Rozmowa z Andrzejem Bąkiem, szefem Działu Nagrań i Transmisji Radia Merkury Poznań.
Chyba po raz pierwszy poruszamy w MUZYKU sprawy związane z radiem i techniką radiową. Obaj pamiętamy, że kiedyś wyposażenie studiów było całkowicie zunifikowane.
Andrzej Bąk: Radio miało swój Centralny Ośrodek Badawczo Rozwojowy zajmujący się projektowaniem potrzebnych urządzeń, a własny zakład produkcyjny, Fonia, realizował te pomysły w praktyce. Wykorzystywano tam sporo elementów pochodzących z renomowanych firm zachodnich. Niektóre urządzenia pochodziły w całości z importu. Na przykład mieliśmy doskonałe magnetofony Telefunkena i mikrofony kilku uznanych producentów. W kolumnach służących do odsłuchów były świetne głośniki Goodmensa i Tannoy’a. Jak na tamte czasy i powszechne ograniczenia, mieliśmy całkiem nowoczesną bazę techniczną. Wspomniana unifikacja miała wiele pozytywów. Te same stoły, wtyczki, kable, parametry techniczne, gdy przyjeżdżało się do innego radia podłączenia były bezbolesne i błyskawiczne. Teraz wszyscy dysponują własnym sprzętem, kupionym według własnego widzimisię, a podłączenie w obcym studiu stanowi często wyzwanie dla sztabu techników.
Gdybym chciał teraz założyć własne radio, czy byłbym zobowiązany do kupna określonych urządzeń? Istnieje jakiś spis technicznego minimum wyposażenia?
Andrzej Bąk: Mówimy o kilku rzeczach niezależnych od siebie. Najdroższym i niezbędnym elementem wyposażenia każdego radia jest koncesja, która określa moc i zasięg stacji. Z kolei te czynniki wpływają na konieczność większych, bądź mniejszych zakupów. Wyposażenie radia to często drobny procent innych wydatków związanych z takim przedsięwzięciem. Wiele zależy od formuły stacji. Posiadany sprzęt powinien być przydatny do różnych zadań i warunków pracy. Przy zachowaniu skrajnego minimalizmu wystarczy mikrofon, słuchawki, odtwarzacz CD i telefon do rozmów ze słuchaczami. Takich stacji w świecie jest mnóstwo!
Czy z punktu widzenia profesjonalisty widzisz na naszym rynku miejsce dla nowych stacji?
Andrzej Bąk: Może ich być jeszcze wiele, przecież nie trzeba od razu nastawiać się na ogólnopolską popularność. Ktoś odpowiedzialny za taki projekt przede wszystkim powinien odpowiedzieć sobie, do jakiej grupy słuchaczy chce dotrzeć, o co mu w tej zabawie chodzi. Najlepiej znaleźć stosowną niszę, w której jeszcze nikogo nie ma. Odbiorców z pewnością zainteresuje coś, czego nie znajdzie na innej fali. Dla mnie ideałem jest radio lokalne, jak najbliższe spraw tych, z którymi się komunikuje.
Co sądzisz o powszechnie wykorzystywanych w prawie każdej stacji „systemach oszczędnościowych”, typu MP3?
Andrzej Bąk: Tam, gdzie chodzi o zapis artystyczny, zwłaszcza muzyczny, jestem zdecydowanym przeciwnikiem podobnych pomysłów, nie ma na nie miejsca. Jeśli jednak rzecz dotyczy retransmisji meczu, albo relacji z plenerowej imprezy, czemu nie? Poza tym coś nie do zaakceptowania w dużych stacjach, może być stosowane z powodzeniem w małych. Najważniejsza nie tylko dla mnie jest w radiu atmosfera i informacja.
Czy możemy liczyć na szybkie spopularyzowanie w Polsce radia cyfrowego?
Andrzej Bąk: Niestety nie. Przeprowadza się stosowne próby, ale to u nas melodia nie tak bliskiej przyszłości.
Gdyby któryś z Czytelników zapytał Cię o sensowność kupna dobrego tunera, co odpowiesz?
