Cracovia Music Agency oprócz organizacji pojedynczych koncertów i przede wszystkim maraton muzyki improwizowanej pod nazwą „Letni festiwal Jazzowy Piwnicy Pod Baranami” prowadzi cykl Świat Wielkiej Muzyki. W tym roku zaplanowano trzy duże wydarzenia pod tym wspólnym hasłem – niedługo w Krakowie wystąpią Chick Corea Trio i wybitny pianista klasyczny Ivo Pogorelic, niemniej cykl rozpoczął rewelacyjny Arturo Sandoval ze swoim sekstetem. Co prawda sam Sandoval był już w naszym kraju, ale krakowski koncert to pierwsze nad Wisłą wydarzenie, podczas którego Arturo mógł zaprezentować dowodzoną przez siebie i firmowaną własnym nazwiskiem ekipę.
Pochodzący z Kuby i mieszkający w USA muzyk jest chodzącą legendą. Jego mentorem i „ojcem duchowym” – jak sam przyznaje – był genialny Dizzy Gillespie. Lista wykonawców z którymi pan Arturo współpracował, jest imponująco długa i różnorodna, bo pomimo że z racji pochodzenia i głównego instrumentu Sandoval jest kojarzony z latin-jazzem, to nie stroni od innych gatunków łącznie z popem czy muzyką poważną. Podczas swej długiej kariery Sandoval dał się zauważyć w zespołach takich wykonawców jak: wspomniany wcześniej Dizzy Gillespie, Woody Herman, Herbie Hancock, Stan Getz, Woody Shaw, Dave Grusin, Michel Legrand, Josh Groban, Tony Bennett, Jerzy Milian, Bill Conti, Frank Sinatra, Paul Anka, Rod Stewart, Alicia Keys, Patti LaBelle, Céline Dion… Długo by można jeszcze mnożyć wielkie nazwiska. Muzyk ma na koncie dziesięć statuetek Grammy i sześć nagród Billboard Music Awards. Jego życiorys był kanwą biograficznego filmu „Miłość lub ojczyzna – historia Arturo Sandovala”, gdzie w tytułowej roli wystąpił Andy Garcia.
Krakowski koncert Mistrza odbył się 17 lutego w Kijów Centrum. Choć imprezy muzyczne odbywają się tam regularnie, to jednak na spotkanie z panem Sandovalem nie było to do końca najszczęśliwsze miejsce. Radosna i pogodna muzyka w wykonaniu trębacza i jego zespołu wprost zachęca do rytmicznego „gibania się” i „przytupywania przyklaskując”, a publiczność usadowiona w kinowych fotelach jest tej możliwości raczej pozbawiona. Dobra energia płynąca ze sceny skutecznie rozgrzała licznie przybyłych słuchaczy i spowodowała niegasnące uśmiechy na twarzach melomanów. Panowie na scenie świetnie bawili się wspólnym graniem, przyjemność, jaką czerpali z muzykowania skutecznie spływała ze sceny na słuchaczy. Cudowną cechą wielkich muzyków, jaką możemy obserwować podczas takich wieczorów jest dystans do siebie i luz – nawet drobne pomyłki Sandoval z kolegami obracali w żart i czynili z tego atut – wszak to świadczy o tym, ze muzyka jest żywa, radosna, tworzy się tu i teraz i wynika z interakcji między uśmiechniętymi muzykami, a nie jest efektem katorżniczej pracy i morderczego treningu, jaki znamy z pewnego słynnego filmu o jazzowym perkusiście… 😉
Okazało się, że Sandoval jest przesympatycznym i dowcipnym gawędziarzem. Zapowiadając kolejne kompozycje opowiadał o swoich spotkaniach z mistrzami jazzu, a nieodłączne poczucie humoru powodowało salwy śmiechu. Słuchacze, którzy nastawili się na „wodospady solówek” z trąbki obsługiwanej przez najważniejszego muzyka na scenie mogli się poczuć lekko zawiedzeni. Co prawda było kilka porywających partii w wykonaniu pana Arturo, ale jego główny instrument okazał się po prostu jednym z elementów wspaniałej układanki, jaką jest dobra muzyka. Sandoval sporo grał na klawiszach i przeszkadzajkach, dużo śpiewał, w którymś momencie „wygonił” zza fortepianu przesympatycznego Kemuela Roiga i sam zasiadł za akustyczną klawiaturą, a wtedy centralne miejsce zajął Tiki Passilas, „przeszkadzajkarz” przez większość koncertu schowany w cieniu obok czujnego perkusisty Johny’ego Fridaya i pokazał swój kunszt, udowadniając, że solo na marakasach może być ciekawe, pod warunkiem, że się wie, jak je zagrać ;). Zresztą każdy z muzyków miał swoje „pięć minut”, łącznie z obsługującym akustyczny kontrabas i pięciostrunowego Sandberga świetnie brzmiącym, solidnym basmanem, Johnem Belzaguy’em. Drugim – oprócz pianisty Kemuela – klawiszowcem był Dave Siegel, i w momentach, kiedy mistrz ceremonii również grał na keybordzie, okazywało się, że w dobrym zespole trzech klawiszowców się spokojnie mieści i sobie nawzajem nie przeszkadzają, a nawet wręcz przeciwnie.
Świetny, pozytywny, radosny wieczór. Apetyty na kolejne atrakcje przygotowane przez Cracovia Music Agency rosną. Najbliższa uczta dla uszu to spotkanie z triem Chicka Corea – 8 maja 2017 w krakowskim Centrum Kongresowym ICE.
Poniżej prezentujemy obszerną fotogalerię z koncertu Arturo Sandoval Sextet.
Tekst: Sobiesław Pawlikowski
Zdjęcia: Ada i Sobiesław Pawlikowscy