CZY TO, ŻE WYCHOWYWAŁAŚ SIĘ NA WSCHODZIE POLSKI, NIEMAL PRZY UKRAIŃSKIEJ GRANICY, MA ODZWIERCIEDLENIE W TWOJEJ WRAŻLIWOŚCI, ESTETYCE…? CZUJESZ W SOBIE JAKĄŚ FOLKOWĄ, WSCHODNIĄ NUTĘ?
Ania Karwan: Zdecydowanie tak. Tam na wschodzie muzyka to codzienność. Wychowałam się w rodzinie, w której moja mama śpiewała w domu odkąd pamiętam, wcześniej grała na mandolinie i skrzypcach, moja siostra również śpiewała i do dzisiaj jesteśmy w stanie zaśpiewać z dziewczynami na trzy głosy. Mój śp. Tata tańczył w młodości w zespole ludowym. Do naszej rodziny dołączył wujek, który zaszczepił we mnie miłość do instrumentów klawiszowych, muzyki biesiadnej i akordeonu. Mam w sobie ogromne pokłady folku.
CZY MAJĄC DAJMY NA TO 10 LAT, POMYŚLAŁAŚ SOBIE, ŻE MOŻE FAJNIE BY BYŁO ZOSTAĆ GWIAZDĄ JAK MADONNA I ZACZĘŁAŚ ŚPIEWAĆ? MIAŁAŚ WŁASNY ZESPÓŁ, Z KTÓRYM ROBIŁAŚ PRÓBY W PIWNICY, CZY TO WSZYSTKO INACZEJ SIĘ ZACZĘŁO?
Ania Karwan: Kiedy miałam 10 lat byłam pewna, że zostanę najsławniejszą tancerką na świecie. Stety niestety nie było mi dane kontynuować tej pasji. Dzisiaj są inne czasy. Można wielu rzeczy nauczyć się oglądając teledyski na YouTube. Wtedy były albo zajęcia, albo nic. Musiałam przerwać tę miłość. Wpadłam w świat teatru i sztuki aktorskiej i Bogu dziękowałam, że gdzieś mogę wylać te łzy z tęsknoty za tańcem. Oddałam się temu w pełni. Natomiast muzyka, śpiewanie wyszły tak bardzo przypadkiem, że długo nie traktowałam tego poważnie, chociaż dość szybko zaczęłam osiągać pierwsze, małe sukcesy i zarabiać pierwsze pieniądze. Nie zapomnę jak na pokazie pierwszych klas mojego XL LO im. Stefana Żeromskiego w Warszawie, nasza artystyczna klasa prezentowała swój program, a ja zostałam oddelegowana do zaśpiewania piosenki. Wyszłam na środek i a cappella (bo nie było wtedy tak łatwo dostępnych podkładów jak dzisiaj) zaśpiewałam „Nie ma, nie ma Ciebie” (z rep. Kayah & Bregović), Paulina Przybysz – moja przyjaciółka z ławki śpiewała mi chórki i po raz pierwszy zobaczyłam coś magicznego w oczach ludzi. Udało mi się zabrać ich w mój świat. Weszli w moje emocje. To jest takie zjawisko, którego do końca nie da się zwerbalizować kiedy wiesz, że masz tych ludzi w garści i możesz im nalać do uszu najpiękniejsze wrażenia, bo wszystko idzie Ci z serca. Wtedy poczułam, że to jest właśnie TO i zaczęłam poznawać smak tego zawodu.