Andrzej Bąk: Mamy w kraju radio analogowe, charakteryzujące się określoną jakością przesyłu sygnału. Zbyt czuły tuner uwypukli szumy i brudy. Słuchanie muzyki poważnej w takich warunkach zakrawa na żart. Posiadam tuner nie najwyższej klasy, ale właśnie taki jest dla mnie najwłaściwszy. Już wspomniałem, że w radiu poszukuję przede wszystkim informacji. Lubię go słuchać przy pracach domowych, sprzątaniu, myciu, wtedy, gdy spełnia rolę sympatycznego tła. Gdy chcę posłuchać muzyki, idę na koncert, albo siadam i delektuję się tylko płytą CD. Często jest to ten album, który wcześniej, informacyjnie, poznałem w radiu.
Czy Twoja odpowiedź oznacza, że radio nie inwestuje w swoje techniczne zaplecze?
Andrzej Bąk: Ale skąd, inwestuje całkiem spore kwoty! Kupujemy całe ciągi urządzeń cyfrowych, to znaczy, że od mikrofonu, poprzez korekcję, stół i rejestratory, sygnał jest dostarczany do urządzeń przesyłających go poza stację w postaci zer i jedynek. Niestety, dalej wysyłany sygnał już jest analogowy, a sprawa wymyka się spod kontroli radia, ponieważ nie mamy wpływu na stan łącz, które już są w gestii Telekomunikacji. Oczywiście i tam sytuacja ulega poprawie, ale zdecydowanie wolnej, niż chcielibyśmy. Ratunkiem jest radiofonia cyfrowa, czyli DAB.
Pewnie teraz padnie magiczne hasło, abonament.
Andrzej Bąk: Oczywiście! Abonament w Polsce płaci regularnie mała część słuchaczy, a pieniądze z niego są podstawą naszej egzystencji, również technicznej. Państwo do radia dopłaca jedynie pewną część kosztów. Trudno wydawać coś, czego się nie ma.
Ale przecież coraz więcej jest stacji prywatnych, obliczonych na zysk.
Andrzej Bąk: Radio Merkury jako nadawca publiczny, jest rozgłośnią mającą określone obowiązki wobec słuchaczy, których tamci nie mają.
Nie mogę powstrzymać się od komentarza, że dzieląc się na 17 osobnych instytucji, publiczne radio w Polsce raczej nie poprawiło swych finansów.
Andrzej Bąk: Niewątpliwie masz rację. Myśmy się rozłączyli, a stacje prywatne połączyły, na przykład ESKA. To ma proste przełożenia na rynku reklamowym. Reklamodawca chętniej zapłaci za informację w większej ilości rozgłośni, niż w jednej, to jasne. Koszty produkcji reklamy są te same, a dociera ona do znacznie większej ilości słuchaczy.
Czy nie masz wrażenia, że poszczególne stacje radiowe są zbyt podobne do siebie?
Andrzej Bąk: Też chciałbym, żeby po włączeniu określonej stacji słuchać takiej muzyki, jakiej nie ma gdzie indziej i takiego komentarza, którego nie zaserwuje konkurencja. Zanika indywidualność. Marzy mi się, by moje radio docierało do określonej grupy słuchaczy, niekoniecznie do wszystkich. Kiedyś były słuchowiska, audycje autorskie, również muzyczne, co dawało własną barwę, teraz radio zabija bezduszna i właściwie wszędzie ta sama playlista. Jednak to też kwestia braku pieniędzy.
Sprawą niezmiernie ważną jest ocalenie od zapomnienia tych setek tysięcy kilometrów taśm, które macie w swojej taśmotece…
Andrzej Bąk: Rzeczywiście, jak każda z tych wspomnianych już 17 rozgłośni, dysponujemy absolutnie unikalnymi dokumentami. Dotyczą one przeszłości regionu, są zapisem najważniejszych wydarzeń w absolutnie każdej dziedzinie życia. Nasze najstarsze nagrania pochodzą z 1908 roku. Trudno powiedzieć, które z nich są najważniejsze, bo to przecież wiek! Mamy na przykład fragmenty uroczystości otwarcia Powszechnej Wystawy Krajowej, czyli PEWUKI, przekształconej później na Międzynarodowe Targi Poznańskie, mamy głos marszałka Piłsudskiego z wizytacji Poznania, wystąpienie Ignacego Paderewskiego, są zapisane ostatnie słowa przed powieszeniem Arthura Greisera, hitlerowskiego namiestnika tzw. Kraju Warty, czy niesławnej pamięci przemówienie premiera Cyrankiewicza z okresu Powstania Czerwca 1956r. o ucinaniu rąk, mamy fragmenty procesów poznańskich z tego samego roku. Są też nagrania koncertów chórów Stuligrosza i Kurczewskiego, są najwspanialsze chwile Konkursu Wieniawskiego, programy Teya, tysiące reportaży, nagranych piosenek, audycji muzycznych, literackich, słowem cała dokumentacja kilkudziesięciu ostatnich lat. Śmiem twierdzić, że nie mniej wartościowa, niż archiwa pisane.
