Joe Bonamassa jest artystą bardzo aktywnym. Nawet, jeśli brać pod rozwagę tylko jego dorobek płytowy. Otóż ten wokalista i gitarzysta bluesowo-rockowy wydał już wiele albumów firmowanych swoim nazwiskiem. „Driving Towards the Daylight” stanowi jego ostatnie, tegoroczne dokonanie. Bonamassa grając na nim repertuar bluesowy – stanowi go kompilacja kompozycji autorskich i standardów bluesowych – nadaje mu wyraźnie swoje indywidualne cechy. Każdy z zarejestrowanych jedenastu utworów, mając odmienny przebieg rytmiczny i wyrazowy, pełni rolę bazy, na której tle jego śpiew i komentarze gitarowe stanowią wartość nadrzędną. A jest Joe Bonamassa wokalistą interesującym i jednocześnie wirtuozem swego instrumentu. W jego interpretacjach, konstruowanych w niemal rockowej ekspresji, słychać też odwołania do dokonań innych wspaniałych muzyków wypowiadających się w podobnej mu orientacji stylistycznej. Stevie Ray Vaughan, Steve Vai i Robben Ford są, m.in. tymi tuzami, których wpływ był niewątpliwy na kształtowanie się osobowości Bonamassy. W nagraniu krążka, liderowi grającemu jeszcze dodatkowo na mandolinie i dobro, towarzyszył zespół w składzie: gitara, organy Hammonda (lub fortepian), gitara basowa i zestaw perkusyjny. Cały materiał muzyczny został zarejestrowany w studiu w Las Vegas. Jest to o tyle ważne wspomnienia, bo to oznacza, że obok pewnych jakości sonorystycznych, o bardzo dalekich związkach z country-bluesem, nagrania są perfekcyjnie zrealizowane i pulsują energią. W sumie „Driving Towards the Daylight” jest wzorcowym przykładem współczesnego białego bluesa, o silnie rockowych korzeniach.
Tekst: Piotr Kałużny
Internet: jbonamassa.com
Recenzja ukazała się w numerze 9/2012 miesięcznika Muzyk.