PRZYPOMNIJ NAM SWOJE MUZYCZNE I ARTYSTYCZNE PORTFOLIO. WIEM, ŻE Z POWODZENIEM BRAŁAŚ UDZIAŁ W WIELU PROGRAMACH CASTINGOWYCH, GOŚCIŁAŚ W UTWORACH WIELU GWIAZD…
Ania Karwan: To będzie i dla mnie niezły powrót do przeszłości. Zaczęło się śmiesznie, bo od zwykłych kolonii, na których wygrałam konkurs i mogłam zaśpiewać cały koncert sama. Miałam tylko 11 lat, nie miałam pojęcia nawet o tym jak się trzyma mikrofon. Później wspomniany powyżej występ klasowy, a potem uderzyłam już bardzo wysoko, bo pojawiłam się w trio w programie „Droga do gwiazd”. Miałam 15 lat. Przeszłam w tym czasie pierwsze „joby” w centrach handlowych, knajpach, zagrałam pierwsze wesela. Obserwując sukcesy mojej przyjaciółki Pauliny w zespole Sistars miałam przyjemność też znać jej muzyków. Jeden z nich – Marcin Ułanowski zaproponował moje nazwisko w zespole Ani Dąbrowskiej. Ania szukała wtedy chórzystki. Tak się zaczęła moja przygoda z show biznesem, bo stamtąd trafiłam do zespołu Moniki Brodki, później Sylwii Wiśniewskiej, nagrałam płytę kolędową z Andrzejem Piasecznym, rozpoczęłam współpracę z Łukaszem Targoszem w studio Spot, grałam jednocześnie swoje koncerty. Pamiętam że ten czas kiedy pracowałam z nim i z Jackiem Tarkowskim w studio, dzień w dzień przez kilka lat nauczył mnie wielkiej dyscypliny, perfekcji i odnalezienia się w każdym rodzaju muzyki. Nagrałam kilkaset piosenek do programów, seriali, filmów, spotów, reklam, tego się nie da zliczyć. Pisałam scenariusze do reklam, parzyłam kawę aktorom, a wieczorami śpiewałam do filmów, w których grali i biegłam na jam session bez których nie umiałam żyć. Wiadomo było, że jak ktoś musi zaśpiewać niemożliwą ilość harmonii w numerze, to można było śmiało dzwonić do mnie 🙂 W następnych latach śpiewałam z Pauliną Przybysz, Kasią Cerekwicką, miałam krótki i cudowny epizod ze Stanisławem Soyką. To był jeden koncert, ale niezwykle wyjątkowy, bo przypadający na 25-lecie jego pracy artystycznej. Marzę o duecie ze Staszkiem od wielu lat. Po drodze zdarzyła mi się wygrana w programie „Szansa na sukces”, niestety nie udało mi się wystąpić w Sali Kongresowej na finale, byłam bardzo załamana, że to się wtedy nie udało. Moja ostatnia współpraca w roli chórzystki była w zespole Ani Wyszkoni i tę przygodę wspominam z wielkim uśmiechem i łezką w oku.
To była moja najdłuższa współpraca z Artystką i mam z tego okresu najwięcej śmiesznych i pięknych wspomnień. Najpiękniejszym jest to, kiedy dowiedziałam się, że będę mamą. Mój solowy występ na Top Trendach okazał się podwójnym sukcesem (śmiech). To jest też czas, kiedy wzięłam udział w „Must Be The Music” i kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że nie wiem, co tak naprawdę chcę powiedzieć ludziom. Dostałam wtedy reprymendę od śp. Kory, że jeśli chcę śpiewać do końca życia covery to nie zrobię kariery, a jeśli chcę robić swoje to mając 25 lat (wówczas) to już jest ostatni dzwonek.
Kiedy urodziłam moją córeczkę odeszłam z zespołu Ani i zaczęłam stawiać pomału samodzielne kroki. Zaczęłam robić płytę z Matheo, której ostatecznie nie skończyliśmy, ale z tego duetu urodził się debiut na Wembley Arena z piosenką „Nie idź” i nasz remix utworu „Aleja gwiazd”, który później został wykorzystany w orkiestrowej wersji do filmu Tomka Bagińskiego. Z Matheo zrobiliśmy też kilka udanych otwarć Gal KSW, płytę „Nowe Pokolenie 14/44” (razem z Grzechem Piotrowskim), dwie interpretacje utworów Marka Grechuty („Śpij, bajki śnij” i „Wszystko dla Twej miłości”) i zakończyliśmy współpracę. Na kilka lat osiadłam w znowu w klubach, grałam live act’y z DJ’ami i był to czas mojego załamania. Byłam pewna, że moja kariera raczej się kończy. To był największy kryzys muzyczny i osobowościowy jaki przeżyłam i trwał on ponad 3 lata. Rozpoczęłam wtedy współpracę z Izą Biernat, która widziała we mnie tlącą się nadzieję, że może uda mi się kiedyś jeszcze wyjść do ludzi z własnymi, dobrymi utworami. Podjęłam wtedy decyzję, że ostatni raz wchodzę do program. Był to „The Voice of Poland”, w którym wygrałam samą siebie. Dostałam tam wiatru w skrzydłach, ale minęło kolejne dwa lata zanim znalazłam się tu gdzie jestem teraz. Wydałam dwa single, nie miałam producenta, wytwórni, grałam w serialu i mimo braku fundamentów grałam koncerty ze swoimi piosenkami. Przyszedł jednak moment podjęcia kolejnej męskiej decyzji i wykonania telefonu do Bogdana Kondrackiego. Zbierałam się do tej rozmowy od 19 roku życia, a bałam się tak bardzo, że wysłałam smsa, nie byłam w stanie mówić. Moja wiadomość do niego była bardzo konkretna i wymowna. Przyznałam się wtedy, że Bogdan jest jedynym producentem, którzy może dać radę dźwignąć te pokaleczone 18 lat i jeśli nie On to po prostu nikt. Od dwóch lat grałam już ze swoim pianistą i kompozytorem Tomkiem Świerkiem i miałam nadzieję, że kiedy Bogdan zgodzi się produkować tę płytę, to będziemy mogli we trójkę komponować piosenki. Do naszego trio dołączyła Karolina Kozak i tak powstało 12 najpiękniejszych historii mojego życia, dzięki którym m.in. mogę dzisiaj z Tobą rozmawiać, i dzięki którym spełniło się moje ogromne marzenie.
