia, jakie napisałem na temat muzyki powstającej w systemie naturalnym i temperowanym nie mają w żadnym wypadku charakteru oceniającego ich zawartość merytoryczną. W obu przypadkach mamy bowiem do czynienia z wielkimi dokonaniami, jak i z mniejszymi. A co najważniejsze, to, że nadal istnieją ku pokrzepieniu naszego człowieczeństwa.
PS. Dydaktyka tego felietonu bierze się ze smutnej konstatacji, że dla wielu ludzi potrzeba mówienia o muzyce wydaje się być stratą czasu. Ważniejszymi dziedzinami ich zainteresowań są kulinaria (a potem w konsekwencji diety), prawdziwe stroje celebrytów i gadające głowy.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 10/2014 miesięcznika Muzyk.