Dla przyszłych badaczy i historyków bezcenne źródło wiedzy. Czy tych mniej wartościowych możecie się pozbyć?
Andrzej Bąk: W żadnym wypadku! Kiedy do 1993 roku Polskie Radio było jedną instytucją z siedemnastoma rozgłośniami lokalnymi, fonogramy, jak się je fachowo nazywa, niezależnie od nośnika, na którym zostały zapisane, stanowiły nasze zbiory. Później, gdy rozgłośnie usamodzielniły się, fonogramy Radiokomitetu przeszły na własność Archiwum Państwowego, ściśle mówiąc są częścią Narodowych Zasobów Archiwalnych, a my jedynie udostępniamy miejsce do ich przechowywania i zobowiązujemy się do stałej troski o ich stan.
Ktoś to musi robić! Pamiętam sprzed kilku lat aferę z Polskimi Nagraniami…
Andrzej Bąk: To rzeczywiście byłaby klęska, gdyby nagrywane i gromadzone przez kilkadziesiąt lat taśmy z absolutnie bezcennymi zbiorami polskich artystów wpadły w przypadkowe, prywatne ręce. Naprawdę niewiele brakowało, żeby to wszystko znalazło się na śmietniku, albo zostało sprzedane za grosze! Ten przykład pokazuje, jak bardzo potrzebny jest przynajmniej pośredni mecenat państwa w podobnych sprawach.
Zajmijmy się kwestiami technicznymi. W jakiej formie przechowujecie fonogramy?
Andrzej Bąk: Podstawą formą przechowywania są taśmy studyjne. W pomieszczeniu do ich składowania temperatura nie powinna przekraczać 25 stopni, a wilgotność względna nie może przekraczać 60 procent. Od temperatury przechowywania zależy, jak często trzeba przewijać taśmy, by uchronić ją przed rozmagnesowywaniem. W tych warunkach żywotność taśm obliczana jest na minimum 50 lat.
W takim razie części z nich grozi już zniszczenie!
Andrzej Bąk: Niekoniecznie. Są one przegrywane na nowe taśmy, a niektóre rejestrujemy na innych nośnikach.
Jakich?
Andrzej Bąk: Poszczególne rozgłośnie same podejmują decyzje w tej sprawie. W grę wchodzą MD, CDR, DAT i DVD. Jeden ważny szczegół. Ustawodawca wymaga, by przegrana na inny nośnik taśma w dalszym ciągu pozostawała w magazynie. Chodzi głównie o stały postęp techniki. Kto wie, jaki doskonały sposób rejestracji pojawi się za pięć, czy dziesięć lat, albo tym bardziej za 50? Wtedy będzie można sięgnąć do oryginału, taśmy-matki i przekopiować jeszcze raz. Może się nawet zdarzyć, że płyta jako nośnik pozostanie, a sam system zostanie zastąpiony innym.
Brzmi to abstrakcyjnie, bo technika zawsze się będzie doskonaliła, a stropy pękną pod ciężarem taśm.
Andrzej Bąk: Takie są wiążące ustalenia ustawodawcy. Poza tym dla historyka, albo archiwisty autentyczny dokument ma zawsze większą wartość, niż kopia.
Domyślam się, że na taśmach są przegrane fonogramy ze starszych nośników.
Andrzej Bąk: Oczywiście. Procesy poznańskie przegrywaliśmy ze starych płyt decelitowych. To był rodzaj płyt aluminiowych z naniesioną warstewką napylonej, specjalnej masy plastycznej, umożliwiającej rejestrację i odtwarzanie w jednym urządzeniu. Taka nagrywarka i odtwarzacz płyt sprzed pół wieku.