NA SWÓJ DEBIUT CZEKAŁAŚ 18 LAT, CZYLI OD URODZENIA. POWIEDZ PROSZĘ NA CO TYLE CZEKAŁAŚ…?
Ania Karwan: Na znalezieniu mojego Ja i swojego miejsca w muzyce. Szukałam odpowiedzi, co ja właściwie mam do powiedzenia ludziom. Musiałam przeżyć na własnej skórze coś, z czym można by się było utożsamić, bo nie nadaję się do śpiewania o niczym.
CO ARTYSTA MA W GŁOWIE, GDY PODCHODZI DO NAGRYWANIA PIERWSZEJ PŁYTY MAJĄC TAKIE DOŚWIADCZENIE I TAKI ARTYSTYCZNY POTENCJAŁ JAK TY? JAK TO WSZYSTKO ZMIEŚCIĆ W DWUNASTU PIOSENKACH?
Ania Karwan: Na początku grałam pewniaka, że jestem tak obcykana we wszystkim, że nic mnie nie zaskoczy. Z każdą kolejną, napisaną piosenką zaczynałam rozumieć, że ktoś poważnie zaczyna grzebać mi w głowie. I to byłam trochę ja, trochę Tomek z Bogdanem, a najbardziej Karolina, która na podstawie moich historii pisała dla mnie teksty. Zaczęło się robić niebezpiecznie, bo pierwsze maski spadały. Najtrudniejszym momentem było zaśpiewanie tych piosenek, bo nie mogłam już sobie pozwolić na udawanie, nie miałam się gdzie schować. Przeżywałam najgorsze katusze przed mikrofonem, bo cały czas słyszałam Karolinę, która mówiła „Karwan, ja słyszę poprawne śpiewanie, ale nie słyszę tekstu, nie czuję, że Ty wiesz sama o co Ci chodzi”. Bałam się otworzyć i przeżyć na nowo te historie. Przecież to boli. Po co zadawać sobie znowu ból? Po to, żeby w końcu rozliczyć przeszłość, a dzięki temu odbiorca usłyszy prawdę. To była autoterapia. Chorowałam podczas nagrań, wpadałam w histerie i panikę. Wyłaziły demony. Wraz z ostatnią nagraną piosenką poczułam, że weszłam na wyższy stan świadomości i teraz w zupełnie nowej skórze wychodzę na scenę zaśpiewać nasze dzieło. Dumna i spełniona.
JAK WYGLĄDAŁA REALIZACJA I PRODUKCJA PŁYTY? BYŁY ŚCISŁE TERMINY, CZY SWOBODA I DUŻO CZASU? DŁUGIE SESJE W CUDOWNYM STUDIO CUSTOM 34, CZY MOŻE TAKŻE HOME RECORDING…?
Ania Karwan: Dużo zależało od mojego zaangażowania. Bogdan do niczego mnie nie zmuszał, wręcz trzymał się teorii, że spieszenie się z czymkolwiek to nie jest dobry pomysł, ale trzymał się stałych terminów. To mi się zdarzało nie dojechać do studia, nie wyrobić z obowiązkami, niekiedy chorym dzieckiem, albo koncertami. Potrafiłam też zawalić bo zwyczajnie nie wyrabiałam kondycyjnie, albo emocjonalnie, ale zarówno Bogdan jak i Karolina wykazywali się wielkim zrozumieniem i cierpliwością do mnie. Jestem im za to wdzięczna, że nigdy nie usłyszałam złego słowa. Na początku komponowaliśmy wszędzie gdzie złapaliśmy wenę, ale ostatecznie spotykaliśmy się w studio 2track u Bogdana w Warszawie i pracowaliśmy nad tymi kompozycjami i częścią nagrań. Później trzytygdniowy wyjazd do Custom 34 i resztę nagrań, realizacja wokali została zarejestrowana znów u Bogdana w studio. Oba to cudowne miejsca do tworzenia i pracy nad płytą, każde inne, każde wyjątkowe. Custom 34 to wielkie studio, do którego przyjeżdżają muzycy i producenci z całego świata, panuje tam wyjątkowo ciepła atmosfera. Studio Bogdana to studio domowe, równie profesjonalne z magicznym klimatem. Bogdan jest Czarodziejem, więc i jego miejsce pracy jest takie.
