Tracy Chapman debiutowała w 1988 roku albumem zatytułowanym własnym imieniem i nazwiskiem, który od razu wyniósł ją do czołówki amerykańskich piosenkarek. Otrzymać „na dzień dobry” aż cztery nagrody Grammy i zyskać tylu zwolenników, by płyta mogła pokryć się platyną, potrafił mało kto, na dobrą sprawę to właściwie triumf bez precedensu. Na szczęście Tracy wytrzymała presję niebywałej popularności i z powodzeniem kontynuuje swą karierę do dziś. Każdy z ośmiu albumów studyjnych jakie nagrała, wystawia jej doskonałe świadectwo artystki w pełni dojrzałej, absolutnie przekonanej do stylu, jaki obrała. Zgodnie ze swymi niezwykłymi warunkami głosowymi, uprawia przede wszystkim folk, z domieszką bluesa, soulu i rocka. Wszędzie, również u nas, ma miliony entuzjastów. Może to dziwne, ale w przeszłości tylko raz wydała album z kompilacją swoich hitów, natomiast podwójna płyta „Greatest Hits”, o której dzisiaj piszę, ukazała się ledwie kilka miesięcy temu. Osiemnaście utworów zostało rzecz jasna zremasterowanych i przygotowanych specjalnie na tę okazję. Wybór, dokonany zresztą przez samą Tracy, wydaje mi się wyjątkowo trafny i zarazem reprezentatywny dla jej repertuaru. Znalazły się tu piosenki ze wszystkich krążków artystki, choć oczywiście nie wszystkie są reprezentowane w tym samym stopniu. Zakładając teoretycznie, że krążek może trafić do odbiorców, którzy nigdy o Tracy Chapman nie słyszeli, po przesłuchaniu tego albumu powinni już wiedzieć o niej wszystko. Chapman cenię przede wszystkim za szczególny klimat, jaki potrafi wytworzyć w śpiewanych przez siebie utworach. Słuchając jej mam wrażenie, że za każdym razem wnosi sobą jakąś tajemnicę, którą objaśnia tylko w części. Jej interpretacja i głos sprawiają, że nawet słabsze piosenki, które przecież w jej repertuarze także się znajdują, nabierają większego sensu i znaczenia, „rosną” artystycznie. Muszę dodać, że Chapman nie uległa obowiązującej modzie i nie zdecydowała się na dodanie żadnego utworu nieznanego, chowanego dotychczas w szufladzie, czy absolutnie premierowego. Jest tu tylko jeden cover kończący całość, „Stand By Me”, nagrany na żywo podczas telewizyjnego, modnego w USA programu David Letterman Show. Dla mnie najpiękniejszą z wybranych piosenek jest ballada „The Promise”, a z bardziej dynamicznych, „Give Me One Reason”, choć świetnych utworów jest zdecydowana większość. Ale Państwo mogą mieć zupełnie inne, własne typy…
Tekst: Marcin Andrzejewski
Recenzja ukazała się w numerze 4/2016 miesięcznika Muzyk.
Strona internetowa artystki: www.tracychapman.com