Wspomniałeś o nagrywaniu na płytach CDR. Według najczęściej powtarzanej opinii ich żywotność nie jest imponująco długa.
Andrzej Bąk: Być może w używanych powszechnie płytach i nagrywarkach amatorskich rzeczywiście tak jest, ale przy użyciu specjalnych, profesjonalnych płyt, jakich aktualnie używamy, oraz wysokiej klasy rejestratorów, mamy gwarancję zachowania wszystkich ich parametrów technicznych przez sto lat. Jest zaledwie kilka firm specjalizujących się w produkcji takich nośników, my używamy płyt Mitsui Chemicals. To nie jest radosna twórczość marketingowców, tylko prawda, którą sprawdzono teoretycznie w najlepszych laboratoriach, oraz rozgłośniach, z BBC włącznie. Poza tym jej stosunek jakości do ceny jest najwłaściwszy z punktu widzenia takiej rozgłośni, jak nasza. Zapewne w bliskiej przyszłości będziemy używali do tych prac płyt DVD, znacznie przecież od CD pojemniejszych. Uprzedzają twoje pytanie dodam, że są wyjątkowo odporne na ścieranie, z grubszą warstwą odblaskową i że też przeznaczono je również do archiwizacji na sto lat.
Czy przy przegrywaniu stosuje się jakiekolwiek polepszenie parametrów dźwięku?
Andrzej Bąk: W niektórych, szczególnych przypadkach tak, przeszkodą w popularyzacji takich działań są kwestie finansowe. Zwróć uwagę, że samo przegranie to zaledwie część takiego zadania. Pozostaje przecież niezwykle pracochłonny opis. Dla przykładu, w nagraniach muzycznych musi się w nim znaleźć informacja o utworze, nazwisko kompozytora, autora tekstów, aranżera, dyrygenta, solistów, data pierwszego nagrania. W wypadku twórców mało popularnych konieczne jest jeszcze kilka zdań na temat autora, bądź wykonawcy. Taka robota musi być wykonana, jeśli ma służyć naszym następcom.
Radio, o ile wiem, ma obowiązek rejestracji i przechowywania swego programu przez jakiś czas.
Andrzej Bąk: To są tak zwane szpiegi. Jeśli któryś ze słuchaczy, polityków, bądź zarządu radia stwierdzi, że w jakiejś audycji nastąpiło przekłamanie, pomówienie, albo ktoś został obrażony, istnieje przez kilkadziesiąt dni możliwość sprawdzenia spornego fragmentu audycji. Szpiegi rejestruje się na dyskach twardych.
Wiem, że bardzo lubisz odrestaurowane, stare nagrania.
Andrzej Bąk: Mam kolekcję starych, jeszcze szelakowych płyt, spory zasób taśm magnetofonowych i odpowiedni sprzęt. Sam wiesz, jaka to przyjemność, gdy usłyszysz czystszy niż oryginał głos śpiewaka, który nagrał arię osiemdziesiąt lat temu!
Jaka, Twoim zdaniem, będzie przyszłość radia? Uda mu się przetrwać nowe technologie?
Andrzej Bąk: O przyszłość radia jestem całkowicie spokojny. Radio jest najintymniejszą formą kontaktu z tysiącami odbiorców naraz. Z drugiej strony nie jest tak absorbujące i zaborcze, jak telewizja, odpada konieczność bezmyślnego gapienia się godzinami w ekran. Przy radiu miliony ludzi pracują, jest obowiązkowym towarzyszem w każdym zakładzie, nie tylko rzemieślniczym, a samotnym i chorym stwarza najlepszą namiastkę obecności z innymi. Prędzej czy później także my przejdziemy na radiofonię cyfrową, która radykalnie poprawia odbiór. Prawdopodobnie technika doda jeszcze wiele, ale idea z pewnością pozostanie taka sama. Nie widzę dla radia jakiejś sensownej alternatywy, przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości. Radio będzie wieczne!
Rozmawiał: Marcin Andrzejewski
Zdjęcia: Przemek Modliński (Radio Merkury S.A.)
Wywiad ukazał się w numerze 12/2006 miesięcznika Muzyk.