KTO ODPOWIADA ZA ARANŻE I BRZMIENIE PŁYTY? ILE ZMIENIŁO SIĘ DOPIERO W STUDIO W STOSUNKU DO TEGO CO WYOBRAŻAŁAŚ SOBIE PRZED NAGRANIAMI?
Ania Karwan: Zarówno za aranże jak i brzmienie odpowiada Bogdan, ale jego otwarty umysł i szacunek pozwalał na nasze sugestie z Tomkiem, pomysły Karoliny czy Piotra Łukaszewskiego i Daniela Walczaka. Bogdan zrobił również mix płyty, a za master odpowiada Piotr Łukaszewski.
PRZEDSTAW PROSZĘ ZESPÓŁ, KTÓRY TOWARZYSZYŁ CI W STUDIO. CZY MASZ TAKŻE SWÓJ WŁASNY, KONCERTOWY, W MIARĘ STAŁY SKŁAD MUZYKÓW?
Ania Karwan: Pracowaliśmy w cudownym gronie. Kompozycje powstawały wszędzie. W domu, w samochodzie, budziłam się w nocy i pisałam, w studio u Bogdana, na wyjazdach, na zakupach. Z kilkunastoma piosenkami pojechaliśmy do Studia Sławka Mroczka Custom 34 w Gdańsku i rejestrowaliśmy tam nagrania przez 3 tygodnie. Zabrałam dziecko i opiekunkę pod pachę i wyprowadziłam się do Sopotu na prawie miesiąc. Realizował nas Daniel Walczak i Bogdan Kondracki.
Na początku zarejestrowaliśmy bębny, jestem dumna z tego, że właśnie Robert Luty je nagrywał. Marzyłam o tym długo, bo kocham jego werbel. Gitary nagrywał Piotr Łukaszewski, legenda polskiej muzyki, który na co dzień produkuje i realizuje w Custom 34 i jest dobrym duchem tego miejsca. Tomasz Świerk – współkompozytor płyty i mój pianista nagrał genialne partie instrumentów klawiszowych, fortepiany i piana. W nagraniach wziął też udział Przemek Świerk – brat Tomka, który nagrał partie gitar do kilku utworów. Bas nagrał sam Bogdan Kondracki i zadbał o wszelkie dopieszczenia.
Jeśli chodzi o zespół koncertowy to rozpoczęłam właśnie zupełnie nową współpracę z muzykami. Zaprosiłam do współpracy wspomnianego wcześniej Daniela Walczaka, który jest naszym producentem koncertowym.
Przygotowujemy się właśnie do pierwszej trasy koncertowej i z racji wcześniejszych doświadczeń, kiedy musiałam dbać o wszystko sama, postanowiłam oddać tę część pracy wybitnemu specjaliście. Daniel jest szefem muzycznym w moim zespole. Nie gra z nami fizycznie, ale opiekuje się każdym dźwiękiem i razem z Mateuszem Michalikiem (realizatorem) i Filipem Dzięciołem (realizatorem i właścicielem firmy Live-Stage) dbają o nasz komfort techniczny.
Do współpracy na scenie zaprosiłam najlepszych dla mnie muzyków. Tomek Świerk – piano – geniusz, z którym rozumiem się na scenie bez słów, Piotr Bogutyn – gitara, niezwykle zdolny muzyk z ogromnym zaangażowaniem i sercem, pięknym soundem i wiedzą. Piotrek jest wyjątkowym gitarzystą, którego aż trzeba czasem poprosić, żeby się podgłośnił, co się rzadko zdarza (śmiech). Na basie gra ze mną Michał Burzymowski, którego vintage’owy sound kupił moje retro serce od pierwszych dźwięków. Błażej Gawliński – perkusista, który ujął mnie pewnością siebie, świetnym brzmieniem werbla, które uwielbiam i trzymaniem całego zespołu w ryzach. Mam świetny skład, z którym czeka mnie zbudowanie nowego, wspólnego brzmienia i nie mogę się już doczekać koncertów.
JAK TRAFIŁAŚ POD SKRZYDŁA 2TRACK RECORDS? TO PRZECIEŻ JEDNA Z NAJLEPSZYCH EKIP W TYM KRAJU JEŚLI CHODZI O WYTWÓRNIE!
Ania Karwan: To prawda, najlepsza! Kiedy zaproponowałam Bogdanowi współpracę, jednym z jego warunków było wydanie tej płyty w jego wytwórni. Dostałam od Bogdana i Sławka ogromne wsparcie, szacunek i przestrzeń na moje artystyczne marzenia. Tak właśnie powinni być traktowani Artyści. Nie od dzisiaj wiadomo, że jak się kogoś tłamsi i wykorzystuje to nie ma co liczyć na kreatywność i rozkwit. Bogdan i Sławek mają to doświadczenie w branży, którego brakuje wielu osobom. Podziwiam ich odwagę, bo zaryzykowali bardzo wiele względem mnie. Mam nadzieję, że przyniosę im spełnienie i satysfakcję.
TWÓJ DEBIUT TO W ZASADZIE AMBITNY, ATRAKCYJNY POP PODANY W ZACHĘCAJĄCY SPOSÓB. BARDZO TO DO MNIE TRAFIA! TAKI BYŁ ZAMIAR JEŚLI CHODZI O ZAWARTOŚĆ ALBUMU?
Ania Karwan: Tak. Nie umiem śpiewać o niczym. To znaczy – może umiem, ale nie chcę. Miałam 18 lat, żeby sprawdzić każdy rejon muzyki i show biznesu. Mogłam wybrać wszystko. Wybrałam prawdę, emocję. Może jest to trudniejsza droga, mniej spektakularna, ale planuję swoją karierę długoterminowo i zdecydowanie wolę budować ambitną więź ze słuchaczem, niż karmić go płaskim przekazem.
NIE WIEM, CZY TY SIĘ INSPIRUJESZ PINK, ALE JA MOMENTAMI, GDY ZAMYKAM OCZY I SŁUCHAM JAK ŚPIEWASZ W WYŻSZYCH REJESTRACH, CZUJĘ TEN SPECYFICZNY TEMBR, DELIKATNE WIBRATO – WIDZĘ WŁAŚNIE JĄ! POWIEDZ JAK ĆWICZYŁAŚ SWÓJ GŁOS, CZY BRAŁAŚ LEKCJE, CZY BYŁ REŻIM ĆWICZEŃ, CZY SZŁO TO RACZEJ NATURALNIE?
Ania Karwan: To zaskakujące, bo nigdy nie przepadałam za stylistką Pink, ale dziękuję, bardzo mi miło, bo Pink jest świetną wokalistką. Do czasów „The Voice of Poland” niestety nie brałam żadnych lekcji i nie raz mocno na tym ucierpiałam. Mam za sobą trzykrotną utratę głosu, guzki na strunach głosowych, wiele lat przyjmowania leków i rehabilitacji. Został mi jeszcze taki lęk, że kiedy budzę się po koncercie z lekką chrypą, to dopóki się nie „rozgadam”, jestem lekko zaniepokojona. Na szczęście trafiłam w ręce Kasi Rościńskiej, wokalistki z wielkim darem, która jako jedyna do mnie przemawia. Kasia uczy jak w zdrowy, pełen szacunku do swojego instrumentu sposób, wydobyć dźwięk, nie robić sobie krzywdy i korzystać z głosu przez lata. Kasia mnie okiełznała. Mam przed sobą jeszcze długie lata na scenie, jestem pewna że Ona pomogła mi przedłużyć życie na scenie już teraz.
POWIEDZ PRZY OKAZJI O TWOICH IDOLKACH LUB IDOLACH. KTO CIĘ INSPIRUJE I KOMU ZAZDROŚCISZ?
Ania Karwan: Jeśli chodzi o inspiracje to w trakcie prac nad płytą wywrócił się mój światopogląd do góry nogami. Nie spodziewałam się, że tak mocno odejdę od ukochanego kiedyś soulu i r&b. Coraz bardziej inspirują mnie polscy Artyści. Niezmiennie Kayah, Igor Herbut, Krzysiek Zalewski, Dawid Podsiadło, Jessie Ware, Blood Orange. Czy komuś zazdroszczę? Nie, podziwiam za odwagę, cieszę się czyimś sukcesem, ale do tego też trzeba dojrzeć 🙂
KORZYSTASZ NA KONCERTACH Z JAKICHŚ EFEKTÓW, HARMONIZERÓW, PITCH SHIFTERÓW, LOOPERÓW ETC.?
Ania Karwan: Kiedyś korzystałam na scenie z Helicona. To był epizod w moim życiu kiedy śpiewałam dużo klubowej muzyki. Aktualnie jedynych efektów jakich używam to delay i reverb, czyli bardzo podstawowych wspomagaczy.
JAKICH MIKROFONÓW I SYSTEMÓW DOUSZNYCH UŻYWASZ NA SCENIE?
Ania Karwan: Jeśli chodzi o systemy douszne to całym zespołem, korzystamy z najlepszych obecnie na rynku systemów Shure PSM1000. Korzystam też z bezprzewodowego systemu mikrofonowego Shure UHF-R z dynamiczną kapsułą BETA58A.
JAKIE MASZ DOŚWIADCZENIA I OPINIĘ O NASZYM POLSKIM SZOŁBIZNESIE – DBA SIĘ W NIM O WARTOŚCI WYŻSZE TAKIE JAK TALENT WYKONAWCY, WALORY ARTYSTYCZNE UTWORÓW ITP. CZY TO RACZEJ CELEBRYCI, KASA I PIĘKNE OPAKOWANIA DO NIECIEKAWEJ TREŚCI…?
Ania Karwan: To wszystko zależy na jakich trafi się ludzi. Moje początkowe doświadczenia były trudne. Jeszcze parę lat temu dość bezlitośnie traktowało się muzyków, chórzystki zarówno w środowisku jak i poza. Moja wrażliwość jest wyjątkowa. Nie tak trudno było ją wykorzystać, kiedy miało się przed sobą młodą, łatwowierną dziewczynę, która pragnie śpiewać. Nie ukrywam, że przez te wszystkie lata zbudowałam sobie niezły pancerz. Niestety ma to swoje dobre i złe strony, bo stałam się bardzo nieufna, bezczelna i pyskata, dopóki w końcu nie zbudowałam teamu, któremu na mnie zależy, który o mnie dba i respektuje moje umiejętności. W tej chwili pracuję z ludźmi, którzy wyznają te same, lub podobne wartości, gramy do wspólnej bramki, szanujemy się i cieszymy z każdego sukcesu. To jest ogromna wartość. Jestem za to wdzięczna.
CO BYŚ DORADZIŁA MŁODSZYM ARTYSTOM, KTÓRZY JESZCZE ZA BARDZO NIE WIEDZĄ JAK TEN CAŁY BIZNES DZIAŁA…
Ania Karwan: Przede wszystkim mieć wokół siebie dobrych, pokornych ludzi. Rodzina i przyjaciele to fundament, tarcza na której można się oprzeć. Ten biznes codziennie działa inaczej. Jest bezlitosny, ale niewątpliwie daje ogromne możliwości. Nie mam złotej rady, ale na pewno trzeba uważać, bo nie wszystko złoto co się świeci. Jedyną rzecz, którą powtarzam od dawna to to, że wiara w siebie i spokój ratują na każdym kroku. Mnie tych dwóch cech długo brakowało, dlatego miotałam się aż tak długo.
NAPISAŁAŚ NIEDAWNO NA PORTALU SPOŁECZNOŚCIOWYM DO SWOJEJ MANAGERKI IZY: „DZIĘKUJĘ CI, ŻE MNIE WYRWAŁAŚ Z TEJ OKRUTNEJ OTCHŁANI”. CZY ZECHCESZ POWIEDZIEĆ, Z JAKIMI PROBLEMAMI SIĘ ZMAGAŁAŚ? TO PODZIĘKOWANIE ZABRZMIAŁO NIEPOKOJĄCO…
Ania Karwan: Iza uwierzyła we mnie i trwa w tej wierze do dzisiaj. Była przy mnie przy moich najgorszych chwilach zwątpienia, nawet przez chwilę nie miała wątpliwości, że uda mi się wyjść z kryzysu. Jest nie tylko moim managerem, ale też przyjaciółką, takich ludzi prawie nie ma.
DZIĘKI PIĘKNE ZA ROZMOWĘ!
Rozmawiał: Maciej Warda
Zdjęcia: Marek Straszewski
Strona internetowa artystki: aniakarwan.com
Wywiad ukazał się w numerze 3/2019 miesięcznika Muzyk.